[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sądzi, co zrobiłby, gdyby znalazł się wśród owiec zaganianych do
zagrody na sąsiednim polu?
- By nie wspominać o świniach, kaczkach, kurach,
kurczakach i królikach, które można znalezć w kramach dookoła
- wtrącił się Lowell, który do nich podszedł. -Nie martw się,
Hugonie. Pies jest przywiązany jak trzeba. Osobiście tego
dopilnowałem.
- Tak powinno być. I pod żadnym pozorem nie pozwólcie
mu z tej stajni wyjść!
55
- Nie ma mowy, Hugonie! - z przekonaniem oświadczyła
Debora. - Za kogo pan mnie bierze?
Póznym popołudniem większość uczestników jarmarku była
w jak najlepszym nastroju. Słońce nieustannie prażyło,
właściciele kramów mieli mnóstwo klientów, artyści i cyrkowcy
liczyli zebrane pieniądze, w konkursie przeciągania liny jak
zwykle zwyciężyła drużyna zajazdu Pod Aniołem z Abbot
Quincey. Tłumy zgromadziły się na południowym trawniku,
ściągnięte tam ostatnią atrakcją dnia, rozdaniem nagród. Gdy
Hugo stanął na podwyższeniu, rozległy się radosne pohukiwania i
oklaski. Debora odniosła wrażenie, że mieszkańcy czterech wsi
szczerze się cieszą z powrotu młodego pana. Hugo wygłosił
krótką, bardzo dobrze przyjętą mowę, po czym przystąpił do
wypełniania swojego obowiązku. Nagród było wiele, toteż był
dopiero w połowie listy, gdy Debora nagle poczuła, że ktoś
ciągnie ją za rękaw. Ujrzała obok siebie Fredericę.
- Deboro, powinnaś zajrzeć do Autolikusa. Właśnie
przechodziłam koło stajni, biedak okropnie wyje. Nie chciałam
do niego zaglądać, bo sama wiesz, jak on skacze, i nie jestem
pewna, czy byłabym w stanie go utrzymać. Czy Lowell na pewno
mocno go przywiązał?
Obie panny przecisnęły się przez tłum i ruszyły w stronę
stajni. Wycia nie było już słychać, co zaniepokoiło Deborę do
tego stopnia, że ostatnie jardy przebiegła. Nabrała podejrzenia, że
stało się coś złego.
Gdy tylko weszła do stajni, sytuacja stała się jasna. Lowell
przywiązał psa tak, by ten miał jak najwięcej swobody, ale
Autolikus zaczął się szarpać, zaplątał się w linę i zacisnął ją sobie
na szyi. Teraz bezsilnie leżał na boku... Debora wydała okrzyk
trwogi, otworzyła drzwi boksu i podbiegła uwolnić psa. Nie
zauważyła jednak, że Autolikus już od dłuższego czasu cierpliwie
skubie zębami linę tuż przy paliku, do którego go uwiązano.
Widząc Deborę, zawył z zachwytu, zerwał więzy i skoczywszy
na swoją panią, radośnie polizał ją po twarzy. Debora dzielnie
starała się go utrzymać, udało jej się nawet chwycić za
56
przegryzioną linę, ale rozradowany Autolikus okazał się dla niej
za silny.
- Frederico! Pomóż mi! Szybko, złap go!
Zobaczywszy dragą przyjazną duszę przed drzwiami boksu,
Autolikus znowu -przenikliwie zawył, potem szczeknął i popędził
ku Frederice.
- Autolikus, nie! Nie wolno! Frederico, nie uciekaj! To
najgorsze... - Było jednak za pózno. Krzyki Debory pozostały bez
echa. Frederica wypadła ze stajni i pognała w stronę domu.
Autolikus, zachwycony perspektywą doskonałej zabawy,
ostatecznie się wyrwał i z entuzjazmem popędził za Fredericą.
Przez długie godziny spędzone w samotności, przerywanej
jedynie krótkimi odwiedzinami pani, pies zmagazynował w sobie
wielkie pokłady energii i teraz był zdecydowany nacieszyć się
wolnością i możliwością ruchu. Dogonił Fredericę przy krawędzi
trawnika, ta pisnęła, zdążyła jednak wdrapać się na wózek do
zwożenia siana. Pies stanął zawiedziony pod wózkiem, dzięki
czemu Debora omal nie pochwyciła uciekiniera. Omal...
Hugo wręczał właśnie ostatnią nagrodę, prosiaka, farmerowi
Gantry'emu z Abbot Giles, gdy kątem oka dostrzegł Frederice na
wózku, wpatrującą się w Autolikusa. Urwał przemowę.
- Znowu ten przeklęty Autolikus! - zagrzmiał.
Na dzwięk swego imienia pies obrócił się i dojrzał swojego
idola. Nie zważając na grozny ton Hugona, wydał z siebie
dudniące szczeknięcie i pognał przez trawnik w jego stronę,
roztrącając po drodze wszystkich obecnych. Wskoczył na
podwyższenie i wpadł na farmera Gantry'ego z takim impetem, że
krzepki hodowca zachwiał się, a choć próbował chwycić za
słupek podtrzymujący markizę, runął jak długi. W dodatku słupek
trzasnął i przewrócił się na farmera, a zaraz potem runęła cała
konstrukcja. Hugo, farmer Gantry i prosiak stali się nagle falującą
masą pod pasiastą markizą.
Wydarzenia te nie zachodziły bynajmniej w ciszy. Hugo klął
i ciskał najstraszliwsze grozby na Autolikusa, Deborę i
wszystkich innych, którzy mogli ponosić choćby cień winy.
57
Farmer Gantry sapał i dyszał, usiłując uwolnić się z pułapki, a
prosiak z dzikim popiskiwaniem wysunął się spod tkaniny i
zaczął uciekać między nogami ludzi. Nic złego sienie stało.
Pomocne ramiona szybko podniosły zniszczoną markizę, a reszta
zaczęła ścigać prosiaka. Gdy minęło pierwsze zaskoczenie,
tłumem wstrząsnęła salwa śmiechu i posypały się soczyste
docinki, nawet z ust gości zajmujących miejsca na trawniku przed
domem. Henrietcie odebrało mowę, tak bardzo się śmiała, lady
Martindale siedziała z chustką przy ustach, a gdy rodzice Hugona
przekonali się, że wszyscy są cali i zdrowi, również oni
przyłączyli się do ogólnej radości. Tego było dla Hugona za
wiele. Otrząsnął się jak pies po wyjściu z wody, poprawił fular i
przeczesał dłonią włosy. Powiedział jeszcze dwa zdania do
farmera i ruszył na poszukiwanie winowajców.
Debora przyglądała się tej scenie z trwogą i
niedowierzaniem. Fatom znowu ją dopadło. Tym razem jednak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]