[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wiesz, jaka jest najsmutniejsza rzecz, którą kiedykolwiek słyszałam? Ta historia o tacie Robyn. Nawet nie chodzi o to, że zmarł na
białaczkę, ale o jego plan z reinkarnacją. Wyobraz sobie, co by było, gdyby mu się udało. Wraca w ciele psa, ale ponieważ mama
Robyn nie zgadza się na psa, kupuje go jakiś inny świr. Rozmyślałam o tym, kiedy pojechałam do galerii z Dallas i Ellą. Tata Robyn,
w przeciwieństwie do mojego, chciał być ze swoją córką. Weszłam do sklepu zoologicznego i przyglądałam się szczeniętom.
Wiedziałam, że nie mogę żadnego kupić, nie miałam nawet przy sobie tyle pieniędzy. Już zamierzałam wyjść, kiedy moją uwagę
przykuło akwarium pełne ruchomych skorup.
Robyn stała przy mnie, patrząc, jak odpakowuję plastikowy transporter. Owinęłam go mnóstwem szalików, dla ochrony przed
mrozem. Zcisnęło mnie w dołku. Jak ja jej to miałam powiedzieć? Powinnam była wysłać jej wcześniej jakąś wiadomość, obrócić
wszystko w żart. Mam dla Ciebie kraba pustelnika, lol. To Twój Tatuś! Zbyt głupie, żeby powiedzieć to komuś w oczy. Zajrzałam
do pojemnika.
Ekhem, tak, prezent.
Robyn zamrugała. Jej rzęsy przypominały błyszczące pajączki. Zapukała w plastikową obudowę i krab schował szczypce.
Mogłabyś go nazwać Tatuś. Przełknęłam ślinę. Wiesz, zamiast psa.
Brzęknął kaloryfer. Wyglądało na to, że Robyn się zastanawia. Wreszcie z uśmiechem otworzyła rękę. Wyjęłam z klatki zwierzątko
w kredowobiałej skorupie.
Tatuś powtórzyła.
Tak, jeśli chcesz.
Odgięłam jej palce i położyłam kraba, wyjaśniając, jak należy go trzymać. Zachichotała, kiedy wyciągnął zakrzywione odnóża.
Poruszył czarnymi czółkami, jakby zastanawiał się, gdzie jest. Usiadłyśmy na podłodze, Robyn pozwoliła mu przejść po dywanie.
Zdjęła płaszcz i położyła się na brzuchu. Nasze wcześniejsze zmieszanie minęło bez śladu, budowałyśmy tor przeszkód dla kraba.
Rozłożyłyśmy wszędzie książki, które Tatuś obchodził dookoła. Komentowałyśmy każdy jego ruch, bawiąc się w komentatorki
sportowe. Czy zdoła tego dokonać? Czy mu się uda? Proszę państwa, przeszedł na drugą stronę! Hurra! Tatuś! Złoto dla Tatusia.
Byłyśmy szczerze rozbawione. Robyn zdjęła kozaki, a ja imitowałam głos Tatusia. Brzmiał jak głos Zwiętego Mikołaja.
Czy byłaś w tym roku grzeczną dziewczynką, Robyn?
O tak, Tatusiu.
Nie sikasz do wanny?
Nigdy!
Zaczęłyśmy się śmiać jak niedorozwinięte. W końcu odłożyłyśmy zmęczonego Tatusia do jego klatki, a same zaczęłyśmy biegać
między regałami. Na górze ludzie oglądali i wybierali książki, pisali na komputerach, a my szalałyśmy na dole: skakałyśmy po stołach
i krzesłach, robiłyśmy salta w powietrzu. W pewnym momencie Robyn położyła ręce na biodrach, jakby podziwiała swoje królestwo.
Chwilę wcześniej włożyła mi na głowę swoją czapkę,czułam jej zapach. Wdrapałam się na ławkę obok niej, ktoś kazał nam być cicho,
ale nie zwróciłyśmy na niego uwagi. Robyn wsparła głowę na moim ramieniu. Przytuliła się do mnie jak do poduszki, chociaż moje
ramię nie było wcale miękkie.
Ała, kości! zawołała.
Coś w nas wstąpiło i nie mogłyśmy pozwolić temu odejść. Włożyła moje buty, a ja przewiązałam ją w pasie swoim szalikiem.
Prychałyśmy ze śmiechu, ponieważ postanowiłyśmy zostać w tej piwnicy na zawsze. Nosiłybyśmy ubrania z papieru, jadły klej
drukarski i resztki kanapek spod regałów. Kto potrzebował słońca albo śniegu? Byłyśmy królowymi piwnicy. Oczy Robyn błyszczały
z podniecenia. Zeskoczyła na dół, żeby zajrzeć do Tatusia.
Jak się masz? Dobrze?
Wyjęła go z klatki i pozwoliła pochodzić po swoim ramieniu.
Robyn przemówiłam w jego imieniu. Już nie musisz za mną tęsknić.
Natychmiast pożałowałam swoich słów, nie chciałam doprowadzić Robyn do płaczu. Nie patrzyła na mnie. Dotknęłam jej ramienia.
Ty za swoim nie tęsknisz? spytała.
Potrząsnęłam przecząco głową, a potem powiedziałam coś, o czym już niemal zapomniałam:
Kiedy byłam mała, szkolny autobus codziennie przejeżdżał obok cmentarza i wszystkie dzieciaki wstrzymywały oddech, żeby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]