[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Jestem nowym Mistrzem Miasta. Ale aby nie zostać unicestwionym za rządów Nikolaos,
musiałem ukryć swoje moce. I udało mi się. Może nawet za bardzo. Są tacy, którzy uważają,
że nie jestem dość potężny, by stać się Mistrzem Miasta. Rzucają mi wyzwania. I
wykorzystują w tym celu także ciebie.
- W jaki sposób?
- Chodzi o to, że nie jesteś mi posłuszna. Twierdzą, że nie jestem nawet w stanie
zapanować nad własną ludzką służebnicą. Jak w tej sytuacji miałbym poradzić sobie z
wszystkimi wampirami w mieście i okolicach?
- Czego chcesz ode mnie?
- Chcę, abyś została moją ludzką służebnicą. - Uśmiechnął się do mnie szeroko i szczerze,
pokazując kły.
- Po moim trupie, Jean-Claude.
- Mogę wymusić na tobie przyjęcie trzeciego znaku, Anito. - To nie była pogróżka. Raczej
zwykłe stwierdzenie faktu.
- Wolałabym raczej umrzeć, niż zostać twoją służebnicą. - Mistrz wampirów potrafił wyczuć
prawdę. Musiał wiedzieć, że naprawdę tak myślałam.
- Dlaczego?
Już chciałam mu to wytłumaczyć, ale zmitygowałam się. Nie zrozumiałby. Dzieliło nas
zaledwie parę centymetrów, ale równie dobrze dystans ten mógł wynosić wiele kilometrów.
Pomiędzy nami ziała bezdenna przepaść. Nic nie było w stanie połączyć jej brzegów. Jean-
151
Claude był chodzącym trupem. To, kim był za życia, przepadło bezpowrotnie. Był Mistrzem
Miasta i w niczym nie przypominał istoty ludzkiej.
- Jeśli zrobisz to siłą, zabiję cię - ostrzegłam.
- Nie żartujesz. - W jego głosie wychwyciłam zdziwienie. Nieczęsto dziewczynie udaje się
zadziwić liczącego sobie setki lat wampira.
- Ani trochę.
- Nie rozumiem cię, ma petite.
- Wiem - mruknęłam.
- Czy mogłabyś udawać, że jesteś moją służebnicą?
Dziwne pytanie.
- Co to znaczy - udawać?
- Towarzyszyć mi na niektórych spotkaniach. Stać u mego boku, wspierając mnie swą
reputacją i bronią palną.
- Chcesz, aby egzekutorka chroniła twoje plecy. - Patrzyłam na niego przez parę chwil.
Dopiero teraz zrozumiałam prawdziwą zgrozę tego, co przed chwilą powiedział. - Wydawało
mi się, że dwa pierwsze znaki to był czysty przypadek. %7łe wpadłeś w panikę. A ty od
samego początku chciałeś mnie naznaczyć, zgadza się? - Tylko się uśmiechnął. -
Odpowiedz, sukinsynu - naciskałam.
- Skoro nadarzyła się okazja, żal mi było jej nie wykorzystać.
- %7łal ci było! - prawie wykrzyknęłam. - Z zimną krwią upatrzyłeś mnie sobie na swoją
służebnicę! Dlaczego?
- Jesteś egzekutorką.
- Niech cię diabli, a co to ma do rzeczy?
- To nobilitujące dla wampira być z kimś takim jak ty. Usidlić kogoś tak znacznego.
- Nie usidliłeś mnie.
- Jeżeli dobrze odegrasz swoją rolę, nikt się nie zorientuje, że tylko udajemy. I nikt prócz nas
dwojga nie będzie znać prawdy.
- Nie zamierzam grać w twoją grę, Jean-Claude. - Pokręciłam głową.
- Nie pomożesz mi?
- Otóż to. Dobrze to ująłeś.
- Proponuję ci nieśmiertelność. I to bez brzemienia wampiryzmu. Oferuję ci siebie. W ciągu
minionych lat było mnóstwo kobiet, które mając przed sobą taką perspektywę, zrobiłyby dla
mnie wszystko.
- Seks to seks, Jean-Claude. Nikt nie jest aż tak dobry.
- Wampiry są inne, ma petite. - Uśmiechnął się lekko. - Gdybyś nie była tak uparta,
mogłabyś przekonać się, do jakiego stopnia jesteśmy inni.
Musiałam odwrócić wzrok. To było zbyt osobiste. Zbyt intymne. Zbytnio przesycone
fantazjami.
- Chcę od ciebie tylko jednego - powiedziałam.
- Czegóż to, ma petite?
152
- No dobrze, dwóch rzeczy. Po pierwsze przestań mówić do mnie ma petite, po drugie
uwolnij mnie. Usuń te cholerne znaki.
- Co do pierwszego, Anito, mogę je spełnić.
- A co z drugim?
- Nie mogę, nawet gdybym chciał.
- A nie chcesz - zasugerowałam.
- Nie chcę.
- Trzymaj się ode mnie z daleka, Jean-Claude. Nie waż się do mnie zbliżać, bo, jak mi Bóg
miły, zabiję cię.
- Wielu próbowało. I to nieraz.
- A ilu z nich miało na koncie osiemnaście unicestwionych wampirów?
- Ani jeden. - Chyba trochę się zdziwił. - Choć na Węgrzech spotkałem kiedyś człowieka,
który przysięgał, że zabił pięciu z nas.
- Co się z nim stało?
- Rozszarpałem mu gardło.
- Może to zrozumiesz, Jean-Claude. Wolałabym raczej, żebyś rozszarpał mi gardło. Pierwej
umrę, próbując cię zabić, niż ci się podporządkuję. - Spojrzałam na niego, próbując ocenić,
czy zrozumiał choć cząstkę z tego, co przed chwilą usłyszał. - Powiedz coś.
- Usłyszałem, co powiedziałaś. Wiem, że mówiłaś poważnie. - Nagle pojawił się tuż przede
mną. Nie dostrzegłam jego ruchu, nie poczułam go w swojej głowie. Po prostu nagle znalazł
się o parę centymetrów ode mnie. Chyba aż westchnęłam ze zdumienia. - Naprawdę
mogłabyś mnie zabić? - Jego głos był jak jedwab położony na zranione miejsce, delikatność
mimo wszystko wywołująca ból. Jak seks. Albo jak aksamit muskający wnętrze mojej
czaszki. To było przyjemne, nawet mimo przepełniającego mnie nieopisanego przerażenia.
Cholera. Wciąż mógł mnie załatwić. Mógł mnie mieć. Odrobina siły i już. Nie. Nic z tego.
- Tak - odpowiedziałam, spoglądając w jego ciemne oczy. Mówiłam szczerze. Zamrugał
powiekami i cofnął się.
- Jesteś najbardziej upartą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem - stwierdził. Tym razem
powiedział to ze śmiertelną powagą. Bez odrobiny rozbawienia.
- To najmilszy komplement, jaki kiedykolwiek od ciebie usłyszałam.
Stanął przede mną z rękoma opuszczonymi wzdłuż boków. Stał w kompletnym bezruchu.
Węże i ptaki potrafią tak trwać w bezruchu, ale nawet węże przejawiają pewne oznaki
ożywienia, czynności, która - prędzej czy pózniej - będzie kontynuowana. Jean-Claude stał,
nie zdradzając kompletnie niczego, jakby wbrew temu, co mówiły mi oczy, rozpłynął się w
powietrzu bez śladu. W ogóle go tam nie było. Przestał istnieć. Umarli nie robią hałasu.
- Co się stało z twoją twarzą? - spytał.
Odruchowo dotknęłam spuchniętego policzka.
- Nic - skłaniałam.
- Kto cię uderzył?
- Po co pytasz? Aby się na tym kimś zemścić? Odpłacić mu za mnie?
153 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl