[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Chętnie bym się dowiedziała - naciskała panna Marple. Carrie Louise patrzyła na
przyjaciółkę z powątpiewaniem.
- Nie jest to z mojej strony zwykła ciekawość - mówiła panna Marple. - Uwierz mi, ja po
prostu muszę to wiedzieć! Potrafię trzymać język za zębami.
- Tak, ty potrafisz dochować tajemnicy, Jane - powiedziała Carrie Louise, uśmiechając się do
swoich wspomnień. - Matką Pippy była Katherine Elsworth. Poza doktorem Galbraithem - on jest
teraz biskupem Cromer - nikt o tym nie wie.
- Elsworth? Zaraz, czy to przypadkiem nie ta, która otruła męża arszenikiem? Bardzo głośny
przypadek.
- Tak.
- Została powieszona.
- Tak. Ale jej wina nie była do końca udowodniona. Mąż był uzależniony od arszeniku. Wtedy
nie znano się zbyt dobrze na tych sprawach.
- Ale ona moczyła w arszeniku lepy na muchy.
- Eric i ja zawsze sądziliśmy, że to zeznanie było tylko zwykłą złośliwością ze strony służącej.
- A więc Pippa to córka tej Elsworth...
81
- Tak. Postanowiliśmy, że damy dziecku nowy start, że w naszym domu będzie wzrastało
otoczone miłością i opieką, tak jak inne dzieci. I udało się nam. Pippa była... och, po prostu
Pippa. Najdroższe i najsłodsze stworzenie, jakie można sobie wyobrazić.
Panna Marple milczała przez dłuższą chwilę.
- Jestem gotowa - powiedziała Carrie Louise i odwróciła się od lustra. - Może poprosisz
inspektora, czy kto to tam jest, aby zechciał przyjść do mojego saloniku. Z pewnością nie będzie
miał nic przeciwko temu.
***
Inspektor Curry rzeczywiście nie miał nic przeciwko temu. Nawet wolał rozmawiać z panią
Serrocold na jej własnym terytorium.
Czekając na nią, rozglądał się ciekawie. Ten pokój wcale nie odpowiadał wyobrażeniom o
buduarze bogatej damy.
W saloniku stała staroświecka sofa i kilka wiktoriańskich, niewygodnych krzeseł o toczonych
oparciach. Perkalowe obicia były stare i wyblakłe, jednak ich elegancki deseń przywodził na
myśl epokę Kryształowego Pałacu. Salonik - jedno z mniejszych pomieszczeń w budynku - był
znacznie większy niż pokoje w nowoczesnych mieszkaniach. Ozdobiony licznymi fotografiami i
innymi drobiazgami, buduar sprawiał bardzo przyjemne wrażenie. Inspektor przyjrzał się z
uwagą dużej fotografii dwóch dziewczynek. Jedna była ciemnowłosa i pełna życia, druga
wyblakła i bezbarwna, ze zgorzkniałym wyrazem twarzy. Podpis pod fotografią głosił: Pippa i
Mildred . Na ścianie w ciężkiej, złoconej ramie wisiało zdjęcie Erica Gulbrandsena. Inspektor
odkrył właśnie fotografię przystojnego, roześmianego mężczyzny, prawdopodobnie Johna
Restaricka, gdy drzwi otworzyły się i do pokoju weszła pani Serrocold.
Ubrana była w czarną suknię. Drobna, lekko zaróżowiona pod koroną srebrnych włosów
sprawiała wrażenie bardzo małej. Cała jej postać wyglądała tak krucho i delikatnie, że inspektor
poczuł nagłe wzruszenie. Teraz zrozumiał to, co do tej ty wydawało mu się tak
nieprawdopodobne i zdumiewające. Zrozumiał, dlaczego wszyscy w tym domu ciągle myśleli o
tym, by oszczędzić Carrie Louise wszystkiego, co tylko mogło być jej oszczędzone. Pomyślał
też, że osoba taka jak ona nigdy ni robiłaby zamieszania z byle powodu.
Pani Serrocold przywitała się z inspektorem, poprosiła go aby usiadł, sama zajęła miejsce
naprzeciwko. Inspektor zacz zadawać pytania. Odpowiadała spokojnie i bez wahania. Zgaśniecie
światła, awantura między jej mężem a Edgarem Lawsonem, strzał, który słyszeli...
- Czy odniosła pani wrażenie, że strzał padł w domu?
- Nie, wydawało mi się, że huk dobiegł gdzieś z zewnątrz, Myślałam, że był to może gaznik
przejeżdżającego samochodu.
- Czy podczas tego incydentu między pani mężem a młodym Lawsonem zauważyła pani, że
ktoś wychodził z holu?
- Walter Hudd poszedł naprawić światło. W chwilę pózniej wyszła panna Bellever. Chciała
coś przynieść, nie pamiętam już co.
- I nikt więcej poza tymi dwiema osobami?
- Nie wiem, czy ktoś jeszcze wychodził.
- A zauważyłaby to pani?
- Nie, nie sądzę, abym to mogła zauważyć.
- Pani uwaga była skierowana na to, co działo się za drzwiami mi gabinetu?
- Tak.
- I obawiała się pani, że może dojść do jakiegoś wypadku?
- Nie, to nie to. Naprawdę nie przypuszczałam, aby coś mogło się wydarzyć.
82
- Przecież Lawson miał rewolwer.
- Tak.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]