[ Pobierz całość w formacie PDF ]
walki.
- Damon, nie!
- Damon, tak! -przerwał stanowczo i jedną ręką
uniósł jej podbródek, aż jej gniewne zielone oczy
musiały spotkać nieprzeniknioną ciemność jego spo
jrzenia. - Zróbmy to, agape mou - powiedział łagod
nie. - Dajmy im, co chcą i zostawią nas w spo
koju.
- Nie ma mowy! - odburknęła Sara z furią. - Nie
zamierzam...
Reszta jej słów rozmyła się pod ciśnieniem twar
dych warg Damona, gdy pochylił się do jej ust,
ucinając wszystko, co właśnie miała powiedzieć,
i uciszając ją tym sposobem z brutalną skutecznością.
Jego dłonie trzymały ją mocno, twarde palce wcis
kały się w jej miękkie ciało tak silnie, że z pewnością
zostawiły ślady na delikatnej skórze. Nie miała żad
nej szansy na ucieczkę, na odwrócenie twarzy ani na
żaden inny ruch. Mogła tylko poddać się całkowicie
temu obezwładniającemu pocałunkowi.
A najgorszy, najbardziej szokujący był fakt, że
czuła podniecenie.
Od chwili, gdy jego bezlitosne usta dotknęły jej
warg, była zgubiona. Gorączka uczuć zawładnęła jej
ciałem, serce załomotało.
Zakołysała się, czując jego ciepło, zbyt zatracona
w uczuciach, by zarzucić mu ramiona na szyję
i utrzymać równowagę. Zdała się całkowicie na jego
silne ręce, które ją podtrzymywały.
Zwiadoma była szalejących za plecami aparatów.
Reporterzy zmienili się w ciemną plamę, istniejąc
gdzieś poza granicami jej percepcji. W jej świecie
realny w tej chwili był tylko Damon i ona oraz
płomień pożądania między nimi. Zdawała sobie dos
konałe sprawę z tego, że beznadziejnie zatraciła
poczucie rzeczywistości i coraz bardziej spadała
w otchłań swoich pragnień.
Gdyby teraz, trzymając ją w ramionach, wyszeptał
jej do ucha: Chodz ze mną... chodzmy do łóżka teraz,
w tej minucie. Chodz i pozwól mi kochać cię szaleń
czo, namiętnie, przez cały długi dzień... -to poszłaby
z nim i wzięłaby to, co by jej zaoferował, nie prosząc
o nic więcej.
Co ja, do diabła, wyczyniam? To pytanie za
brzmiało w głowie Damona jak krzyk.
Jakim jestem beznadziejnym głupcem! Czy kie
dykolwiek się nauczę?
Ale prawda była taka, że nawet nie przyszło mu do
głowy, że przedstawienie, które odgrywał tylko dla
przyjemności reporterów, może się przekształcić
w coś tak głęboko i zadziwiająco intymnego, tak
całkowicie osobistego i prywatnego, co powinno
dziać się w zaciszu sypialni, a nie w formie publicz
nego, otwartego widowiska.
A jeżeli on czuł się z tym zle, to oczywiste było, że
Sara była w jeszcze gorszym stanie. Opierała się na
nim, jakby opuściły ją wszystkie siły. Oczy miała
zamknięte i wyglądała, jakby była w transie. Zdawała
się niezdolna do myślenia, więc on powinien myśleć
za nich oboje.
- No, dżentelmeni, dość na dzisiaj.
Dżentelmeni! To śmieszne! Znał ten szczególny
rodzaj ludzi zbyt dobrze. Większość z nich widywał
już wcześniej. Wiedział, co to za jedni. Daj im trop
jakiejś historii, najlepiej z elementami seksu, pienię
dzy lub przepychu, i już węszą z intensywnością
i koncentracją stada lisów. Chociaż w przypadku
jednego czy drugiego z nich można by raczej użyć
porównania do śliniących się wilków.
Jego obecność tutaj rzuciła Sarę prosto w ich
paszcze. On był do nich przyzwyczajony. %7łył świa
domy ich ingerencji w jego prywatność przez całe
swoje dorosłe życie i nauczył się z nimi postępować.
Nauczył się także, że jeżeli dasz im cokolwiek, to
zostawią cię w spokoju i odejdą szybciej, niż wtedy,
gdy myślą, że masz coś jeszcze do ukrycia.
I teraz właśnie dał im coś, czego oczekiwali.
Pocałunek. Ale nigdy, nawet przez moment nie pomy
ślał, że sprawa przybierze taki obrót. Szybkie zetknię
cie ust, krótka, przemijająca pieszczota. Nic ponadto.
Ogromnie się pomylił. I wyobrażając sobie zdjęcia,
które mogą się ukazać w jutrzejszej prasie, zmusił się
do zastanowienia, czy tym razem się nie przeliczył.
- Chodzmy do środka... Do diabła, Saro, podnieś
głowę! Niech widzą cię jeśli już nie zrelaksowaną, to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]