[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powinno potrwać długo. Mamy dziesięciomilionową pub-
liczność i potężny nadajnik. Chwileczkę! Jest telefon. - Lekko słyszalny dzwięk dzwoniącego aparatu. - Tak, sir lub
madame. Sir. Pańska godność.
Ze słuchawki Joego i z radia rozległ się męski głos:
- Nazywam się Dwight L. Glimmung z Pleasant Hill Road 301 i wiem, gdzie jest pan Fernwright. Jest on w mojej
piwnicy. Lekko w prawo, kawałek za kominkiem. Jest w drewnianej skrzyni, którą przywieziono wraz z
klimatyzatorem zamówionym przeze mnie przed rokiem w Peoples Sears.
- Słyszał pan, panie Fernwright? - krzyknął Cary Kerns. - Jest pan w skrzyni u pana Dwighta L. ...Jak brzmiało
pańskie nazwisko, sir?
- Glimmung.
- Piwnica pana Dwighta L. Glimmunga przy Pleasant Hill Road 301. A więc skończyły się pańskie kłopoty, panie
Fernwright. Proszę tylko wyjść ze skrzyni i wszystko będzie w porządku.
- Nie chcę, żeby rozwalał skrzynię - powiedział Dwight L. Glimmung. - Może lepiej zejdę do piwnicy i odblokuję
kilka desek, żeby go wypuścić.
20
- Panie Fernwright - oznajmił Karns - tak dla zaspokojenia ciekawości radiosłuchaczy, proszę powiedzieć nam, jak
się pan dostał do pustej skrzyni w piwnicy pana Dwighta L. Glimmunga przy Pleasant Hill Road 301? Jestem
pewien, że pragnęliby to usłyszeć.
- Nie wiem - stwierdził Joe.
- A może pan Glimmung? Panie Glimmung! Chy ba się rozłączył. Pewnie jest już w drodze do piwnicy, by pana
wypuścić, panie Fernwright. Cóż to dla pana za szczęście, że pan Glimmung słuchał naszego programu! Inaczej
pewnie tkwiłby pan w tej skrzyni do dnia Sądu Ostatecznego. A teraz posłuchajmy kolejnego rozmówcy; halo? -
Telefon przy uchu Joego klik-nął. Przerwano połączenie.
Dzwięki. Zewsząd dokoła. Trzaskanie i odginanie czegoś. Zwiatło wdarło się do wnętrza skrzyni, gdzie siedział Joe
Fernwright z zapalniczką, telefonem i radiem tranzystorowym.
- Wydostałem cię z posterunku policji w najlepszy sposób, na jaki było mnie stać - powiedział męski głos, który Joe
znał już z radia.
- Dziwny sposób - powiedział Joe.
- Dziwny dla ciebie. Dla mnie dziwne były te rzeczy, które robiłeś od czasu, gdy się o tobie dowiedziałem.
- Takie jak oddanie monet? - zapytał Joe.
- Nie, to akurat rozumiałem. Bardziej uderzyło mnie siedzenie całymi miesiącami w kabinie służącej ci za warsztat i
czekanie. - Odskoczyła następna deska i na Joego padło jeszcze więcej światła. Zamrugał. Próbował dostrzec
Glimmunga, lecz ciągle nie potrafił. - Dlaczego nie poszedłeś do pobliskiego muzeum i anonimowo nie stłukłeś im
paru sztuk porcelany... miałbyś robotę. A porcelana i tak byłaby jak nowa. Nic nie zostałoby zaprzepaszczone, a ty
byłbyś aktywny i produktywny przez te wszystkie dni. - Opadła ostatnia deska i Joe Fernwright zobaczył w pełnym
świetle istotę z Syriusza Pięć, formę życia opisywaną przez encyklopedie jako łagodną i spłukaną do cna z
pieniędzy.
Zobaczył wielki krąg wody, obracający się wokół poziomej osi, a w nim, krążący wokół osi pionowej, krąg ognia.
Nad tymi elementarnymi kręgami oraz za nimi rozwieszona była zwiewna materia.
I coś jeszcze. W jądrze wirujących kręgów znajdowało się dziwne oblicze. Przyjemna, łagodna twarz brązowo-
włosej nastolatki. Wisiała tam i uśmiechała się do niego. Zwykła twarz, łatwa do przeoczenia, ale miła. Była to, jak
sądził Joe, maska Glimmunga. Przypadkowo wybrany i nie mający większego znaczenia obrazek, dzięki któremu
Glimmung chciał nawiązać z nim kontakt. Ale co
znaczył wodny krąg? Czy był bazą wszechświata? A krąg ognisty? Oba obracały się nieustannie, z doskonale
zsynchronizowaną szybkością. Wspaniały i wiecznie samo-napędzający się mechanizm, pomyślał Joe. Z wyjątkiem
oczywiście tej tandetnej zasłonki i niedojrzałej żeńskiej twarzyczki. Czuł się zdziwiony. Czy to, co widział, było
manifestacją siły? Z pewnością brakowało temu aury dostojeństwa, a jednak Joe miał wrażenie, że za młodą twarzą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]