[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wiedzieć.
- Donoszono mi o wystąpieniach... Ale żeby zamieszki...
- Och, wystąpienia. Prawdziwe rozróby, ot co. Pewnie ze dwadzieścia lub trzydzieści tysięcy
śmierdzących leni wyszło na ulicę. Na szczęście gliniarze łatwo sobie z nimi poradzili. Zabili nie
więcej niż pół setki. Oczywiście, parę tysięcy dostało jeszcze postrzały i...
Wściekły Kyes nie słuchał jej dalej. Wiedział już, co powiedzieć członkom rady. Zwiat Centralny
to serce imperium. To ostatnie miejsce, w którym powinno być widać jakiekolwiek braki. Stolica
musi się znalezć pod szczególną ochroną. Już wcześniej o tym myślał, ale Kraa uspokoiły go, że
wszystko jest w najlepszym porządku. Wystąpienia były, ale wynikały jedynie z drobnych
zakłóceń ciągłości zaopatrzenia. Wszystko już wróciło do normy. Też coś! Nawet nie samo
kłamstwo tak wzburzyło Kyesa; ostatecznie on także potrafił łgać. Chodziło raczej o tak ewidentną
głupotę zarządzania. Jeśli rada nie potrafi utrzymać porządku tu, na miejscu, to co musi się dziać w
odległych prowincjach imperium? Podobna nieudolność prowadzi nieuchronnie do katastrofy. A
wtedy Kyesa czekać będzie los o wiele gorszy niż innych. Poza tym, jeśli doszło już do tego, że
brakuje nawet podstawowych produktów żywnościowych, rada powinna zacząć działać na dalszy
zasięg. Ale oni tego nie potrafią, pomyślał, dla nich liczy się tylko własna forsa. Jęknął,
zobaczywszy sięgający chmur budynek w sercu dzielnicy bankowej. To była nowa, dopiero co
ukończona siedziba rady.
- Jest na co popatrzeć... - mruknęła kobieta od kierownicy uznając, że jęknął z podziwu. - Ale
sobie wystawili... Na całym Centralnym nie ma niczego takiego. Specjalnie, odkąd stary zamek
imperatora legł w gruzach. Z wierzchu to jeszcze nic, dopiero w środku. Fontanny jak marzenie, z
barwioną wodą. Pośrodku walnęli drzewo. Nazywa się rubiginosa, chociaż pewnie i tak coś
przekręcam. W każdym razie rodzi figi. Wielkie jak cholera. Tyle, że niejadalne.
- Czyj to był pomysł? - spytał obojętnie Kyes.
- Nie wiem. Pewnie projektantki. Jak jej było? Ztivo czy jakoś tak. Kokosy na tym zbiła. Chciała,
żeby drzewo miało dwadzieścia metrów wysokości i kazała przywiezć je z Ziemi. A oni bali się,
że nie wytrzyma tak długiej drogi i uschnie. Więc ściągali je etapami, z rocznymi przystankami na
trzech czy czterech planetach. Wydali na to kupę forsy. I udało się. Musiało! Słyszałam, że przez
ostatni rok urosło jeszcze ponad dwa metry. Mówię panu, teraz wszyscy są z tego drzewa tacy
dumni. Niech pan tylko kogoś spyta, a sam się pan przekona.
Wóz zwolnił. Z przodu gliniarze rozganiali pałkami tłum żebraków. Jasne, niech pan kogoś
spyta... Do dzieła.
Raport przewodniczącego komisji do spraw AM2 brzmiał koszmarnie. Wydruki z
wielomiesięcznej pracy tworzyły stertę wysokości jednej trzeciej metra. Odczytywał je teraz sylaba
po sylabie. Nazywał się Lagguth. Sądząc po spojrzeniach, które rzucali mu członkowie rady, jego
kariera na tym stanowisku dobiegała właśnie końca. Zapewne rychło zastąpi go ktoś inny. Gorszy,
naturalnie.
Kyes i pozostali słuchali w napięciu. Jeszcze nigdy nie zebrali się w tak ważnej sprawie. Nikt nie
zaprotestował, gdy asystent Laggutha wniósł tę masę makulatury. Nikt nie chrząknął nawet,
chociaż monolog trwał już ponad godzinę.
Mijała już druga godzina, a oni wciąż słuchali. Niezwykłe, jeśli wziąć pod uwagę, że zwykle
żądali od swych podwładnych streszczenia całej wypowiedzi w maksymalnie trzech zdaniach.
Jeśli te trzy przypadły im do gustu, poddany mógł mówić dalej. Jeśli nie, wylatywał na bruk.
Lagguth dawno przeszedł już ten etap. Tym razem groziła mu raczej egzekucja. Nawet Kyes
miałby kilka pomysłów co do metody. Jednak milczał, a pod tym milczeniem krył się strach. Sam
ton mówcy nie nastrajał optymistycznie, tym bardziej treść. Szczególnie że treści w zasadzie nie
było. Ot, urzędniczy bełkot. %7ładnych konkretów. I co z tym zrobić?
Kraa pierwsze nie wytrzymały.
Gruba chrząknęła gromko i pochyliła liczne podbródki nad stołem.
- Słuchaj no, skurwysynu - warknęła. - Zaraz cię trzasnę. Mojej siostrze kościsty tyłek wrasta w
fotel, a ty jeszcze nie przeszedłeś do rzeczy. Streszczaj się, albo znajdziemy sobie innego
przydupasa do tej roboty!
Lagguth zamarł. Zorientował się, że ma kłopoty.
- Przejdz do sedna, człowieku - przetłumaczył Lovett. - Co znalezliście?
Lagguth westchnął głęboko i nagle się uśmiechnął.
- Przykro mi, szanowni państwo, ale jestem tylko naukowcem... W przyszłości być może...
Chuda Kraa jęknęła ze zgrozy. Zapachniało kanibalizmem.
- Jeszcze trzynaście miesięcy wytężonej pracy - wydukał Lagguth. - Na tyle bym rzecz ocenił...
- Czy dobrze rozumiem? - spytał Lovett. - Chcesz powiedzieć, że nie zdołaliście ustalić zródła
AM2 i jedyne, co możesz obiecać, to że powinno wam się w końcu udać? Tak?
- Tak, panie Lovett - wykrztusił Lagguth. - Obawiam się, że tak. Za trzynaście miesięcy będziemy
u celu.
Poklepał stos dokumentacji.
- Obiecująca pewność siebie - rzuciła Malperin i gestem powstrzymała Laggutha od obrony
dokonań komisji. Może nie zarządzała najlepiej swoimi hutami, wolę za to miała stalową.
- Co pan na to, panie Kyes? - spytała.
Uwielbiała długie dyskusje, podczas których skrywała własny punkt widzenia. Kyes podejrzewał,
że baba po prostu go nie ma, dlatego zawsze chce najpierw usłyszeć zdanie innych.
- Po pierwsze, chciałbym zadać panu Lagguthowi pewne pytanie - powiedział Kyes. - Zasadnicze.
Lagguth pokornie nastawił uszu.
- Ile AM2 jeszcze zostało?
Lagguth rozpoczął długi i abstrakcyjny wstęp, jednak Kyes mu przerwał.
- Powtórzę raz jeszcze. Na jak długo starczy nam AM2 przy obecnym zużyciu i racjonowaniu?
- Na dwa lata - wyjąkał Lagguth. - Nie dłużej.
Rada zamarła. Nie, żeby się łudzili, ale nie znali dotąd liczb. Teraz usłyszeli, ile życia im jeszcze
zostało. Wyrok zapadł. Tylko Kyes jakby się nie przejął. Nad nim od lat wisiał inny miecz.
- Zatem jeśliby się okazało, że jednak mylicie się co do tych trzynastu miesięcy... - zaczęła
Malperin.
- Wtedy będzie przerąbane, stara. Zostanie nam niecały rok - wyrwało się chudej Kraa.
Lagguth mógł jedynie przytaknąć. Tylko Kyes wiedział, czemu facet lekko pobladł. Bał się, bo
wiedział, że kłamie.
Nie w kwestii zapasów AM2. To była pierwsza w miarę rzetelna ocena. Chodziło o te trzynaście
miesięcy. Lagguth i jego komisja nie mieli pojęcia, gdzie imperator trzymał swoją tajemnicę. Byli
dokładnie w tym samym miejscu, co sześć lat wcześniej. A czemu kłamał? Proste. %7łeby głowa nie
spadła mu z karku. Czego trzeba więcej?
- Pozostańmy przy tym szacunku - mruknął Kyes do chudej Kraa. - Tak czy siak, mamy jeszcze
czas. Trzeba pomyśleć, jak go wykorzystać.
Kraa spojrzały na niego. Mimo szorstkiego obejścia nie były wcale bezmyślne. Nauczyły się
polegać na Kyesie, chociaż nie wiedziały, że osobiste problemy zmusiły go do przyjęcia roli
moderatora.
- Pan Lagguth uważa, że zlokalizowanie zródła AM2 zabierze trzynaście miesięcy - powiedział. -
Może tak, może nie. Ale wiem, w jaki sposób możemy zwiększyć nasze szansę.
- Tak? Jak mianowicie? - spytał Lovett.
- Zaczęliśmy właśnie produkcję nowego oprogramowania. Moi naukowcy pracowali nad nim od
wielu lat. Zostało pomyślane specjalnie jako baza danych dla archiwów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl