[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cja. Może planowali tam jakieś romantyczne spotkanie?
Pospiesznie pomaszerowała przez trawnik, nie zwalniając kroku, dopóki nie znala-
zła się poza zasięgiem głosu Lorenza. Co się stanie, jeżeli Tia de Luca wróci do
Castellaccio? Z pewnością jej tu nie zechce, więc obie z Lottie będą musiały wrócić do
Londynu. Oczywiście, jako jego przyjaciółka życzyła mu tego. Może wtedy jego oczy
straciłyby wreszcie ten pusty wyraz i nie musiałby pracować po czternaście godzin
dziennie, żeby odegnać samotność. Rozumiała go doskonale.
Zatrzymała się przed świątynią oblaną blaskiem zachodu. Powoli weszła na schody
i stanęła między kolumnami. Podłoga była nierówna i zniszczona, niektóre z kamieni
wyszczerbione. Nie była tu od tamtej nocy, kiedy zjedli razem kolację, a potem zasnęła
w jego ramionach. Starała się nie wspominać tamtych chwil. Teraz wiązała ich tylko
umowa biznesowa", a przecież czuła się wtedy wysłuchana i zrozumiana. A potem na-
karmił ją i ukołysał do snu, gładząc pieszczotliwie po włosach. W końcu wydarzyło się
jeszcze coś, czego nie pamiętała i co ją dręczyło. Musiał ją, śpiącą, zanieść do domu i
rozebrać przed położeniem do łóżka, bo rano obudziła się w bieliznie... Na szczęście
wcześniej zdjęła te okropne, wyszczuplające majty.
- Tu jesteś.
R
L
T
Lorenzo szedł przez trawnik z butelką wina w jednym i dwoma kieliszkami w
drugim ręku. Sprawiał wrażenie roztargnionego i zmęczonego, wcale nie jak człowiek,
który właśnie umówił się na romantyczne spotkanie ze swoją byłą.
- Muszę z tobą porozmawiać - powiedział, podchodząc do schodów.
Irracjonalnie pożałowała, że nie umyła włosów i znów ma na sobie tę samą koszul-
kę. Przypomniała sobie zdjęcie Tii w jedwabnej tunice - egzotycznej, wyrafinowanej, ku-
szącej.
Lorenzo postawił kieliszki na kamiennej ławie, a Sarah oparła się o kolumnę,
obronnym gestem krzyżując ramiona na piersi.
- Lottie zasnęła? - zagadnął, podając jej kieliszek.
- Tak, w końcu - odparła. - Jest okropnie podekscytowana planowaniem nocy w
namiocie. Alfredo ma z nimi zostać. Będzie lodowe przyjęcie o północy i pieczone kieł-
baski na śniadanie.
- Dobra myśl. Zgodziłaś się?
- Powiedziałam, że zapytam ciebie. W końcu to twój ogród. Lupo też jest zapro-
szony i dziś przez cały dzień szukali odpowiedniego miejsca. Ale uprzedziłam, że przede
wszystkim muszą mieć twoją zgodę.
Uśmiechnął się lekko.
- Być może dam się przekonać. Ale w zamian chcę, żebyś mi odpowiedziała na
jedno pytanie.
Zaraz usłyszę, że straciłam pracę, pomyślała ze ściśniętym sercem.
- Dobrze - odparła. - Tylko może wróćmy już do domu.
W ten sposób świątynia zostanie nietknięta w jej wspomnieniu jako miejsce, gdzie
spędziła niezapomniane chwile. Wolno szli przez trawnik. Oświetlony zachodzącym
słońcem pałac wyglądał jak starożytny fresk, uosobienie ziemskiego raju, niezmienny od
pięciuset lat.
- Lottie słusznie nazwała to miejsce najpiękniejszym na świecie - stwierdziła Sa-
rah.
- I słusznie powiedziała, że jest za duże dla jednej osoby.
R
L
T
Weszli na dziedziniec. Lorenzo odstawił kieliszki na niski stolik, Sarah zajrzała do
córeczki i wróciła na dół. Lorenzo siedział na kamiennej ławce, patrząc w zamyśleniu na
mroczniejący ogród. Sarah usiadła obok niego. Moglibyśmy być małżeństwem rozma-
wiającym o swoim dziecku, pomyślał Lorenzo.
- Chciałbym ci coś zaproponować - zaczął - ale musisz mi przyrzec, że odmówisz,
jeżeli nie będziesz miała ochoty.
Pomyślał o innych pytaniach, które także chciał jej zadać. Zrobi to już wkrótce, te-
raz jednak miał na głowie coś innego.
- Dzwoniła Tia - zaczął ostrożnie, obracając w dłoniach kieliszek - żeby mi przy-
pomnieć o festiwalu filmowym w Wenecji. Wolałbym o tym nie pamiętać, chociaż to
premiera mojego filmu. Tia chce, żebym był świadkiem jej tryumfu.
- Tryumfu?
- Tak. Media skoncentrują się na niej i Ricardzie, a także mojej na nich oboje reak-
cji. Film będzie sprawą drugorzędną. Niewiele mogę zrobić, żeby wzbudzić zaintereso-
wanie samym filmem, ale z pewnością pomogłoby, gdybym nie pojawił się tam sam. -
Odstawił kieliszek i przegarnął palcami włosy. - Wierzyć mi się nie chce, że cię w to
wrabiam.
- Chcesz, żebym z tobą pojechała? - spytała po chwili milczenia.
- Chciałbym, ale nie, jeśli nie masz ochoty. Obiecuję, że postaram się, żeby
wszystko trwało jak najkrócej i odbyło się w miarę bezboleśnie.
Ulga, jaką Sarah odczuła, napełniła ją radością.
- Dobrze. Nie ty jeden masz porachunki z drugą połową. Nie zaszkodzi, jeżeli Ru-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]