[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Widziałeś coś takiego? Słońce całkiem zniknęło. -Hkon nie wyglądał na przestraszonego,
ale zdziwiło go niezwykłe zjawisko. Góry i jezioro wyglądały niczym ponure, bezludne szkice
krajobrazu, a niebo nad niedużymi zagrodami przybrało barwę szaroczarną. Czuł, jakby się znalazł
w opuszczonej, dzikiej okolicy, gdzie całe ciepło i życzliwość odpłynęły z wodami rzeki.
- Słońce zaraz wyjdzie! - zawołał Knut spokojnie. -Przed wieczornym dojeniem znowu
będzie jasno.
Mężczyzni przytaknęli.
- Dobrze o tym wiedzieć, bo inaczej strach byłoby pracować w lesie. - Chłop z Lien zerknął
w stronę brzozowego lasu, który wspinał się ku szczytom gór i wczepiał mocno w zbocza. Nie
sposób było dostrzec cokolwiek innego poza szarymi liśćmi, które zlewały się w potężne kosmate
kłębowisko, i na sam widok przechodził człowieka zimny, nieprzyjemny dreszcz. Czyżby to miała
być kara za te buteleczki, które kupił od Karoline Sletten tej zimy? Ostrożnie spojrzał na trzech
pozostałych mężczyzn, ale wszyscy zatopili się we własnych myślach. Chłop z Lien wiedział, że
nie on jeden odwiedzał Sletten w nadziei, że znajdzie tam pomoc, więc może ciemności to kara dla
całej wsi? Dla wszystkich, którzy pokładali ufność w Karoline i jej kulcie księżyca?
Ta obawa tak mocno utkwiła w umyśle Sondrego Liena, że nie mógł się jej wyzbyć. Czy
powinien wspomnieć coś Olemu i innym? Być może oni też czasami sięgali po buteleczki
Karoline?
- A więc uważasz, że to nie jest kara... ? %7łe to nie gniew Boga na tych wszystkich, którzy
zaufali innym, nieznanym siłom? - Mówiąc, Sondre zwrócił się do Olego, chociaż patrzył na
Hkona. Wierzył, że chłop noszący królewskie imię wie, o czym mówi.
- Czy masz na myśli coś szczególnego? - spytał Ole.
- Nie, tylko... Wielu z nas odwiedzało tej zimy Karoline Sletten, a ona, o ile wiem, nie jest
zbyt bogobojna. -Sondre wiedział, że się zdradza, ale trudno. Gdyby mógł żałować za grzechy i
prosić o wybaczenie i gdyby dzięki temu na powrót rozbłysło światło, to było warto.
- Och, nie sądzę, żeby wizyta w Sletten komuś zaszkodziła - odparł Ole. Powstrzymał
uśmiech, ponieważ czuł, jak bardzo Sondre żałuje tego, co zrobił. - Jedyna strata polega na tym, że
szylingi zmieniają właściciela, ale Karoline też potrzebuje dodatkowych pieniędzy.
- Pomyślałem tylko... ta nagła ciemność... i... - Sondre zaciął się i nie dokończył.
- Nie zapadła wcale tak nagle - przypomniał Ole. -Chwilę to trwało, zanim chmury
nadciągnęły nad dolinę i nad wszystkie szczyty, i tak samo się przejaśni. Pomału, pomału, aż znów
ukaże się słońce.
- Ale to prawda, co mówi Sondre - przyznał czwarty z mężczyzn. - Karoline zajmuje się w
Sletten dziwnymi rzeczami. I wielu ludzi pośród nocy znajdowało drogę do jej domu.
- Pewnie sam też tam zaglądałeś - zauważył Hkon z krzywym uśmiechem.
- Może. - Tamten zaczerwienił się lekko. - Ale napój wzmacniający, który przyrządza,
pomógł mojej żonie, kiedy zapadła tej zimy na zapalenie płuc. Jednak pewnie Karoline zajmuje się
czymś więcej niż tylko przyrządzaniem uzdrawiających kropli.
- Wszyscy wiedzą, że matka i córka tańczą na podwórzu podczas pełni księżyca i oddają
cześć jego promieniom.
Kiedy Hkon wyraził się w ten sposób o praktykach Karoline, mężczyznom wydało się to
śmieszne i musieli się uśmiechnąć.
- To kobiety przede wszystkim szepczą między sobą o tym, co dzieje się tam na górze -
mruknął Sondre zamyślony. - Jednak nikt nie powinien prowokować sił, których nie znamy. 2 tego
nie wynika nigdy nic dobrego.
- Słońce wychodzi - wtrącił się Knut do rozmowy ze swego kamienia. - Już je trochę widać.
Na niebie ukazała się niewielka biała plamka, która powoli robiła się coraz większa. Cień
zasłaniający słońce zaczął się odsuwać i uwalniać światło. Chociaż dzień nadal przypominał
wieczór, na górskim pastwisku zapanował nieco swobodniejszy nastrój, a mężczyzni odprężyli się.
- Musimy powiedzieć o tym kobietom, żeby je uspokoić - zaproponował Sondre. - Na
pewno porządnie się przestraszyły - dodał jeszcze i zniknął w pomieszczeniach górskiej zagrody.
Powietrze w izbie górskiej zagrody było gęste od ludzkich oddechów. Kilka osób
rozmawiało cicho w kącie, ale większość zebranych siedziała w milczeniu i wpatrywała się w
ziemię. Czekali. Sondre musiał przyznać, że on sam czuł się trochę nieswojo i niepewnie, patrząc
na niezwykłe zjawisko, jednak pamiętał podobne zdarzenie sprzed kilku lat i wtedy też ciemność
[ Pobierz całość w formacie PDF ]