[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szarpnięciem otworzył tylne drzwi i przeczesywał wzrokiem ulicę, kiedy
wysiadałem. Czułem się jak prezydent.
Czterdzieści osiem, zgadza się? zapytał Mike.
Zgadza się potwierdziłem.
Nacisnąłem dzwonek i czekaliśmy. Po kilku chwilach pojawił się niewysoki,
elegancko wyglądający chłopak i zabrał się do otwierania zasuwek i zamków w
drzwiach.
Witam panów powiedział. Wyjątkowo gardłowy Kłos.
Dzień dobry, Vince. Jak noga? odparłem, wchodząc do galerii.
Elegancik był zbyt angielski, aby zapytać, kim jest Vince, o jaką nogę chodzi, a
poza tym, o czym ty w ogóle mówisz? Zamiast tego odsunął się z uprzejmym
uśmiechem i wpuścił Mike'a i Carla do środka.
Całą czwórką przeszliśmy na środek sklepu i zlustrowaliśmy wzrokiem wiszące
na ścianach bohomazy. Wyglądały naprawdę paskudnie. Byłbym zdumiony, gdyby
udawało mu się sprzedać choć jeden w ciągu roku.
Jeżeli coś ci się spodoba, mogę dać dziesięć procent zniżki powiedziałem do
Carla, który mrugał powoli.
Atrakcyjna blondynka, tym razem w prześlicznej koszuli, wyszła z zaplecza i
rozpromieniła się w uśmiechu. Następnie zauważyła mnie i jej dobrze ukształtowana
szczęka opadła na jeszcze lepiej ukształtowane piersi.
Kim pan jest? Mike zwrócił się do elegancika. Carl gapił się na obrazy.
Jestem Terence Glass odparł elegancik.
Cóż to była za wspaniała chwila. Zapamiętam ją do końca życia. Staliśmy tam w
piątkę, ale tylko Glassowi i mnie udało się powstrzymać od rozdziawienia ust.
Pierwszy przemówił Mike.
Chwileczkę powiedział. Ty jesteś Glass.
Odwrócił się w moim kierunku z wyrazem desperacji na twarzy.
Czterdziestoletnia kariera z planem emerytalnym i wielokrotnym przydziałem na
Seszelach zaczęła mu się szybko przesuwać przed oczami.
Przykro mi westchnąłem ale to niezupełnie prawda.
Spojrzałem na podłogę, ale nie dostrzegłem nigdzie plamy krwi. Glass bardzo
szybko potraktował ją środkami czyszczącymi lub jego wniosek o zwrot kosztów był
nieuzasadniony.
Czy coś się stało, panowie? Glass wyczuł nieprzyjemną atmosferę. Nie dość,
że nie byliśmy saudyjskimi książętami, to jeszcze nie wyglądaliśmy w ogóle na
klientów.
Jesteś... zabójcą. Człowiekiem, który... blondynka z trudem wypowiadała
słowa.
Ja również się cieszę, że cię widzę powiedziałem.
Jezu Chryste! mruknął Mike i odwrócił się w kierunku Carla, który odwrócił
się w moim kierunku.
Był z niego wielki chłop.
No cóż, przepraszam za to małe nieporozumienie powiedziałem. Ale może
byście tak sobie poszli?
Carl ruszył w moim kierunku. Mike złapał go za ramię, po czym spojrzał na mnie
z grymasem na twarzy.
Chwileczkę. Jeżeli ty nie jesteś... Zdajesz sobie sprawę, co zrobiłeś? myślę, że
naprawdę nie wiedział, co powiedzieć. o Jezu!
Zwróciłem się do Glassa i blondynki.
Wiem, że musi was choć trochę zastanawiać, o co chodzi. Chciałbym
rozproszyć wasze obawy. Nie jestem tym, za kogo mnie macie. Nie jestem również
tym, za kogo oni mnie mają. Ty wycelowałem palec w Glassa jesteś tym, za kogo
oni mnie mają, a ty w blondynkę jesteś osobą, z którą chciałbym porozmawiać,
kiedy oni już sobie pójdą. Wszystko jasne?
Nikt nie podniósł ręki. Ruszyłem w kierunku drzwi, zapraszając ich gestem do
wyjścia.
Chcemy dostać teczkę powiedział Mike.
Jaką teczkę? zapytałem.
Projekt Absolwent.
Wciąż był jedno czy dwa okrążenia za resztą stawki. Nie mogłem go za to winić.
Przykro mi, że cię rozczaruję, ale nie ma żadnej loczki. Ani tej z napisem
Projekt Absolwent", ani innej.
Mina mu zrzedła i autentycznie zrobiło mi się go żal.
Posłuchaj powiedziałem, starając się ułatwić mu podjęcie decyzji.
Znajdowałem się na terytorium Stanów Zjednoczonych, piąte piętro, w oknach
podwójne szyby, i jedyny pomysł na wydostanie się stamtąd, jaki mi przyszedł do
głowy, to ta teczka. Pomyślałem, że może was to zaintrygować.
Kolejne przeciągające się milczenie. Glass zaczął kłapać zębami, jakby w
dzisiejszych czasach tego rodzaju uciążliwości po prostu zdarzały się zbyt często.
Carl zwrócił się do Mike'a.
Mam go zgarnąć? mówił zaskakująco wysokim głosem, niemal falsetem.
Mike przygryzł wargę.
Tak naprawdę decyzja nie należy do Mike'a wyjaśniłem. Spojrzeli na mnie
obaj. Chodzi mi o to, że to ja zdecyduję, czy, jak to ująłeś, zostanę zgarnięty, czy
nie.
Carl zmierzył mnie wzrokiem.
Posłuchaj powiedziałem. Będę z tobą szczery. Duży z ciebie chłop i jestem
pewien, że potrafisz zrobić więcej pompek niż ja. Podziwiam cię za to. Zwiat
potrzebuje ludzi, którzy potrafią robić pompki. To ważne uniósł groznie podbródek.
Nie przestawaj mówić, drogi panie. Więc mówiłem. Ale walka to co innego. To
zupełnie co innego, i tak się składa, że jestem w tym bardzo dobry. Co nie znaczy, że
jestem od ciebie mocniejszy, bardziej męski czy coś w tym rodzaju. To po prostu coś,
w czym jestem dobry.
Widać było, że Carl nie czuje się pewnie w takiej rozmowie. Najprawdopodobniej
w szkole nauczono go, jak odpowiadać na zaczepki w rodzaju wyrwę ci serce". I
tylko na takie.
Zmierzam do tego kontynuowałem jak tylko mogłem najuprzejmiej że jeżeli
chcecie sobie zaoszczędzić wielkiego upokorzenia, po prostu opuście teraz galerię i
pójdzcie sobie gdzieś na porządny lunch.
Co, po kilku chwilach szeptów i spoglądania w moim kierunku, ostatecznie
uczynili.
Godzinę pózniej siedziałem we włoskiej kawiarence z blondynką, którą od tej
chwili będziemy nazywać Ronnie, ponieważ tak nazywają ją przyjaciele, a ja
najwyrazniej stałem się właśnie jednym z nich.
Mike odszedł z podkurczonym ogonem, Carl wyglądał jak: To jeden z tych dni,
stary". Pomachałem mu wesoło na pożegnanie, ale wiedziałem, że nie uznam
swojego życia za porażkę, gdybym miał go już nigdy nie zobaczyć.
Ronnie siedziała z szeroko otwartymi oczami, słuchając skróconej wersji
wydarzeń, w której pominąłem martwych ludzi, i chyba doprowadziła swoją opinię o
mnie do punktu, w którym wydawała się uważać mnie za supergościa. Stanowiło to
miłą odmianę. Zamówiłem dla nas po jeszcze jednej kawie i rozparłem się na krześle,
aby napawać się przez chwilę jej podziwem.
Lekko zmarszczyła brwi.
A więc nie wiesz, gdzie jest Sara? zapytała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]