[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W końcu zdołała przekręcić oporny klucz i weszła do domu. Niemal natychmiast
zaczął dzwonić telefon. I chociaż nie miała ochoty na rozmowy, odebrała, żeby uciszyć
irytujące brzęczenie.
- Evelyn, mówi Leo.
Na dzwięk znajomego głosu gwałtownie wciągnęła powietrze. Był ostatnią osobą,
od której telefonu się teraz spodziewała.
- Evelyn? - powtórzył, gdy milczała dłuższą chwilę, zmagając się z niechcianymi
wspomnieniami namiętnych pieszczot i zmysłowych uciech.
- Przyznam, że mnie zaskoczyłeś.
- Właściwie sam jestem zaskoczony - odparł pospiesznie. - Ale jest sprawa. Culs-
haw postanowił prowadzić rozmowy w miejscu, które bardziej odpowiada Maureen. Za-
proponował wyjazd na jedną z jego wysp w północnym Queensland.
Ogarnął ją niepokój.
- Mam zrobić dla ciebie rezerwację? Zająć się twoim grafikiem?
- Nic z tych rzeczy. Musisz tam ze mną pojechać.
Pocałowała Sama, który zaczął wiercić się zniecierpliwiony.
- Leo, wiesz, że to niemożliwe.
- Dlaczego?
- Ustaliliśmy, że to była przygoda na jedną noc.
- Ale propozycja Culshawa wszystko zmienia.
- No to masz pecha. Ja zrobiłam wszystko, na co się umawialiśmy... a nawet wię-
cej.
- To zawrzemy nową umowę - rzucił wściekle. - Ile chcesz tym razem?
- Nie chodzi o pieniądze.
- Pięćdziesiąt tysięcy.
R
L
T
- Nie zamierzam więcej okłamywać tych miłych ludzi.
- Sto?
Wbiła wzrok w sufit, z trudem łapiąc powietrze. Taka ogromna suma znacznie
przyspieszyłaby remont domu. Mogłaby zatrudnić kompetentnego architekta, zrobić do-
bry projekt i może nawet zbudować plac zabaw dla Sama. Nie mogła jej jednak przyjąć.
- Nie!
- Zatem nie jedziesz ze mną?
- Zdecydowanie nie.
- Co w takim razie mam powiedzieć Culshawowi?
- To twoje kłamstwo, Leo. Powiedz mu, co chcesz: że sprawy rodzinne zatrzymały
mnie w Melbourne, że zachorowałam albo że nigdy nie byłam twoją narzeczoną. Decy-
zja należy do ciebie. - Chłopiec zaczął cicho popiskiwać. Najwyrazniej znudziło mu się
leżenie na piersi matki.
- Co to było? - zapytał Leo.
- To ja, próbowałam się rozłączyć. Czy to wszystko? Jeśli tak, to muszę kończyć. -
Modliła się w duchu o szybkie zakończenie tej rozmowy, ponieważ z trudem wytrzymy-
wała ciężar Sama.
- Nie. Potrzebuję... potrzebuję kilku dokumentów.
- Dobrze - odparła z westchnieniem, zastanawiając się, jakich dokumentów może
mu brakować, skoro przesłała mu wszystkie niezbędne papiery i to w trzech egzempla-
rzach. - Powiedz tylko które, a ja prześlę ci je mejlem.
- Nie. Potrzebuję oryginałów. Musisz mi je dostarczyć możliwie jak najszybciej.
- W takim razie zaraz zamówię kuriera.
- Nie zgadzam się. Musisz zrobić to sama.
- Dlaczego?
- Ponieważ zawierają poufne informacje i nie mogę ryzykować, że wpadną w nie-
powołane ręce, zwłaszcza na tak ważnym etapie negocjacji. - Gdy nic nie odpowiedziała,
dodał nagląco: - Sądziłem, że nadal chcesz dla mnie pracować.
Eve poczuła się tak, jakby dostała w twarz. Wiedział, że nie chciała stracić tej po-
sady, więc użył grozby, by ją przekonać.
R
L
T
- Dobrze, przyjadę, ale zamierzam zaczekać na ciebie w holu.
- Słucham?
- Nie zamierzam wchodzić na górę, nie po tym, jak...
- Myślisz, że spróbowałbym cię uwieść?
Nie liczyła na to po tym, jak się rozstali. Mimo to nie miała stuprocentowego za-
ufania do siebie ani tym bardziej do niego. Dlatego uznała, że lepiej unikać pokus. Na
samo wspomnienie minionej nocy robiło jej się gorąco. Aż strach pomyśleć, jak by zare-
agowała na widok ściany, przy której kochali się pierwszy raz.
- Po prostu uważam, że to nie byłby dobry pomysł.
- Jak chcesz. Spotkamy się w kawiarni hotelowej. Chyba możesz wypić ze mną
kawę?
- Zgoda.
Nieco pózniej jechała razem z Samem do hotelu, w którym mieszkał Leo. Niestety
pani Willis nie mogła zająć się malcem, więc musiała zabrać go ze sobą. Ostatecznie
uznała, że dobrze się stało. Znając stosunek swojego szefa do zakładania rodziny i posia-
dania dzieci, mogła założyć, że chłopiec skutecznie go odstraszy i powstrzyma przed ko-
lejnymi próbami powtórzenia wydarzeń minionej nocy.
Czterdzieści minut pózniej portier pomógł jej wyjąć z auta zarówno wózek, jak i
śpiącego Sama. Na szczęście dziecko, które zdążyło zasnąć w czasie jazdy, nie obudziło
się. Eve miała nadzieję, że spotkanie z Leo nie potrwa dłużej niż dziesięć minut, a jej syn
nie obudzi się do czasu, aż opuszczą hotel.
O tej porze dnia kawiarnia nie była zatłoczona. Tylko kilka stolików zajmowały
pary cieszące się swoją bliskością albo rodziny raczące się popołudniową herbatą. Już
wcześniej uprzedziła recepcjonistę, żeby przekazał Leo Zamosowi, że czeka na niego w
umówionym miejscu. Poświęciła więc kilka minut na podziwianie wnętrza. Z balkonu
miała doskonały widok na róże pnące się wzdłuż schodów i uroczą fontannę tryskającą
wodą do wysokości wyższych pięter hotelu. To nie było miejsce przeznaczone dla sza-
rych ludzi takich jak ona - z zepsutym sprzętem kuchennym i niesprawną kanalizacją
czekającymi w domu.
R
L
T
Usiadła na kanapie w częściowo zamkniętym boksie, który zapewniał nieco pry-
watności. Niestety, chwilę pózniej obudził się Sam i natychmiast zaczął się podejrzliwie
rozglądać po nieznanym miejscu.
- Wszystko dobrze, kochanie - powiedziała, sięgając do torby po przekąskę odpo-
wiednią dla małego dziecka. - Niedługo stąd wyjdziemy. Potem zabiorę cię na długi spa-
cer wzdłuż Southbank. Spodoba ci się. Zobaczysz rzekę, ptaki... i może nawet jakąś rybę.
- Lyba! - powtórzył Sam, sięgając po rodzynki. - Lyba!
Czekając na telefon z recepcji, Leo obmyślał plan zwabienia Evelyn do swojego
apartamentu. Skoro wyraznie dała mu do zrozumienia, że nie chce się w nim znalezć,
musiał naprawdę się postarać. W końcu wpadł na pomysł idealny w swoje prostocie.
Zamierzał odebrać dokumenty, a potem zaproponować, że odprowadzi ją do samo-
chodu. Potem powie, że o czymś zapomniał i poprosi, by pojechała z nim na górę, gdzie
będzie mógł jej to przekazać.
Zadowolony z siebie wyszedł na korytarz i zjechał windą na drugie piętro. Przez
chwilę błądził wzrokiem po twarzach zgromadzonych tam ludzi w poszukiwaniu przeję-
tego, jak sądził, oblicza młodej kobiety. Na pewno nie zapomniała tak szybko wspólnie
spędzonej nocy. On sam nie mógł zmrużyć oka, gdy wspominał płomienne godziny
przeżyte w jej towarzystwie. Właściwie wciąż o niej myślał.
Dlatego gdy Culshaw zaproponował, by przed podpisaniem umowy przenieść się
na jedną z jego wysp, Leo dostrzegł swoją szansę. Oczywiście nie był zadowolony z fak-
tu, że nie zakończyli negocjacji poprzedniego wieczoru podczas kolacji ani następnego
dnia przy lunchu, ale skoro pojawiły się komplikacje, mógł przynajmniej spróbować
odrobinę je sobie zrekompensować.
Nagle dostrzegł ją w niedużym boksie. Miała wysoko upięte włosy, więc wyraznie
widział jej odsłoniętą szyję i ten fragment nagiego ciała wystarczył, by pożądanie po-
nownie dało o sobie znać. Gdy wspomnienia zaczęły mieszać się z rzeczywistością, pod-
jął decyzji, że dołoży wszelkich starań, by przekonać ją do wyjazdu na wyspę.
Mimo wszystko z niepokojem myślał o dzikich żądzach, które rozbudziła w nim
Evelyn. Nie rozumiał, co takiego w sobie miała, że to, co tak długo starał się trzymać w
R
L
T
ukryciu, powoli zaczynało wyłaniać się na powierzchnię. Przecież początkowo miała tyl-
ko pomóc mu w negocjacjach. Seks był niespodziewanym, choć miłym bonusem.
Przyjrzał jej się uważnie raz jeszcze. I wtedy zauważył, że porusza ustami, jakby z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]