[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Narzuciliśmy sobie teraz bardzo szybkie tempo. Nie chciałbym, abyś przy tej
prędkości wychodziła sama na pokład. Wystarczy, że mnie zawołasz, a pójdę z tobą.
- Czy to rozkaz? - spytała Jill przekornie.
- Owszem, jeśli tak do tego podchodzisz.
- No, pięknie! - zirytowała się Jill.
Po wyjściu Claya pożałowała swoich słów. Nie wiedziała, dlaczego zawsze chciała
się z nim sprzeczać.
Całe dwie godziny Jill spędziła na lektorze kryminału. Wartka akcja i
skomplikowana intryga sprawiły, ze nie przestała czytać, dopóki nie dotarła do
końca książki.
Potem usiadła przy oknie i zamyśliła się. Ciekawa była, jak będzie wyglądało ranczo
w Teksasie, jak przyjmą ją krewni Claya, co tam będzie robić.
Nagle zrobiło się jej duszno. Postanowiła zaczerpnąć nieco świeżego powietrza.
Pamiętała o zakazie Claya, ale zdecydowała, że go zignoruje. Nie była przecież
małym dzieckiem, które trzeba prowadzić za rączkę.
Stojąc przy relingu, stwierdziła, że morze wcale nie wygląda groznie.
- Czy nie mówiłem ci, że nie wolno ci wychodzić samej na pokład?
- usłyszała za sobą rozwścieczony głos Claya. Szarpnął ją za ramię i odciągnął od
relingu.
- Puść mnie natychmiast! - krzyknęła. - Będę robić to, co mi się podoba!
Clay pociągnął ją za sobą do salonu. - O nie, moja droga! Dopóki ja tu rozkazuję,
musisz mnie słuchać!
Usadził ją siłą na sofie. - Nie waż się wychodzić stąd beze mnie!
- nakazał i zamknął za sobą drzwi.
Patrzcie państwo, znalazł się pan i władca! Już ona mu pokaże, gdzie ma te jego
zakazy i rozkazy!
Odczekała chwilę i wróciła na pokład. Azy goryczy i upokorzenia pojawiły się w jej
oczach.
Wychyliła się za reling, nie widząc wielkiej fali, która galopowała na jacht.
Wypadek zdarzył się tak szybko, że nie zdążyła nawet krzyknąć. Błyskawicznie
znalazła się w lodowato zimnej wodzie. W nagłym przebłysku przytomności
pomyślała, że za wszelką cenę musi utrzymać głowę nad powierzchnią wody. Czuła
się tak, jak gdyby śnił się jej jakiś koszmarny sen. Z niepokojem obserwowała
oddalający się jacht.
- Clay! Clay! - krzyknęła z całych sił. - Nie zostawiaj mnie tu samej! Nie bała się o
swoje życie, bała się, że straci Claya. Krzyczała nadal,
choć właściwie nie miała specjalnej nadziei, że ktoś z jachtu ją usłyszy. Słabła coraz
bardziej, a potężne fale co chwila zalewały ją całą.
Nagle zauważyła, że Chaparrel" zmienia kurs. Jacht zatoczył łuk i podpłynął do
miejsca, gdzie walczyła z falami.
Jeden z marynarzy zauważył na szczęście, że wypadła przez burtę, i w porę
zareagował. Pobiegł do sterówki. - Zatrzymać! Zatrzymać! - krzyczał głośno. -
Człowiek za burtą!
Clay natychmiast zredukował szybkość i zawrócił jacht. - Co się stało?
- Tam! Ona jest tam! - pokazywał rozgorączkowany marynarz.
- Ona?! - Clay schwycił młodego chłopaka za kołnierz.
- Tak... pańska żona! Wypadła za burtę! Nie mogłem temu zapobiec. Byłem za
daleko.
Claya ogarnął paniczny strach. Podał Billowi instrukcje, włożył kamizelkę,
przepasał się sznurem i skoczył do wody. Ta maleńka postać, rozpaczliwie walcząca
z rozszalałym żywiołem, była mu droższa niż wszystko inne na świecie. Zrobi, co w
jego mocy, żeby ją ocalić.
Jill poczuła, że obejmują ją silne ręce. Tak, Clay był przy niej. Zaprzestała walki z
wodą. Kocham go, pomyślała, a w chwilę pózniej straciła przytomność.
Kiedy się wreszcie obudziła z głębokiego snu, Clay był przy niej. Nie odszedł ani na
moment. Miał dużo czasu na refleksję. Uznał, że nie może Jill zatrzymać przy sobie
siłą. Ich małżeństwo byłoby jednym ciągiem kłótni, no i pewnie znowu
próbowałaby uciekać. Decyzja ta była dla niego bardzo bolesna, ale musiał spojrzeć
prawdzie w oczy.
- Lepiej się już czujesz? - spytał półgłosem.
- Tak... dziękuję. Przepraszam, że sprawiłam ci tyle kłopotu. Clay spojrzał na nią
obojętnie. - Tak... - powiedział, zerwał się
gwałtownie i wyszedł z kabiny.
Nienawidzi mnie! - przeraziła się Jill. Nigdy mi nie wybaczy tej lekkomyślności!
Czuła się zle, ale wstała z łóżka, ubrała się i podążyła za mężem.
Znalazła go w salonie. Przyrządzał sobie właśnie drinka. Spojrzał na nią zimnym,
odpychającym wzrokiem.
Jill zatrzymała się niezdecydowana. - Poproszę kieliszek wina - mruknęła.
Podał jej kieliszek w milczeniu.
Trudno jej było wytrzymać to zimne spojrzenie jego ciemnych oczu.
- Czy jutro dotrzemy do Galvaston? - spytała, żeby przerwać ciszę.
- Nie!
Ton jego głosu przeraził Jill.
- Pojutrze?
- Nie!
Clay wyglądał, jakby za chwilę miał wybuchnąć.
- Więc kiedy? - odważyła się zadać jeszcze jedno pytanie.
Clay zerwał się na równe nogi i cisnął szklaneczką o ścianę. Jill także wstała.
- Tak mi przykro... naprawdę...
- Jutro wieczorem będziemy w Buenaventurze - powiedział przez zęby.
- W Buenaventurze? Dlaczego?
- Zawróciliśmy.
- Ale... dlaczego?
- Do diabła! Nie patrz na mnie jak niewiniątko! Wiesz dobrze, dlaczego!
- Nie... nie wiem - wyjąkała speszona.
- Wolałaś śmierć niż mnie - powiedział Clay smutno.
- O czym ty mówisz, Clay?!
- Skoczyłaś do wody, żeby się ode mnie uwolnić, a ja nie mam prawa cię
zatrzymywać. Wrócisz do ojca, na plantację. Tak będzie lepiej dla nas obojga.
- Clay, posłuchaj, to jakieś koszmarne nieporozumienie! Ja nie skoczyłam za burtę,
ja za nią wypadłam! Po co miałabym skakać?
Patrzył na nią uważnie. - A więc to był wypadek?
- Tak. Nie uważałam i ogromna fala zgarnęła mnie z pokładu do morza. Clay, nie
chcę wracać na plantację. Kocham cię i nadal chcę być twoją żoną. Jeśli mi
wybaczysz... - spojrzała na niego niepewnie.
- O Boże, myślałem, że już cię straciłem - westchnął Clay i objął żonę mocno.
- Tak bardzo cię kocham, że nie podniósłbym się po tym ciosie. Proszę cię tylko o
jedno - nie uciekaj już, dobrze?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]