[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Co on sobie wyobraża? Wydaje mu się, że skoro poszła z nim do łóżka, to może jej rozkazywać? Nie
ma do niej żadnych praw! Nie będzie jej mówił, co ma robić.
- Puść mnie, Luc! Nie chcesz chyba się ze mną szarpać? Nie mogę wstać! - zawołała zirytowana, kiedy
nie zareagował.
- Ale dlaczego chcesz wstawać?
- Bo właśnie sobie przypomniałam, kim jesteś! - wypaliła bez zastanowienia.
Nie obchodziło jej, że może poczuć się dotknięty. Trudno, skoro uparł się wykorzystać fizyczną blis-
kość dla swoich celów, nie będzie przejmowała się jego uczuciami. Musi zadbać o siebie; stworzyć
odpowiedni dystans, inaczej nie będzie w stanie jasno myśleć.
- Akurat! - Przewróciwszy ją na plecy, przygniótł ją swoim ciężarem i zmusił, żeby spojrzała mu w
oczy. Z jego słów przebijała niezłomna pewność. - Nie wmówisz mi, że nie wiedziałaś, kto cię całuje,
kto przyniósł cię do łóżka, zdjął z ciebie ubranie, a potem...
- Przeleciał, j ak za dawnych lat? - podpowiedziała, zła, że trzyma ją siłą, chociaż wyraznie prosiła,
żeby ją puścił.
Zacisnął usta, spoglądając na nią z wyrzutem.
- Przyznaj, ty też chciałaś, żeby do tego doszło. Pozwoliłaś mi na to wszystko właśnie dlatego, że cały
czas pamiętałaś, kim jestem.
A ty postanowiłeś obrócić to sprytnie przeciwko mnie, pomyślała z goryczą. Kiedyś jej się wydawało,
że ich uczucie jest tak wielkie, że przetrzyma wszystko. Okazało się, że to tylko fantazja, czysta
mrzonka. Poddała się dzisiaj tak szybko, bo przez chwilę łudziła się, że może teraz to marzenie się
ziści, że ona i Luc znowu będą razem. Co za naiwność. Raz już ją zostawił. Pewnie miał po niej wiele
kobiet, podczas gdy ona przez te wszystkie lata nie spojrzała nawet na innego mężczyznę. Na samą
myśl o innych... Boże, dlaczego to tak boli...
- Pewnie wykombinowałeś sobie, że możesz wykorzystać sytuację, żeby przejąć kontrolę nad moim
życiem, co?
- Nie. Po prostu zawsze było nam ze sobą dobrze, więc pomyślałem...
- Szkoda, że nie pomyślałeś o tym sześć lat temu, kiedy przepędziłeś mnie ze swojego domu. Teraz to
nie ma już znaczenia.
- Owszem, ma - zaprotestował ostro. - Pamiętaj, że mamy syna. Powinniśmy być rodziną.
Ach, więc jednak miała rację. Chodzi mu wyłącznie o Matta.
- Małżeństwo to coś więcej niż wspólne dzieci, Luc. Tak, jesteś ojcem mojego syna, ale nie chcę,
żebyś był moim mężem.
- Ale przecież poszłaś ze mną do łóżka!
- Chciałam, żebyś na zawsze sobie zapamiętał, co straciłeś.
Zmarszczył brwi, słysząc w jej głosie kpinę.
- Ile kobiet przewinęło się po mnie w twoim życiu? - zapytała z niechęcią. Nienawidziła go za to, że
tak łatwo ją skreślił. Wymazał z pamięci to, co razem przeżyli, i szukał pociechy gdzie indziej, a teraz
wraca i jak gdyby nigdy nic żąda, by za niego wyszła.
- To bez znaczenia - odparł zdecydowanie. - %7ładna z nich nigdy się dla mnie nie liczyła.
- Myślałeś o mnie, kiedy z nimi byłeś? Kiedy je całowałeś i pieściłeś...
- Tak! Bo z żadną nie było mi tak, jak z tobą. Nie potrafiły dać mi tego, co ty.
Zapalczywa odpowiedz na chwilę wytrąciła jej oręż z ręki. Dla niej zawsze liczył się tylko on, ale
niemożliwe przecież, żeby czuł do niej to samo... Nie po tym, co jej zrobił...
- Nie wierzę ci! - syknęła ze złością i zebrawszy wszystkie siły, odepchnęła go na tyle, by wyślizgnąć
się z łóżka.
- Ale taka jest prawda!
- Cicho! Za ścianą śpi Matt. - Narzuciła pośpiesznie szlafrok i szczelnie się nim owinąwszy, podeszła
do okna.
- Skoro już o nim mowa, nie sądzisz, że lepiej by było, gdyby nasz syn miał w domu oboje rodziców?
- Więc o to ci chodzi, tak? - Oczy Skye ciskały gromy. - O Matta, nie o mnie. Ożeń się z matką, dziecko
dostaniesz w pakiecie. Niezle to sobie wymyśliłeś..
- Przestań! Przecież wiesz, że mi na tobie zależy.
Wciąż leżał na łóżku, ucieleśnienie męskiego ideału. Hm, może nie powinna tak pochopnie odrzucać
jego oferty... Wystarczy, że zgodzi się za niego wyjść i Luc będzie zawsze jej.
Zawsze? Z jego rodziną nie mogło być mowy o żadnym  zawsze". Nie potrafiłaby z tymi ludzmi żyć.
Nie ufała im i nie wierzyła, by kiedykolwiek zaakceptowali ją jako synową, a jeśli już miała nosić
nazwisko Peretti, to tylko pod warunkiem, że traktowano by ją jak pełnoprawnego członka rodziny.
Nie... to zupełnie bez sensu. Trzeba z tym raz na zawsze skończyć.
Próbując zapanować nad rozbuchanymi emocjami, skrzyżowała ręce na piersi. Miała poważne obawy,
że w drugim końcu pokoju doskonale słychać, jak dudni jej serce. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl