[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odwagi, żeby wrócić na ulicę. Nerwy miałam zszarpane, w głowie mi się kręciło. Nie
chciałam wracać na Walnut, zakładając, że SUV może jezdzić tam i z powrotem, czekając, aż
złapie mój trop. Trzymając się bocznych ulic, olałam ograniczenia prędkości i popędziłam
lekkomyślnie do Vee.
Byłam już blisko jej domu, kiedy zauważyłam we wstecznym lusterku niebieskie i czerwone
światła.
Zatrzymałam się na poboczu i złożyłam głowę na kierownicy. Wiedziałam, że przekroczyłam
prędkość, byłam na siebie o to zła, na dodatek akurat dziś musieli mnie zatrzymać.
Chwilę pózniej usłyszałam stukanie w okno. Nacisnęłam guzik opuszczający szybę.
- No, no - odezwał się detektyw Basso. - Dawno się nie widzieliśmy.
%7łeby to był jakikolwiek inny gliniarz, pomyślałam. Jakikolwiek inny.
Wyciągnął mandatownik.
- Prawo jazdy i dowód rejestracyjny, zresztą wiesz. Ponieważ wiedziałam, że nie wywinę się
od mandatu,
nie u detektywa Basso, nie widziałam powodu, żeby udawać skruchę.
- Nie wiedziałam, że praca detektywa obejmuje wystawianie mandatów za przekroczenie
prędkości.
Zaciśnięte wargi ułożyły się w uśmiech.
- Dokąd ci tak spieszno?
- Mogłabym dostać mandat i pojechać do domu?
- Alkohol w samochodzie?
- Proszę przeszukać - odparłam rozkładając ręce.
Otwarł drzwiczki.
- Wysiadaj. - Dlaczego?
- Wysiadaj i przejdz po tym - wskazał na przerywaną linię pośrodku drogi.
- Myśli pan, że jestem pijana?
- Myślę, że jesteś szalona, ale skoro już cię złapałem,
sprawdzam trzezwość. Wysiadłam i trzasnęłam za sobą drzwiczkami.
- Dokąd?
- Dopóki nie każę ci się zatrzymać. Skoncentrowałam się na stawianiu stóp na linii, ale
ilekroć patrzyłam w dół, wzrok mi się rozjeżdżał. Wciąż czułam działanie narkotyku,
utrudniającego mi koordynację, a im bardziej starałam się stąpać prosto, tym bardziej czułam,
że zbaczam z drogi.
- Nie może mi pan po prostu dać mandatu, zbić po ręce i odesłać do domu? - W moim głosie
brzmiała niesubordynacja, ale czułam, że strach skręca mnie od środka. Jeśli nie zdołam iść
prosto, detektyw Basso może mnie aresztować. Byłam już roztrzęsiona, więc nie wydawało
mi się, żebym miała siły na noc za kratkami. A jeśli ten człowiek z biblioteki mnie tam
znajdzie?
-Mnóstwo małomiasteczkowych policjantów odpuściłoby ci, oczywiście. Niektórzy nawet
wzięliby łapówkę. Ale ja do nich nie należę. -Czy to, że zostałam odurzona, ma jakieś
znaczenie? Zaśmiał się ponuro. -Odurzona.
- Mój były chłopak posłał mi kartkę nasączoną perfumami. Otwarłam ją i chwilę pózniej
zemdlałam. - Ponieważ detektyw Basso nie przerywał mi, ciągnęłam dalej: - Leżałam
nieprzytomna przez ponad dwie godziny. Kiedy się obudziłam, biblioteka była zamknięta.
Byłam uwięziona w pracowni komputerowej. Ktoś przywiązał klamkę...
- urwałam i zamknęłam usta.
Wykonał zachęcający gest ręką.
- No, mów dalej. Nie przerywaj w tak ekscytującym momencie.
Nieco za pózno zdałam sobie sprawę, że właśnie sama na siebie doniosłam. Przyznałam się,
że byłam dziś wieczorem w bibliotece, w pracowni komputerowej. Jutro, jak tylko otworzą
czytelnię, zawiadomią policję o wybitej szybie. A ja nie miałam wątpliwości, do kogo
detektyw Basso zwróci się w pierwszej kolejności.
- Byłaś w pracowni komputerowej - podpowiedział, - I co dalej?
Za pózno, żeby się wycofać. Musiałam skończyć opowieść i liczyć na wyrozumiałość. Może
coś, co powiem przekona go, że to nie była moja wina - że wszystko, co zrobiłam, jest
usprawiedliwione.
- Ktoś przywiązał klamkę drzwi do pracowni tak, że nie dało się ich otworzyć. Rzuciłam
monitorem w szybę, żeby się wydostać.
Odchylił głowę do tyłu ze śmiechem.
- Noro Grey. Istnieje grupa dziewczyn takich jak ty. Same prosicie się o kłopoty. Jesteś jak ta
mucha, której nie da się odegnać. - Wrócił do radiowozu i wyciągnął krótkofalówkę przez
drzwi po stronie kierowcy. Zadzwonił do centrali i powiedział: - Potrzebny patrol w
bibliotece, sprawdzić pracownię komputerową. Proszę o raport.
Oparł się o swój samochód, zerkając na zegarek
- Jak myślisz, za ile minut się do mnie odezwą? Mam twoje zeznanie, Noro. Mogę cię
wsadzić za włamanie i wandalizm.
- Jeśli ktoś cię odurzył i zamknął w pracowni, to co robisz tutaj, gnając po Hickory z
prędkością prawie dziewięć dziesięciu kilometrów na godzinę?
- Miałam się stamtąd nie wydostać. Udało mi się jak on już jechał po mnie windą.
- On? Widziałaś go? Możesz mi podać rysopis?
- Nie widziałam go, ale to był facet. Jego kroki brzmiały ciężko, kiedy schodził za mną. Za
ciężko jak na kobietę.
- Jąkasz się. Zazwyczaj jest to oznaka kłamstwa.
- Nie kłamię- Byłam uwięziona w pracowni, a ktoś jechał na górę windą, żeby mnie dorwać.
-Jasne.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]