[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie, Ole. Ja chciałam być tutaj.
Barbo odczytywała jego myśli i raz jeszcze Ole drgnął, słysząc jej czysty głos.
- Ja rozumiem... tutaj czułaś się u siebie. Barbo lekko skinęła głową.
- Niewiele po mnie zostanie. - Ole miał wrażenie, że chciała się uśmiechnąć, ale nie mogła. -
W szafie leżą cztery kamienie.
Musiał pochylić się, bo głos miała coraz słabszy.
- Jeden jest dla ciebie... pozostałe powinny dostać twoje dzieci.
Serce Olego zabiło mocniej. A więc jednak będzie mu dane zostać ojcem! Staruszka z
pewnością to wie i ma zamiar nawet po śmierci opiekować się rodziną. Ole był tym szczerze
poruszony, głos mu się łamał, gdy mówił:
- Obiecuję ci, że ja... że będziemy o nie dobrze dbać. Gdyby posiadały chociaż połowę
twojej siły, to i tak będzie dużo.
Barbo wypuszczała powietrze z płuc. Długo. Potem w izbie zaległa kompletna cisza.
Jedynie trzask ognia na palenisku ją burzył. Ole czekał. Czekał, że Barbo zaczerpnie powietrza
jeszcze raz, ale czas płynął, a nic się nie działo. Nie ruszał się, trzymał tylko jej ręce i trwał na
straży niczym skała. I nagle Barbo odetchnęła przeciągle, a w jego duszy coś jakby się rozwiązało.
Teraz to już nie potrwa długo.
Grube ściany chaty i śnieg na dworze nie wpuszczały do wnętrza najmniejszego dzwięku,
więc Ole nawet się nie domyślał, że przed domem zsiada z konia jeszcze jeden jezdziec. Pędził tu
co koń wyskoczy w szarym świetle poranka, mając przed oczyma tylko jeden cel: chatę z kamienia
i pochodnię płonącą przed drzwiami. Z głębi serca płynąca modlitwa, by nie było za pózno, unosiła
się ku niebu. Ole usłyszał szmer za drzwiami w chwili, gdy się otwierały i ktoś wszedł do środka.
- shild! - Nie wypuszczając z rąk dłoni Barbo, pokazał, jak bardzo się cieszy, że shild
nagle znalazła się obok niego w małej izdebce. Musiała wyruszyć z domu zaraz po obrządku.
- Tak, ja... - shild poddała się nastrojowi panującemu w izbie. Ogień tworzył
żółtopomarańczowe plamy na ścianach, ciepły blask otaczał dwoje ludzi. Ole, jej mąż, pochylał się
nad łóżkiem i trzymał za ręce Barbo, leżącą bez ruchu na poduszkach, z uśmiechem na wargach...
W powietrzu wyczuwało się spokój, shild podeszła wolno do łóżka i wpatrując się w
Barbo, położyła dłoń na ramieniu Olego. Wtedy staruszka odetchnęła głęboko i otworzyła oczy.
- Ja też chciałam się z tobą pożegnać - szepnęła shild.
Barbo wciąż się uśmiechała, ciepły blask w jej oczach dawał Olemu i shild nadzieję na
przyszłość.
- Dbajcie o siebie nawzajem... czeka was dobre życie... razem...
I w chwilę potem odeszła. Oboje to widzieli. Oczy Barbo nagle zmatowiały, a wzrok
kierował się gdzieś daleko, daleko. Stara kobieta w kamiennej chacie westchnęła po raz ostatni.
Barbo spełniła swoją misję na tej ziemi.
Ole długo jeszcze siedział przy łóżku, shild też bez ruchu wpatrywała się w martwą twarz.
Stara żebraczka pokazała im, że śmierć może być piękna. I żadne nie miało ochoty burzyć pełnej
smutku ciszy.
W końcu Ole wstał i pochylił głowę.
- Spij dobrze, Barbo. Zasłużyłaś na odpoczynek. shild poznawała po głosie, że mąż jest
pogrążony
w głębokiej żałobie i poczuła ukłucie w sercu. Ostrożnie głaskała go po plecach, kiedy
żegnał się po raz ostatni ze staruszką.
Stojąc tak przed łóżkiem Barbo, Ole odczuwał dziwną mieszaninę ulgi i żalu. Była starą
kobietą, więc odejście to naturalna kolej rzeczy. Wolałby tylko, żeby los potraktował ją na stare lata
łagodniej, żeby nie musiała chodzić po prośbie, ale teraz to już minęło. Nagle zdał sobie sprawę, że
shild głaszcze go po plecach. Na moment wstrzymał oddech i niewypowiedziana ulga ogarnęła
jego ciało. Pierwszy raz od dawna ona się do niego zbliżyła. Odwrócił się wolno i napotkał
spojrzenie brązowych oczu, teraz napełnionych łzami. Przyciągnął ją do siebie i przytulił.
- shild, dziękuję ci, że przyjechałaś.
- Musiałam. Chciałam się pożegnać i chciałam być przy tobie. I... - shild otarła oczy i
spojrzała na twarz mężczyzny, którego kocha. - Tak mi przykro z powodu tego, co się stało.
Moglibyśmy o wszystkim zapomnieć?
Serce Olego podskoczyło z radości. Czy rzeczywiście będą mogli odnalezć się znowu
nawzajem przed nadejściem świąt?
- Oczywiście, że możemy. Jeśli ty wybaczysz...
- Oboje mamy sobie nawzajem sporo do wybaczenia, Ole. Musiało ci nie być ze mną łatwo
w tych dniach, ale wierz mi... tak strasznie cię kocham. - shild przełykała ślinę i uśmiechała się
blado. - Kiedy wyjechałeś dzisiaj po ciemku, tak okropnie się bałam, że mogłoby ci się coś stać.
- Najdroższa shild, wracasz mi życie, wiesz o tym? - Ole nawet nie próbował panować nad
głosem. Głos mu po prostu drżał, a oczy się zaszkliły.
- Możliwe, że to Barbo powinniśmy dziękować za to, że tak tu teraz stoimy przy sobie.
Było jeszcze wcześnie, gdy shild i Ole wracali do Rudningen, więc nie musieli się
spieszyć. shild jechała pierwsza, Ole czuł w sobie ciepło za każdym razem, kiedy spojrzał na jej
plecy.
Niebo niskie i szare wskazywało, że jeszcze przed świętami spadnie sporo świeżego śniegu.
Może nawet trudno będzie się dostać do kościoła, pomyślał Ole, spoglądając ku białym szczytom.
- Pewnie już nigdy nie zobaczymy wydeptanej w śniegu ścieżki do tej chaty - shild
zatrzymała konia, odwróciła się i spoglądała na domek Barbo.
- Masz rację. Bo kto by chciał znowu tu zamieszkać? -Bliskość shild łagodziła ból, Ole na
moment przymknął oczy. Czuł się bezpieczny, skoro ona znowu z nim jest. -Zobaczysz, że rano
[ Pobierz całość w formacie PDF ]