[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ciej wygrzebałem mapę.
Zaczął wodzić po niej palcem.
176
 Wydaje mi się, że jesteśmy tutaj, tak, dokładnie tutaj. A tutaj, w dół rzeki, jest kwitnące miasto
Val s Halla. Kiedy tam dopłyniemy?
Przymrużyłem oczy, żeby łatwiej określić skalę, i sprawdziłem odległość kciukiem.
 Możemy być tam jutro po południu, jeśli wcześnie wyruszymy.
Uśmiechnął się jak głodny zębacz. Równie szeroko i paskudnie.
 Cudownie, po prostu cudownie. To będzie bardzo odpowiednie.
 Odpowiednie do czego?
 Do moich planów. Które na razie zachowam dla siebie, bo muszę jeszcze dopracować szcze-
góły. Kiedy ona wróci, jedyne, co musisz robić, to we wszystkim, co powiem, zgadzać się ze mną.
Teraz następna sprawa do uzgodnienia. Gdzie dzisiaj śpimy?
 Na brzegu rzeki  odpowiedziałem, schodząc pod pokład.  Nasza przyjaciółka wzięła
wszystkie pieniądze, które miałem przy sobie, więc muszę sięgnąć do naszych zapasów. Zaraz kupię
namiot, śpiwory i cały sprzęt, żebyśmy mogli wygodnie biwakować.
 Doskonale. Dołożę wszelkich wysiłków, żeby do twojego powrotu plan był gotowy.
Kupiłem także kilka steków i kolekcję luksusowych win. Należała nam się jakaś odmiana po
kuchni MacSwineyów. Kiedy słońce zbliżyło się do horyzontu, przywiązałem łódkę do rosnących
na zielonym brzegu drzew i rozbiliśmy namiot. Hetman aż się oblizał na widok mięsa i oświadczył,
177
że sam przygotuje obiad. Zaraz wziął się za gotowanie, a Beth zajęła się pielęgnacją swych paznokci,
ja powbijałem paliki i przygotowałem materace. Kiedy zabraliśmy się za jedzenie, słońce było już
pomarańczową kulą na horyzoncie.
Obiad był wspaniały. Nikt nie odezwał się słowem, dopóki nie skończyliśmy. Gdy zniknął ostatni
kąsek, Hetman westchnął, uniósł szklankę i łyknął wina, a potem aż sapnął z zachwytu.
 Mimo iż sam go przyrządziłem, muszę przyznać, że ten posiłek był pełnym sukcesem.
 Zupełnie usunął mi z ust smak świniozwierza  przyznałem.
 Nie smakowało mi to wino. Wstrętne.
W ciemności widoczny był mglisty cień Beth. Jej głos oraz słowa, pozbawione oprawy wspa-
niałej powierzchowności, pozostawiały wiele do życzenia. Ale w głębokim basie Hetmana nie było
złośliwości, gdy odezwał się powtórnie:
 Beth, mogę nazywać cię Beth, prawda? Dziękuję, Beth. Jutro powinniśmy być w mieście
Val s Halla i będę tam musiał zejść na brzeg i wpaść do mojego banku. Zostało nam już niewiele
pieniędzy. Nie chciałabyś, żeby nam ich zabrakło, prawda?
 Nie, nie chciałabym.
 Tak też myślałem. A chciałabyś, żebym poszedł do banku i przyniósł ci stamtąd sto tysięcy
dolców w małych banknotach?
178
Usłyszałem, jak sapnęła. A potem sięgnęła do przełącznika i włączyła światła nawigacyjne nad
kokpitem. Z wściekłością patrzyła na Hetmana i po raz pierwszy przestała nad sobą panować.
 Próbujesz sobie ze mnie żartować, staruszku?
 Ależ skąd, młoda damo. Po prostu płacę za nasze bezpieczeństwo. Wiesz o pewnych rzeczach,
o których, powiedzmy, lepiej nie mówić na głos. Sądzę, że ta suma jest dość rozsądną zapłatą za stałe
milczenie. A ty?
Zawahała się i wybuchnęła śmiechem.
 Oczywiście. Gdy będę miała te pieniądze w ręku, mogę nawet zastanowić się, czy nie pozwo-
lić wam kontynuować tej podróży bez mojego skromnego towarzystwa.
 Jak sobie życzysz, kochanie, jak sobie tylko życzysz.
I więcej już na ten temat nie wspomniał. Wkrótce poszliśmy spać, bo był to dla nas wszyst-
kich meczący dzień. Beth zajęła łódz, a my namiot. Kiedy wróciłem po zamontowaniu alarmów dla
pewności, że łódz będzie rano w tym samym miejscu. Hetman już chrapał. Tuż przed zaśnięciem
uświadomiłem sobie, że niezależnie od tego, co zaplanował, mamy przynajmniej jeden dzień wolno-
ści przed sobą, zanim Beth zdecyduje się skontaktować z policją. Chrapka na te pieniądze zapewni
jej milczenie. Zapadając w drzemkę zdałem sobie sprawę, że Hetman z pewnością właśnie tak to
zaplanował.
179 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl