[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sam, jadł z jednego talerza i pił z butelki, chyba że
za usługi seksualne, w których celowało (jak
twierdził brat profesor, długie z nią sp dzający
354 Perseidy
sympozja w niedokończonym mieszkaniu na do-
le) jej brzydkie, nieco pokraczne ciało, o zwi -
dłych młodych piersiach i długim mi sistym tył-
ku i przepastnej, twierdził brat, pizdzie,
wewnątrz której nizała si wokół wypr żonej,
opowiadał, szyjki macicy stercząca z niej nitecz-
ka. Ukrainka była o głowie kozy i sposobie cho-
dzenia przypominającym strusia, ale bratu,
mówił brat, było wszystko jedno, nagrodą za to
był niezgodny z niczym koci łagodny wdzi k
i pewność siebie Ukrainki w łóżku, tyle że nie
chciała go do czasu brać w usta, to ją brzydzi-
ło, wszystko co pieprzne i słone lub mające smak
przyprawiało ją o mdłości, powiedział, a gdy coś
mówiła, to głupoty, głowa i usta służyły do nie-
wysmakowania i niemówienia, przemawiała pi-
zdą, powiedział, i otworem dupnym, równie czu-
jącym i rozedrganym, co jej płeć.
Starszy brat odesłał ją do Lwowa, gdzie miała
m ża pijaka i ucz szczała do unickiego kościoła,
ale nie zrobiłby tego, gdyby brat był nie zniknął,
bo sp dzała godziny na rozmowach z nim przy
myciu i szczotkowaniu, czy co tam robili, pod-
czas gdy jej milczący krągłogłowy synek bawił
si na pi trze samochodzikami albo śpiewał ci-
chutko sam sobie, bo nie była zdolną ani oddaną
matką, i nie wiedziała, co z tym synkiem zrobić.
Ale brat zaginął i on Ołen odesłał, i teraz omi-
jał wyzi bni tych żebraków w dworcowej hali
i przeczytał, że pociąg b dzie o czasie, i zszedł
Podnosiny 355
w dół i stanął w przewiewie nad peronem, a że
głow miał po myciu mokrą, włożył kaszkiet,
w którym wyglądał staro i beznadziejnie, ale
który zamierzał ściągnąć do kieszeni, gdy ona si
z ruchomych schodów wynurzy.
Oczywiście nie zdążył, bo z krótką jasnością zo-
baczył trzy określenia, których szukał w m t-
nym chaosie swojej głowy, krótkie jasne słowa
co do tego, dlaczego książka zasłużonego Dona
DeLillo nie była tym, czym chciała być: too cle-
ver, too cute, too astute, i starał si powiedzieć to
sobie po polsku, gdy ona dotkn ła mu pleców
i odwrócił si w tym kaszkiecie i okularach, i zo-
baczył z miejsca, w sekund , w pierwszej milise-
kundzie jej spojrzenia, w półmilisekundowym
jej stani ciu i zamrozie, jak bardzo ją zawiódł
b dąc sobą, jak ci żko si przez ten rok zesta-
rzał, rok podczas którego ona przyjechała tylko
raz, i tylko raz byli ze sobą. Zciągnął kaszkiet
i udał, że jest jak ma być, ale rozumiał jej złudze-
nie i wiedział, jakim lodowatym szydłem jest
zrozumienie, że si pomyliło, że iluzja nadziei
pryska, złudzeniem przypominającym śmierć.
Była wi c niedziela i pojechali ogrzać si na ka-
w do Bristolu, ale kawiarnia Bristolu była wy-
jątkowo jak głosiła wywieszka otwarta dziś
dopiero od jedenastej, i był mróz, wi c poszli
naprzeciw do kawiarni Europejskiego zatłoczo-
nej niedzielnym wystrojonym tłumem katoli-
356 Perseidy
ków jedzących ciastka z dziećmi przed pójściem
na msz do jednego z rozlicznie wokół obecnych
kościołów, i siedzieli na niskim szerokim parape-
cie okna wystawowego z zamówionymi kawami
i ptysiami, za firanką, ona wychudła i zszarzała,
z kościstym zawiasem szcz ki i ładnymi i bardzo
cienkimi palcami rąk o wydłużonych eleganc-
kich (po Stanach Zjednoczonych) paznokciach.
Zbyt chytra (wdzi czna), sprytna, zbyt wdzi -
cząca si (wdzi czna). Zbyt przebiegła. Starał
si być rzeczowy w tej kawiarni Hotelu Europej-
skiego, nim zaproponował jej ślub, co wiedział,
że si nigdy nie stanie (że ona nigdy za niego nie
wyjdzie, już on za nią), i po wyjściu z kawiarni
poszedł z nią statecznym spacerkiem po lodo-
wato wysłonecznionym chodniku (pałac prezy-
dencki Namiestnikowski, utrwaliło si ) po
prawej, ministerstwo zmagań z kulturą, mini-
sterstwo zaciemniania kultury po lewej, ciem-
nogrodem rozjarzonym zimowym raznym słoń-
cem do najbliższego sklepu jubilerskiego, by
obejrzeć wystawione (srebrne, jesteśmy świato-
wym potentatem srebra) pierścionki, ale ona
dziewczyna powiedziała, że lubi takie duże ka-
wałki, a nie subtelnie wąskie, wi c wyszedł
z ulgą; a dalej starał si pojąć, czego ona chce
i do czego si nadaje, i zrozumiał, że prócz bla-
dej urody, do niczego, że do niczego, że b dzie
żyła swym marginesem, jak on, że swój margines
b dzie przenosiła ze sobą tam, gdzie si znaj-
Podnosiny 357
dzie, do Poznania czy Kalifornii, że studiuje nie
wiedzieć po co i żyje licząc na co? Na nic, że si
wyostrza, blednie i rozpływa jak wszystko, po-
myślał, jak wszyscy, trzy paki książek przywio-
złam z tej Florydy powiedziała, i tyle.
Pojechali tym czystym umytym samochodem do
domu w Starej Miłosnej, i dobrze, bo był zapo-
mniał, że otrzynastej miała zajechać ekipa telewi-
zyjna, by nagrać z nim rozmow , rozmow
o czym, zapomniał, ale przypomniał sobie absur-
dalny abstrakt tej rozmowy, gdy zobaczył prowa-
dzącego wywiad (ów też wrócił po długim poby-
cie ze Stanów), już niegdyś z nim rozmawiał, ach
tak, było to w Bydgoszczy, gdzie poznał dziewczy-
n na festiwalu teatralnym, i ów dziennikarz roz-
mawiał z nim, tak jak teraz, o sacrum i profanum,
co go rozśmieszyło wtedy, jak rozśmieszyło dziś.
Dziewczyn zamknął w pokoju obok, gdzie wiele
książek stało w regale na całą ścian , i przyrządził
jej koreańskiego makaronu (hot taste) zalanego
wrzątkiem w przemyślnym białym styropiano-
wym pojemniku, tak że słyszał, jak krztusi si
ona i kaszle podczas wywiadu (hot taste), a sam
napił si winiaku prosto z butelki w swoim gabi-
necie, choć obiecywał sobie (patrząc na skalet-
k ), że dziś zacznie pić aż o dziewi tnastej, było to
niemożliwe, miał si pobudzić do mówienia byle
czego w intelektualnej bezsensownej audycji o ni-
czym, o sacrum i profanum, wi c powiedział, że
można sakralizować i ci żarówk , i przyszłość,
358 Perseidy
a profanować głupot , i nie wiedział, czy to do-
brze czy zle, i co chciał przez to powiedzieć.
Sacrum i profanum. To jest to, jak detal i ogól-
ność, abstrakcja i jej powód, życie i historia,
przebieg i los. Najłagodniejszy los, dlaczegóż
czas nie miałby być najłagodniejszy, dlaczego nie
miałoby si nie dbać o jego przebieg, o swój
przebieg, przypadkowo wrzucony w życie, najła-
godniejszy i możliwie wypełniający szmat
Potem przeczytał w skąpej a nad tej książce nie-
mieckiego historyka Dermandta o rzymskich
Cezarach jedną zajmującą informacj na trzystu
stronicach petitem z odsyłaczami, że Pliniusz
Starszy uznawał tylko dwie moce: przyrody
i przypadku, co go z Pliniuszem Starszym na
chwil (dotkni cie) delikatnie i ulotnie zaprzy-
jazniło
Telewizjoniści odjechali i trzeba było odwiezć
dziewczyn na pociąg powrotny, wi c przez
chwil całowali si bez przekonania na kanapie,
a potem on poszedł do swego gabinetu i wycią-
gnął spomi dzy książek tysiąc złotych w niebie-
skich banknotach z jakimś absurdalnym królem
na licu (resztka zarobionych w operze pieni -
dzy) i włożył je w kieszeń kraciastej koszuli
dziewczyny, na piersi (piersi nie miała zgoła
wcale, bo schudła) i ona wzbraniała si chwilk
pro forma, a potem pocałowała go w usta moc-
Podnosiny 359
niej i bardziej szczerze, a on powiedział, że wie,
iż jej nigdy nie zobaczy. Wydzwoniony taksów-
karz zajechał punktualnie (on pił) i dziewczyna
odjechała z piersiami czy bez, a on stojąc
w oknie pomyślał o filmie Woody Allena Cyc ,
o wielkich piersiach i o ślepych piersiach pi k-
nych obłąkanych kobiet w filmach Felliniego,
który żył jednocześnie z chłopi cą żoną wyglą-
dającą jak skaut, i z czeredą kochanek o olbrzy-
mich wulgarnych piersiach, i który umarł od te-
go, i o książkach Philipa Rotha, maniaka seksu-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]