[ Pobierz całość w formacie PDF ]

by gołymi rękami na jeża, ale po dziurach się rozlezą i spać będą.
 Miłościwy panie  szeptał Hadon  pewnie tak jest, jak mówicie,
ale tu nie ufać nikomu, nawet swojej drużynie.
Zmarszczył się knez.
 Smerdów pewny jestem, a motłoch grozą się trzyma, tego się nie
boję. Rozśmiał się i popił pan miłościwy. Hadon szeptać począł, o
czym tego dnia między ludzmi się rozwiedział. Mówił i on, że po za-
grodach jeżdżono, że sobie na uroczyskach nocą schadzki czynili
kmiecie, że po chatach niektórych nieustannie kręcili się posłańcy jak-
by z wiciami, że starostów jakichś wybierano.
Knez głową pogardliwie rzucał.
NASK IFP UG
Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
40
 Niech gadają, niech radzą, krzyczą i trzęsą dzidami; więcej oni
nie zrobią nic nad wrzasku wiele. Ano plemię to zuchwałe raz prze-
trzebić potrzeba i rogów mu przytrzeć. Na to się Sasi zdadzą. Jutro w
drogę, Hadonie.
Chłopak ku pani białej spojrzał znowu z ukosa, głowę spuścił, ręce
na piersiach złożył i tyłem się wycofał z izby.
O bytności swej na Lednicy knez nie rzekł i słowa, ludziom też o
tym milczeć przykazawszy, ci jednak nie wytrzymali i półgębkiem
strach nieśli.
Nazajutrz cicho było na grodzie. Knez na dzień zaspał, biała pani
przędła i śpiewała pędząc swe sługi. Dzień chmurny był, deszcz popró-
szał. Około pół dnia dopiero knez się wywlókł na podsienie i na świe-
żym powietrzu na ławę legł. Psy go obsiadły, pił, drzemał, pędzał je
kopiąc nogami a chleb im rzucając na przemiany.
Z południa na haci u mostu stanęła konnych gromada, domagając
się do knezia przystępu. Kmiecie byli, żupani i władycy, starszyzna i
znaczniejsi po mirach. Przybiegł smerda znać o nich dając  coś ta
gromada już buntem pachniała i Chwostek, obudziwszy się, groznie
brwi namarszczył.
 Puścić ich tu  zawołał na smerdę  wrota obwarować, a bez woli
mojej nie wypuszczać stąd nikogo. Niechże przychodzą  zobaczymy,
z czym idą. Wstał z ławy, na której leżał, siadł, psy spędził z podsienia
w podwórze. Wrotami wchodziła poważna gromada starych ludzi, po-
ubieranych świątecznie  kołpaki na głowach, obuszki u boku, miecze
u pasa. Chwost zmierzył ich i policzył oczyma, którzy byli. Tych, do
których miał ząb, nie znalazł, bo ich gromada na zamek puścić nie
chciała, a knez ich najmilej by był powitał, aby na wieżę posadzić.
Zmiało szła ta garść ludzi trzymając się razem. Od mostu i wrót do
przedsienia, gdzie knez siedział w boki się podparłszy, był kawał drogi.
Chwost na nich począł patrzeć, oni na niego. Szli krokiem mierzo-
nym, z głowami podniesionymi, oczy w nim topiąc śmiało  on też nie
ustępując im, niezlękniony, tak samo się w nich urągliwie wpatrywał.
Nim do siebie przemówili, nim ci się mu pokłonili, nim on im od-
dał pozdrowienie, nim słowo zamieniono, już sobie wzrokiem z obu
stron wszystko to niemal powiedziano, co na sercu leżało.
Kmieciów oczy mówiły, że ze skargą szli i z żalem, pewni swojego
prawa  wzrok knezia szyderski i gniewny odpowiadał wręcz, że ich
precz odepchnie.
NASK IFP UG
Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
41
Tak czasem w lesie dzikich zwierząt dwoje, nim się rzucą na siebie,
oczyma się mierzą, odwagę sobie chcąc odebrać nimi.
Szli. Na przedzie gromady starszy z Myszków postępował, śred-
niego wieku mąż, wyrosły jak dąb, ramion szerokich, z głową kudłatą i
brodą czarną rozwianą. Rękę trzymał za pasem, a u pasa toporek miał i
mieczyk. W niego patrząc jak na wodza, szli inni.
Gdy się wreszcie przybliżyli do przedsienia, Myszko trochę głowy
pochylił, kołpaka dotknął i ręką pozdrowił. Knez ledwie się ruszył, już
mu gęba z gniewu drżała.
 Myśmy tu do was przyszli  odezwał się Myszko  po sprawie,
po starej kmiecej sprawie. Chcecieli nas posłuchać?
 Mówcie... Słucha się przecie wszystkiego, i kruków, gdy kraczą, i
puchaczów, gdy huczą, i psów, gdy wyją. Posłuchamy i waszego głosu.
Myszko po swoich rzucił okiem i zobaczył, że stali niezlęknieni
wcale.
 yle z nami poczynacie  odparł  równając nas ze zwierzęty, lu-
dzieśmy przecie jako wy.
 Jako ja?  rozśmiał się knez  toście wy zle poczęli, bo ja tu rów-
nych nie znam krom mojego rodu.
 Znacie czy nie  odparł Myszko  a czuć ich trzeba będzie. Jesz- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl