[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czytelne dla człowieka w wieku jego ojca.
W czasach, gdy rodzice byli narzeczeństwem,
kobiety cierpliwie czekały na powolny rozwój wy
darzeń. Małżeństwo traktowano bardzo poważnie.
Obecnie, jeśli mężczyzna nie deklaruje się po kilku
miesiącach znajomości, kobieta nie chce marnować
czasu i rusza na dalsze poszukiwania idealnego
męża.
Jeżeli jego ojciec zakochał się w Roxanne Perry bez
wzajemności, nikt inny tylko Kit będzie miał do
czynienia z konsekwencjami tego problemu. Pod
szedł do telefonu i połączył się z sekretarką, która
pracowała dla nich obydwu.
- Linda, czy mogłabyś poprosić recepcjonistkę
o jak najszybsze przysłanie Roxanne Perry do mojego
gabinetu ? Aha, i chciałbym wysłać jej jakieś kwiaty.
Wielki bukiet, naprawdę ogromny.
- Róże? - spytała Linda.
- Nie, wiosenne kwiaty. Tulipany, żonkile i te, co
tak pięknie pachną.
- Hiacynty?
- Tak. Bukiet ma być bardzo kolorowy, radosny.
%7ładne dostojne kwiaty... - Wyobrażał sobie uśmiech
na twarzy sekretarki. - Na pewno wiesz, o co mi
chodzi.
- %7łeby nie były oficjalne ani nudne. Doskonale
rozumiem - zapewniła.
Kit wstał i zaczął przechadzać się po gabinecie,
rozmyślając, w jaki sposób powinien przeprowadzić
rozmowę z Roxanne. Po wczorajszym wieczorze
zaistniał poważny konflikt interesów. Przecież poca
łował dziewczynę swojego ojca. Nadszedł moment
obiektywnej oceny sytuacji, oddzielenia jego uczuć
od uczuć Carla. Oczywiście, że podobała mu się
Roxanne, ale nie był w niej zakochany. Jeśli dla dobra
ojca przyjdzie mu z niej zrezygnować, będzie to
poświęcenie, na które jest przygotowany.
Zadzwonił telefon. Kit przechylił się gwałtownie,
żeby podnieść słuchawkę.
- Kit Lawrence.
- Pani Perry pojawiła się przed chwilą. Wysłałam
ją do pana gabinetu.
- Dziękuję, Melanie.
Kit stał pośrodku swego biura, nerwowo popra
wiając krawat. Za minutę w drzwiach ukazała się
Roxanne, z płaszczem przewieszonym przez ramię.
- Witam - mruknęła niewyraznie.
Kitowi głos wiązł w gardle. Za każdym razem, gdy
ją widział, wydawała się coraz piękniejsza. Czy robiła
coś nowego z włosami albo makijażem? A może chęć
zobaczenia jej ponownie była tak silna, że po prostu
mu się to wydawało?
- Proszę, wejdz.
Rozejrzała się dookoła, jakby wkroczenie do jego
gabinetu wiązało się z jakimś niebezpieczeństwem.
Miała rację. Jeśli drzwi byłyby zamknięte, nic nie
powstrzymałoby go od porwania jej w ramiona
i gorącego pocałunku. Ale zanim to się stanie, musi
koniecznie wyjaśnić z nią parę spraw.
- Chciałem z tobą porozmawiać o moim ojcu.
Twarz Roxanne rozjaśnił uśmiech.
- Nic złego się nie wydarzyło. Przeprosił za swoją
nieobecność i nawet przysłał mi bukiet róż. - Popat
rzyła na niego nieśmiało. - Ja chciałabym raz jeszcze
podziękować za pływanie i pizzę. Spędziliśmy bardzo
przyjemny wieczór.
Ich spojrzenia spotkały się i był pewien, że myślała
o ich wspólnym pocałunku. Ciekawe, jakby zareago
wała, gdyby teraz wyszedł zza biurka i powtórzył
wczorajsze doświadczenie. Wtuliłaby się w niego,
czy go odepchnęła? Ale całowanie Roxanne nie
rozwiązałoby dzielących ich problemów.
- Usiądz, proszę.
Usiadła zgodnie z poleceniem, składając dłonie na
kolanach i przypatrując mu się wyczekująco.
- Jakie masz zamiary względem mojego ojca?
- wyrzucił z siebie.
- Zamiary?
Kit zamilkł, próbując jak najdelikatniej sformuło
wać swoje pytanie.
- On mi się nie przyzna, co do ciebie czuje.
Uważam, że nadszedł czas na twoje deklaracje w tej
sprawie. Nie chcę, żeby został zraniony. Co mogę ci
zaproponować, żebyś odeszła?
Uniosła wysoko brwi.
- Nie bardzo rozumiem. Odeszła od czegoś Ja nie
jestem zakochana w twoim ojcu! To bardzo miły
człowiek, który okazał mi wiele dobroci. Ile razy mam
to jeszcze powtarzać?
- Nie mów tego mnie, powiedz to mojemu ojcu.
- Przecież nigdy nawet nie sugerował jakichkol
wiek poważnych uczuć w stosunku do mnie. Moim
zdaniem, on do dzisiaj nie przestał kochać twojej
matki.
Kit wziął głęboki oddech, wiedząc, że powinien
zakończyć tę rozmowę. Ale brnął dalej. Nie potrafił
odmówić sobie dalszego zaspokojenia ciekawości.
- Wiem, że jesteś w trudnej sytuacji finansowej.
Praca, którą ci zaoferował, nie wiąże się z wysokim
wynagrodzeniem. Chciałbym ci pomóc w zamian za
obietnicę, że odejdziesz, zanim zdążysz go zranić.
- Chwileczkę! - Roxanne zerwała się na równe
nogi. - Nie będę tego dłużej słuchać. Twój ojciec dał
mi wielką szansę i zamierzam z niej skorzystać.
- Ojciec jest właścicielem trzydziestu trzech pro
cent mojej firmy. Jeśli uważasz, że ci pozwolę...
- Nie fatyguj się z kończeniem tego zdania - pod
niosła palec do góry - gdyby ze szczerych pobudek
zależało ci na ojcu, chciałbyś, żeby był szczęśliwy.
Jeśli zdarzyłoby mu się znalezć szczęście ze mną lub
inną kobietą, powinieneś to uszanować i skakać
z radości. Bo prawdziwe szczęście... prawdziwa mi
łość... zdarza się niezwykle rzadko.
Odwróciła się na pięcie i wyszła z jego gabinetu,
głośno trzaskając drzwiami. Odprowadzał ją wzro
kiem, nie mogąc uwierzyć, że znowu potraktował ją
tak obcesowo. Być może powinien zostawić sprawę
własnemu biegowi i dać szansę ojcu na samodzielne
podjęcie decyzji. Nie chciał tylko patrzeć, jak popada
w coraz większe uzależnienie od Roxanne. Bał się, że
okaże się ona kobietą bezpardonowo wykorzystującą
męskie słabości, ale najbardziej na świecie obawiał się,
że w rywalizacji o nią mógłby przegrać z własnym
ojcem.
Zadzwonił do sekretarki.
- Odwołaj te kwiaty - polecił, siląc się na obojęt
ność. Niech się dzieje, co chce! - pomyślał. Niech
Roxanne Perry podrywa ojca i uczyni z niego sześć
dziesięcioletniego kochanka-niewolnika. On, Kit, bę
dzie się trzymał od tego z daleka!
- To by było na tyle w dzisiejszym programie.
Zapraszamy w przyszły wtorek. Porozmawiamy o nie
bezpieczeństwach i pułapkach czyhających na samot
ne matki, które decydują się na randki z nieznajomy
mi mężczyznami. Zegnają się z państwem: Carl
Lawrence i Roxanne Perry. Dziękujemy za udział
w naszej audycji i do usłyszenia.
Carl wyłączył fonię i zwrócił się do Roxanne.
- Zwietnie poszło. Podobała mi się dyskusja o dys
cyplinie. Nie zdawałem sobie sprawy, jak inny może
być dom prowadzony przez jednego rodzica. Nie da
się użyć taktyki dobrego i złego policjanta.
- Carl, muszę z tobą o czymś porozmawiać - po
wiedziała cicho Roxanne.
- Ja też. Chodzmy do mojego biura.
Wyszli razem ze studia i gdy znalezli się w pomiesz
czeniu bezpośrednio sąsiadującym z gabinetem Kita,
Carl od razu zamknął drzwi.
Roxanne, wyraznie zdenerwowana, usiadła po [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl