[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z zewnątrz skromnie. To była zwykła knajpa. Za to czysta,
no i na uboczu. Gościła zatem przede wszystkim mieszkań-
ców, a nie turystów poszukujących rozrywki i robiących
w Filadelfii przedświąteczne zakupy. Nie bez znaczenia było
też, że kucharz miał za sobą pół wieku doświadczenia. Travis,
Sloan i Greg jadali tam lunch przynajmniej dwa razy w tygo-
dniu, a przyciągało ich zarówno jedzenie, jak wojenne opo-
wieści właściciela.
-
Moglibyście wreszcie wydorośleć - stwierdził Sloan. -
Zachowujesz się jak duży chłopiec, Travis. Nie potrafisz okieł-
znać hormonów? A ty przestań tego nieszczęśnika podkręcać.
Sloan wskazał na Travisa ruchem głowy.
-
Nie słyszałeś, co mówił? - skarżył się Greg. - Zgłupiał
przez tę babę. Ja tylko uważam, że nie ma co się opierać,
niech wchodzi w tę seksualną demencję.
-
Nowe zaburzenie ku rozwadze psychologicznych
pism? - zachichotał Sloan. - Trzymaj tak, stary, a zasłużysz
na wzmiankę w historii medycyny.
Greg kiwał głową, z przylepioną do twarzy dumą.
-
Pracuję nad tym.
-
Żałuję, że wam powiedziałem. - Travis spojrzał w od-
legły róg sali. Jego najlepsi przyjaciele, a przy okazji współ-
pracownicy, potrafili czasami niechcący dokuczyć swoimi
dobrodusznymi żartami. Obrócił się do nich, opierając brodę
na zaciśniętej pięści, i odezwał się półgłosem: - Diana na-
prawdę kręci mnie jak nikt dotąd.
-
No, ale rozmawialiście o tym... - Sloan przerwał na
moment. - O tym, co jest między wami?
-
Uzgodniliśmy tylko, że nie chcemy się w to angażować
- odparł Travis.
-
Czemu mnie nie posłuchasz? - Greg uniósł rękę. - Cze-
mu się dobrze nie zabawicie?
Nietrudno było spodziewać się takiej rady od Grega. Zna-
lazł właśnie kobietę swych marzeń i był zakochany. Nazywa-
ła się Jane Dale i miał ją poślubić w dzień Wigilii.
-
Nawet jeden pocałunek może człowieka wytrącić
z równowagi - ciągnął Greg.
-
Wypróbowałem to - oznajmił Travis. - W zeszłym
tygodniu.
-
Całowałeś ją? —W zielonych oczach Grega zapaliły się
iskierki. - Dopiero teraz to mówisz?
Sloan szturchnął go łokciem.
-
Co z tobą? On nie należy do tych, co rozpowiadają.
- Na jego twarzy pojawił się wyraz łagodnej nagany. - Za-
chowujesz się jak plotkara.
Greg odebrał to jako straszną krytykę i jego twarz się
skurczyła.
-
Faceci nie plotkują.
Sloan i Travis wymienili bokiem spojrzenia. Travis bar-
dzo się starał, ale nie mógł powstrzymać uśmiechu. Gdy
Sloan zwyczajnie parsknął, Greg popatrzył na nich groźnie.
-
Spróbuj z nią jeszcze pogadać - zasugerował Sloan.
-
Niemożliwe. - Travis pokręcił głową. - Nie odważę się
do tego wrócić. Nie mogę. - Wyrwało mu się głębokie wes-
tchnienie. - Ale powiem wam, że mało nie wyjdę ze skóry,
jak tylko ona znajdzie się w pobliżu.
Wszystkie spojrzenia i słowa, jakie wymienili od czasu
tamtego pocałunku, naładowane były nieznośnym napię-
ciem. Kilka razy w ciągu minionego tygodnia dotknęli się
mimochodem - raz podczas wspólnego zmywania naczyń,
innym razem wpadła na niego tyłem, nie wiedząc, że za nią
stoi. Za każdym razem myślał, że zatrzyma mu się serce.
Tętno mu wariowało, krew uderzała do uszu. Stawał się
kompletnym wrakiem.
Z tego powodu czuł do siebie wstręt. Był wściekły, że
pozwala, by rządziły nim hormony. Był bezradny...
Do restauracji weszła Jane, narzeczona Grega.
-
Cześć, chłopcy - pozdrowiła ich wesoło.
Pochyliła się i pocałowała Grega w same usta. Travis na-
tychmiast pomyślał o Dianie, ich pocałunku... jego marzeniu
o kolejnym pocałunku...
-
Wpadłam tylko się przywitać - wyjaśniła.
-
Zjesz coś? - spytał Greg.
-
Nie, dzięki - odparła. - Mam tysiąc spraw do załatwie-
nia. I jeszcze zakupy.
-
Jak przymiarki? - zapytał znów Greg.
Uśmiech Jane rozświetlił całą salę.
-
Suknia będzie cudowna. Ta krawcowa, która robi po-
prawki, zna się na rzeczy i jest szybka.
Travis uśmiechnął się, nie przyznając się głośno do swoich
myśli. Ślub przyjaciela miał się odbyć już za cztery dni.
Narzeczeni poznali się ledwie miesiąc wcześniej. Travis miał
ochotę uprzedzić Grega, że czekają go różne przykre niespo-
dzianki. Dwoje ludzi, którzy żyją ze sobą, zawsze się rani.
Może uda im się choć złapać na początku trochę szczęścia.
Ale wiedział, że wystarczy kilka miesięcy, parę lat, i się za-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]