[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jona było właśnie takim szelestem, gotowym rozpętać pandemonium.
Musi zapobiec takiej ewentualności. Przede wszystkim trzeba przestać widywać
bliźnięta. Musi przerwać cykl lekcji i oddać je pod opiekę kogoś innego. Gwen
będzie musiała sama skończyć program. Obserwacja ich rozwoju jest niezwykle
196
anula - emalutka
interesująca, ale musi tego zaniechać; do teoretycznego programu badawczego
wkradło się zbyt dużo emocji.
Camilla uśmiechnęła się smutno do siebie. A emocje, wiadomo, nic tak nie
szkodzi badaczowi jak właśnie emocje...
Wracając do napadu, jeśli się okaże, że Zeke rzeczywiście planuje ten skok, musi
znaleźć okazję do rozmowy ze Stevenem i wszystko mu powiedzieć. Chłopiec musi
wiedzieć, jaką przyznano mu rolę. Frajera, kozła ofiarnego, ofiary losu... Musi mieć
świadomość, że jest całkowicie osamotniony w swych planach doskonalenia świata i
sprawiedliwego rozdziału dóbr, przynajmniej na razie. Jest zabawką w ręku
bandytów, którzy udają przyjaźń, żeby go wykorzystać.
Pozostaje tylko mieć nadzieję, że Steven we wszystko jej uwierzy. Jego
łatwowierność w stosunku do Zeke'a i kumpli może zamienić się we wrogość; wobec
niej może stać się podejrzliwy.
Trudno,
musi
przeprowadzić
z
nim
tę
rozmowę.
Chłopcu
grozi
niebezpieczeństwo.
Nie wolno jej tylko rozmawiać z Jonem. Od tej chwili zrywa z wszelkie kontakty.
Już, zaraz. Camilla zdecydowanym ruchem otworzyła szafę i zaczęła przebierać
sukienki.
Wytrwała w tym postanowieniu cały ranek i jeszcze trochę. Potem nadeszła
godzina wykładu i musiała wejść do sali, w której siedział Jon.
Był spokojny i patrzył na nią. Jego twarz wydała się jej nagle tak bliska, jakby
znali się i kochali całe życie.
Przecież to prawda, pomyślała. Tak właśnie jest, przecież kocham go całe życie...
W jego wzroku dojrzała jednak coś jeszcze, jakiś głód i łaknienie. Widać było, że
Jon Campbell nie zapomniał ich pocałunku i zamierza się postarać, żeby i ona go nie
zapomniała.
Lekki rumieniec zabarwił jej policzki, kiedy swoim zwykłym, spokojnym,
opanowanym głosem przywitała studentów i przeszła do konkretów.
197
anula - emalutka
– Witam państwa. Jak wszyscy wiedzą, zbliża się koniec semestru i czeka nas
egzamin. Dzisiaj powiem państwu, jakie będą wymagania formalne, jak będzie
przebiegał egzamin i wedle jakich kryteriów będą oceniane państwa wypowiedzi
ustne i pisemne.
Zaczęła rozdawać kserokopie, chodząc między ławkami. Uśmiechnęła się,
mijając Enrique'a.
Wyglądał teraz zupełnie inaczej; po chorym z nieśmiałości i wyczerpania,
bladym i wycieńczonym chłopcu nie pozostało śladu. Enrique był teraz normalnym
młodym człowiekiem, jak pozostali studenci ubranym w spłowiałe dżinsy i kolorową
koszulkę.
Był spokojny i rozluźniony, a do tego bardzo przystojny. Inteligentny, o
ujmującym sposobie bycia. Vanessa Campbell pewnie wcale nie będzie żałowała, że
pewnego dnia zwróciła na niego uwagę i zaprzyjaźniła się z nim.
Camilla podeszła do ławki Jona i położyła przed nim kartkę papieru, uważając,
żeby przypadkiem nie dotknąć dłoni leżących na pulpicie. Szybko cofnęła rękę, jakby
w obawie przed oparzeniem, i natychmiast spotkała jego roześmiany wzrok. Po jego
niebieskich oczach widać było, że czyta w jej myślach.
Z wysiłkiem odwróciła głowę i przeszła na środek sali. Czuła, że Jon nadal na nią
patrzy. Studenci zaczęli notować.
Czas wlókł się niemiłosiernie. Kiedy wreszcie minęła godzina wykładu, Camilla
zebrała książki i niemal biegiem ruszyła do wyjścia, Nie zaglądając do swojego gabi-
netu, ukryła się w klubie dla personelu naukowego i pijąc kawę, zmusiła się do
przeczytania jakiegoś tekstu. Potem spojrzała na zegarek i szybkim krokiem przeszła
do klasy, gdzie uczyły się bliźnięta, żeby je zabrać do siebie na ostatnie posiedzenie.
- Jeśli chcecie, pójdziemy dzisiaj do mnie do domu – powiedziała w chwilę
potem, prowadząc ich korytarzem wiodącym ku wyjściu. Bliźnięta uniosły główki w
górę.
- Fajnie! – krzyknął Ari. – Zobaczymy Madonnę i Eltona!
Camilla ze ściśniętym sercem patrzyła, jak biegną przed nią w stronę domu, aleją
przecinającą kampus.
198
anula - emalutka
Myśl, że widzi dzieci po raz ostatni, była nieznośna. Czy naprawdę musi
zrezygnować z kontaktu z tymi uroczymi, mądrymi, pięknymi istotami? Przecież
kocha je całym sercem. Może istnieje jakaś inna, bezpieczniejsza forma kontaktu z
nimi? Coś, co nie zakłada koniecznie systematycznego widywania ich ojca?
Rozpaczliwie próbowała przekonać samą siebie, że coś takiego jest możliwe.
Gdyby na przykład w dalszym ciągu pracowała z bliźniętami, a Gwen sama
informowała Jona o ich postępach w nauce? Uniknęłaby w ten sposób ryzyka,
unikając jednocześnie bólu, jaki niechybnie stanie się jej udziałem, kiedy Ari i Amy
znikną z jej życia...
Wzruszyła ramionami. To śmieszne i niemożliwe. Najlepszy dowód, że czas
najwyższy skończyć z tym wszystkim. Skoro ucieka się do podobnie absurdalnych
pomysłów, to znaczy, że naprawdę jest z nią źle.
Im prędzej przestanie się z nimi widywać, tym lepiej. Dla niej i dla nich.
– Dzisiaj nie będziemy robić żadnych testów – powiedziała, kiedy znaleźli się w
jej mieszkaniu. – Lepiej trochę się pobawimy i chwilę sobie porozmawiamy. Mam
wam coś bardzo ważnego do powiedzenia.
Amy podeszła do półki i uważnie zaczęła się przyglądać kotom z porcelanowej
kolekcji Camilli. Zawsze bardzo ostrożnie brała je do rączki, wiedząc, że ma do czy-
nienia z cennym i bardzo kruchym przedmiotem.
–
Tego lubię najbardziej – oznajmiła, wskazując białego persa liżącego sobie
przednią łapkę.
Camilla podeszła do dziewczynki i uśmiechnęła się.
– Jest rzeczywiście śliczny. Ja lubię też tego pręgowatego.
Amy dotknęła figurki stojącej obok persa.
–
Tego? Jest podobny do Eltona, prawda?
Ari leżał na podłodze, bębniąc nogami o parkiet. Elton chodził dokoła niego,
przyjaźnie mrucząc. Madonna siedziała z boku, bacznie ich obserwując.
Ari odwrócił głowę i spojrzał na Camillę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]