[ Pobierz całość w formacie PDF ]
59
Znowu zerknęła w stronę kołyski, by się przekonać, że Ane nie zrzuciła kołderki, ani
że nic jej nie ugryzło komar lub meszka. P tej porze roku owady są bardzo dokuczliwe.
Potem wróciła do pracy. Określiła, ile zrobi, zanim Andres i Maria do nich dołączą. Ojciec z
siostrą przychodzą tutaj co drugi dzień, a co drugi Elizabeth i Jens chodzą do Nymark. Dzięki
temu mogą zrobić więcej, a poza tym lepiej się pracuje w gromadzie. Ani ona, ani Jens nie
bali się roboty. Oboje odczuwali tę samą radość, że pracują obok siebie we wspólny,
gospodarstwie i dla wspólnej przyszłości. To Jens kiedyś tak powiedział. Elizabeth zachowała
jego słowa w pamięci tak, by mogła je sobie przypomnieć w bezsenne noce, kiedy nękają ja
wyrzuty.
Otarła ręką spocone czoło. Jaka była zdumiona i jak jej imponowało wszystko, co
widziała w Dalsrud: jedwabne tapety, obite pluszem meble i koronkowe firanki! Teraz nie
chciałby tego, nawet gdyby ktoś jej podarował.
Bo pamiętała też noce przepłakane z rozpaczy w lodowato zimnym pokoiku na strychu,
pamiętała strach przed Leonardem. Bywało, że zastanawiała się, jakby to było, gdyby
wyjechała do Christianii albo do Bergen. Myśl o tym, że chciała oddać małą Ane, lub zrobić
sobie krzywdę tak, by stracić dziecko, sprawiła, że serce krajało jej się z żalu. Ale,
usprawiedliwiała sama siebie, nie miała przecież wtedy pojęcia, że życie ułoży jej się tak
dobrze jak teraz. Wtedy odczuwała jedynie bezdenną, czarną rozpacz, której końca nie było
widać.
Z oddal dotarł do niej śmiech i szczebiotanie Marii. Odwróciła się i zobaczyła ojca z
siostrą, wtedy ciężkie myśli ulotniły się, Elizabeth uśmiechała się radośnie.
- Popatrz, co dostałam wołała Maria, kiedy podeszli bliżej. Całkiem nowe widły,
które tata zrobił dla mnie.
- Piękne pochwaliła Elizabeth, głaszcząc narzędzie. I pasują akurat do ciebie.
- To oczywiście wtrącił się ojciec. Taka zdolna i pracowita dziewczynka jak
Maria, powinna mieć własne narzędzie. Chrząknął i poszedł do Jensa.
- Teraz musisz pokazać, jaka jesteś pracowita rzekła Elizabeth, wskazując na leżącą
na ziemi trawę. Trzeba ją odwracać na wszystkie strony, żeby jak najszybciej wyschła w
słońcu.
Maria przytaknęła i z wielkim przejęciem zabrała się do pracy. Elizabeth wątpiła, czy
mała wiele zrobi. Ale w ten sposób dziecko uczy i to jest najważniejsze.
Maria miała na sobie sukienkę do kolan. Odsłonięte nogi były brązowe od słońca. Za
parę lat moja Ane też będzie przychodzić z nami do pracy, pomyślała Elizabeth. Sama myśl o
tym sprawiła, że ciepło ogarniało ciało matki, dawało jej wiarę i nadzieję na pomyślną
przyszłość.
Pracowali miarowo przez kilka godzin. W końcu Maria poczuła się zmęczona, a Ane
żądała jedzenia i przewinięcia.
- Pobiegnij do Basan i zerwij dla nas kilka gałązek arcydzięgla poleciła Elizabeth
siostrze, a sama zmieniała pieluchę córeczce. Marii nie trzeba było prosić dwa razy, gdy
chodziło o zbieranie tego ziela. Odrzuciła widły, ale zaraz rozległ się krzyk ojca:
- Bądz tak dobra, Mario, i odłóż widły jak należy.
Dziewczynka musiała zawrócić i ułożyć widły zębami w dół.
Elizabeth ukryła się za dużym kamieniem, gdzie mogła spokojnie nakarmić dziecko i
pomyśleć w samotności. Może ludzie mają rację sądząc, że spadnie deszcz, kiedy widły czy
grabie kładzie się zębami do góry, pomyślała, spoglądając na bezchmurne niebo. Ale
człowiek strzela, a Pan Bóg kule nosi powiedziała półgłosem i przyłożyła Ane do drugiej
piersi. W tej samej chwili wróciła Maria z czterema wielkimi łagodnymi arcydzięgla. Każda
miała długość dorosłego mężczyzny.
- Patrz, jakie wielkie śmiała się perliście. Myślisz, że zdołamy je zjeść?
60
- Nie. Elizabeth odłamała kawałek soczystej łodygi. Musisz pamiętać, że niedługo
będzie obiad.
- Ja nigdy nie zapominam o jedzeniu prychnęła Maria, pocałowała Ane w główkę i
pobiegła do ojca i Jensa.
Dopóki Ane leżała cicho, Elizabeth pracowała miarowo i niezmordowanie.
Przewracała trawę na wszystkie strony, jak należy. Aż słońce znalazło się tak wysoko, że
trzeba było pomyśleć o obiedzie. Wtedy odłożyła widły, wzięła dziecko na ręce i poszła na
dół w stronę domu. Jedna praca przychodzi po drugiej, myślała zmęczona.
Powiesiła nad ogniem kociołek z rybą i drugi z ziemniakami, a sama zajęła się
dzieckiem.
- Ty z pewnością wyrośniesz na stanowczą damę uśmiechała się Elizabeth, kiedy
Ane krzyczała wściekle, że jedzenie nie pojawia się równocześnie z suchą pieluchą. Z czułym
uśmiechem przystawiła dziecko do nabrzmiałej od mleka piersi. Kiedy Ane ssała, Elizabeth
skubała koronki przy szyi dziecka. Ragna przyniosła jej wiele maleńkich ubranek po swoich
dzieciach. Elizabeth była wdzięczna i obiecała, że będzie o wszystko dobrze dbać i, że
oczywiście, odda natychmiast jak tylko mała z nich wyrośnie. Nigdy nie wiadomo, czy Ragna
nie urodzi jeszcze więcej dzieci, pomyślała. Przymknęła oczy i wróciła do tamtego dnia,
kiedy Ane przyszła na świat.
Jak tylko Ragna dowiedziała się o porodzie, natychmiast przybiegła do Dalen,
dokładnie tak, jak Elizabeth przewidziała.
- No to dziedzica tym razem nie urodziłaś Ragna nie mogła powstrzymać
złośliwości, kiedy na chwilę zostały same. Ale Elizabeth zdążyła już poznać teściową.
- Nie, pomyśl, że urodziła nam się maleńka dziewczynka! Dokładnie tak, jak
pragnęliśmy i mieliśmy nadzieję. A na dodatek jest strasznie podobna do mnie. Będzie taka
jak jej matka, zarówno z wyglądu, jak i z charakteru mówiła, patrząc Ragnie prosto w oczy.
Tamta spojrzała spod zmrużonych powiek i prychnęła:
- Jest też wyraznie podobna do Jensa, nikt nie zaprzeczy protestowała.
Elizabeth z trudem powstrzymywała śmiech. Ragna, rzecz jasna, nie mogła dostrzec w
małej podobieństwa do Jensa, ale bardzo dobrze, niech rozsiewa takie plotki. Najgorsze, co
mogło się przytrafić, to podejrzliwość teściowej, czy aby na pewno Jens jest ojcem małej
Ane.
Na szczęście wszystko poszło dobrze, myślała Elizabeth, unosząc małą w górę, żeby
jej się odbiło. Trzymała ją tak przez jakiś czas, tuląc do siebie małe ciałko. Było takie
delikatne i nieporadne! Wodziła wargami po włosach małej i wchłaniała jej zapach. Po chwili
złożyła dziecko na ławie i zaczęła nakrywać do stołu. Cztery talerze, kubki i sztućce.
Pośrodku stołu ustawiła misę z flądrami, które Jens złowił poprzedniego wieczora. %7ładna
ryba nie jest taka dobra jak flądra, łowiona nad piaszczystym dnem. Aatwo to poznać po
mięsie, które jest białe niczym świeży śnieg. I wprost rozpływa się w ustach. Obok postawił
drugą miskę z zeszłorocznymi ziemniakami. Dostali je z Heimly. Ale w tym roku będziemy
mieli swoje, myślała Elizabeth z dumą.
Zdążyła postawić wodę i wyjąć z szafy podpłomykami, kiedy ojciec, Jens i Maria
weszli z hałasem i siadali przy stole. Maria była zmęczona i narzekała z powodu pęcherzy,
jakie jej się porobiły na obu rękach między kciukiem i palcem wskazującym.
- Zaraz znajdę maść i szmatkę, to przestanie cię boleć pocieszała Elizabeth. Po
[ Pobierz całość w formacie PDF ]