[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jego kompania mogą się śmiać, chędożyć i pić, osuszając piwnice zamku.
- Widywałem już takich, których pozbawił złota i wymyślnych ubrań. Nie chciałbym,
żeby milady czy jakakolwiek lady wpadła w jego łapy. Wiesz, co mam na myśli.
Stary spojrzał znacząco na Edlyn.
- Potrafię ją ochronić - zapewnił Hugh.
ROZDZIAŁ 12
Szarpnięcie prądu było niczym dotyk boskiej dłoni. Almund sięgnął po wiosło, lecz
prąd wyrwał mu je z rąk. Prom przechylił się, a potem z wolna, nieodwołalnie, przewrócił na
bok. Hugh wyciągnął rękę, by chwycić się poręczy, jednak przegniłe drewno złamało się pod
ciężarem jego ciała. Krzyknął i wypadł za burtę.
- Hugh!
Usłyszał wołanie Edlyn, a potem woda zamknęła mu się nad głową.
Z trudem wydostał się z głębiny, lecz jakiś płynący z prądem przedmiot zepchnął go
znów pod wodę. Następnym razem jakoś udało mu się utrzymać na powierzchni i zobaczył,
że prom rozpada się i idzie pod wodę.
- Edlyn! - wrzasnął, rozpaczliwie młócąc rękami wodę i rozglądając się wokół.
- Hugh!
Jej głos dobiegał gdzieś z boku. Odwrócił się i zobaczył, że Edlyn wspina się na
brzeg, wspomagana przez rycerzy.
- Hugh!
Wskazywała na coś w pobliżu niego. Spojrzał i zobaczył, że obok przepływa część ich
bagażu.
Czyżby oczekiwała, że go uratuje? Zważywszy na prąd, będzie mógł mówić o
szczęściu, jeśli uda mu się uratować choć siebie. Wpadł w wir i zobaczył przepływający obok
drobny kształt.
- Hugh, to Almund!
Usłyszał jej wołanie w tej samej chwili, kiedy rozpoznał bezwładną sylwetkę starca.
Zaczął płynąć w jego stronę.
- Musisz go ocalić - zawołała.
Oczywiście, że go ocalę, pomyślał zirytowany. Czy ona uważa go za tak
pozbawionego uczuć, że mógłby pozwolić starcowi utonąć, gdyby nie jej pouczenia? Dotarł
do Almunda, chwycił go pod pachy i pociągnął ku brzegowi. Zdradliwy prąd obrócił ich
jeszcze parę razy, a raz przepływający kufer tak zdzielił Hugha w skroń, że o mało nie straci!
przytomności.
Jedna rzecz dodawała mu sił - myśl o tym, jak bardzo Edlyn będzie mu wdzięczna.
Kiedy wyciągnie starego na brzeg, spojrzy na męża jak na bohatera, którym przecież jest, i to
będzie pierwszy krok, by zdobyć jej uczucie. Prawdziwe uczucie.
Kiedy podpłynął bliżej, z brzegu wyciągnęły się do niego pomocne dłonie, jednak
odtrącił je i sam wydostał się z wody. Oddychając ciężko, pociągnął za sobą Almunda, a
potem zarzucił go sobie na plecy i zaniósł na miękką murawę. Ostrożnie położył starca na
trawie i wyprostował się, czekając na swoją nagrodę.
Jak się spodziewał, Edlyn już do niego biegła. Otworzył szeroko ramiona, lecz ona
minęła go i opadła na klęczki u boku Almunda.
- Czy on oddycha? - Przewróciła starca na brzuch. - Wypchnij z niego wodę!
Hugh opuścił pośpiesznie ramiona w nadziei, że nikt nie zauważył haniebnego
dopraszania się uwagi Edlyn.
- To twardy stary koń.
Stał, ociekając wodą, dopóki Wharton nie podał mu ręcznika, wyjętego z kufra, który
przeprawiono wcześniej.
- Przeżyje.
Edlyn naciskała na plecy Almunda, dopóki nie zwymiotował rzecznej wody.
- Jeśli nie przeżyje, będzie to twoja wina - złajała go. - Gdybyś tak się nie śpieszył, to
by się nigdy nie stało.
Poprzez zaślepiającą go mgłę gniewu usłyszał głos Whartona: - Nie mów tak do
mojego pana! Nie masz prawa kwestionować jego rozkazów!
- Gdyby ktoś od czasu do czasu kwestionował jego rozkazy, może twój pan zacząłby
myśleć, zanim je wyda! - odpaliła Edlyn, bynajmniej nie przestraszona.
W jakiś sposób oburzenie Whartona i gniew Edlyn uspokoiły Hugha. Rzeczywiście,
podjął głupią decyzję i usłyszał o tym od Edlyn. Tak być powinno: żona powinna mieć prawo
wychowywać swego męża, a Edlyn doskonale wczuła się w rolę żony, przynajmniej pod tym
względem.
- Więcej tego nie zrobię - obiecał potulnie i dyskusja się urwała.
Spojrzał na swoich ludzi.
- I co? - zapytał, strzelając palcami. - Wyciągnęliście wszystko z wody?
Giermkowie ruszyli w dół rzeki, Parkin i Allyn za nimi. Wynkyn pośpieszył śladem
chłopców. Hugh zwrócił się do nadal suchego sir Lyndona.
- Czy wszystkim udało się wydostać na brzeg? Sir Lyndon otworzył usta, ale to nie on
odpowiedział.
- Doprawdy, mam taką nadzieję.
W cieniu, w miejscu, gdzie od przystani odchodziła droga, stał obcy mężczyzna. - Im
was więcej, tym większy okup za was dostanę.
Hugh odwrócił się, zaskoczony i skonsternowany. Stalowe ostrza mieczy zabłysły w
świetle księżyca, skierowane prosto w jego pierś.
- Kto ośmiela się grozić dowódcy wojsk książęcych na zachodzie? - zawołał sir
Lyndon.
Wharton zaklął pod nosem, a Hugh poczuł gwałtowny przypływ irytacji. Jakie to
głupie ze strony sir Lyndona. Zidentyfikował go wobec wroga!
Nieznajomy roześmiał się szczerze i Hugh poczuł się jeszcze bardziej nieswojo.
- Dowódca wojsk książęcych? Pojmałem dowódcę wojsk księcia Edwarda?
Hugh rozpoznał ten głos i serce w nim zamarło.
- Hugh de Florisoun we własnej osobie! - Richard z Wiltshire wyszedł z cienia i
uczynił szeroki gest mieczem. - To naprawdę ty, Hugh! Minęło już sporo lat, od kiedy miałem
zaszczyt cieszyć się twoim towarzystwem, ale podziwiam dziś ciebie i twoje wybujałe
poczucie honoru tak samo jak wtedy, to znaczy wcale.
- Schwytali wszystkich?
Hugh siedział w lochu zamku Juxon, otoczony przez swoich ludzi i wypytywał ich tak
sprawnie, jakby ich widział. Na zewnątrz słońce już wzeszło, lecz do wilgotnej, ohydnej celi, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl