[ Pobierz całość w formacie PDF ]
słalibyśmy was do domu z zaleceniem, żeby na siebie
uważała. O nic nie możesz się obwiniać. Wierz mi.
Bardzo zmartwiona Karen zawiadomiła o wypadku
męża i umówiła się z nim w szpitalu.
Dixie spojrzała na Marka.
Nie mówiłeś, że będę miała do czynienia z tyloma
nagłymi wypadkami.
Gdybym wiedział, uprzedziłbym cię. Wpierw po-
ród, teraz to. Ciekawe, co będzie następne spytał reto-
rycznie i zaczął masować sobie kark.
Mogłoby być gorzej odezwała się Dixie. Rany
postrzałowe albo od ciosów nożem, zawały. Przynajmniej
nie zapominamy, czego nauczyliśmy się na zajęciach
z ratownictwa medycznego.
Z pewnością odparł i spojrzał na nią. Gdzie kule?
WALENTYNKOWE ZARCZYNY 89
W ferworze gdzieś je zostawiłam. Dlaczego pytasz?
Znajdz je i używaj polecił kategorycznym tonem.
Dixie aż się zagotowała ze złości.
Nie zapominaj, że też jestem lekarzem. Znam swoje
możliwości i kiedy stwierdzę, że kule są mi potrzebne,
skorzystam z nich. Ale dopiero wówczas, nie prędzej.
Mark już otworzył usta, by coś odpowiedzieć, lecz zre-
zygnował. Widząc, że nadarza się okazja spełnić prośbę
Mirandy i zacząć szczerą rozmowę, Dixie dorzuciła:
Zastanawiam się, co cię...
Niestety, przerwało jej pojawienie się Jane.
Zgłosiła się jeszcze jedna pacjentka. Nie była na
dzisiaj zapisana, ale nalega, żeby ją przyjąć. Czy zgodzisz
się ją zbadać? zwróciła się do Dixie.
Tak, oczywiście.
Czeka w dwójce.
Już do niej idę.
Tylko nie zwlekaj, bo kolejka rośnie.
Przecież doktor Albright powiedziała, że już idzie!
warknął Mark. Jane odeszła, a on dodał: Co dzisiaj we
wszystkich wstąpiło?
Pózniej ci wyjaśnię. Na spokojnie obiecała Dixie.
Pacjentka nazywała się Larissa Grayson. Była to
atrakcyjna krótkowłosa brunetka średniego wzrostu ubra-
na w kolorowy sweter i dżinsy. Wyraz twarzy i lekko
przygarbione ramiona świadczyły, że ma jakieś zmart-
wienie.
Na co się pani uskarża? zaczęła Dixie.
Jestem w ciąży odparła Larissa beznamiętnym
tonem.
Jest pani pewna?
90 JESSICA MATTHEWS
Trzykrotnie robiłam testy dostępne w aptece. Poza
tym od pierwszego grudnia nie miałam okresu.
Zgodzi się pani na przeprowadzenie testu i badanie?
Właśnie w tym celu przyszłam. Chciałabym uzys-
kać absolutną pewność.
Analiza moczu i badanie ginekologiczne potwierdziły
przypuszczenia Larissy. Spodziewała się dziecka. Dixie
zauważyła, że chociaż pacjentka udzielała odpowiedzi
na jej wszystkie pytania, nie była zbyt rozmowna. Nie
okazała też specjalnej radości na wieść, że zostanie
matką.
Czy ojciec pani dziecka wie o ciąży? spytała.
Tak odparła Larissa, i dodała: Nie był za-
chwycony. Między nami nie układa się teraz najlepiej.
Do tego trzeba dwojga stwierdziła Dixie, ziryto-
wana, że na świecie wciąż są faceci, którzy uważają, że
zabezpieczenie się przed ciążą to sprawa wyłącznie
kobiety.
Ma inne kłopoty.
Dziecko to dla niego kłopot? Myśli pani o usunię-
ciu...?
Nie! Larissa nie pozwoliła jej dokończyć. Oboję-
tnie, co się stanie, pragnę tego dziecka. Naszego dziecka.
Mam dobrą posadę, potrafię nas utrzymać, nawet jeśli on
mi nie pomoże.
Dixie poklepała ją po ramieniu.
Cieszę się, że podjęła pani taką decyzję. Proszę
prowadzić normalny tryb życia, ale dużo wypoczywać,
dobrze się odżywiać i przyjmować witaminy dla kobiet
w ciąży.
Kiedy mam się zgłosić na kontrolę?
WALENTYNKOWE ZARCZYNY 91
Za miesiąc. Mnie niestety już tutaj nie będzie.
Przyjmie panią zapewne doktor Cameron.
Wolałabym leczyć się u pani.
Dziękuję za zaufanie, lecz jestem tutaj tylko w za-
stępstwie, dopóki doktor Cameron nie znajdzie kogoś na
stałe. Chyba będzie nawet dwóch nowych lekarzy.
Larissie krew odpłynęła z twarzy.
Dwóch? To doktor Bentley już nie wróci?
Dixie bardzo chciałamóc udzielić rzetelnej odpowiedzi.
Trudno powiedzieć zaczęła ostrożnie. To zależy
od wielu czynników. Ale jeśli wróci, może pani oczywiś-
cie zgłosić się do niego, nie do doktora Camerona.
Nie, nie wybąkała Larissa. To niemożliwe do-
dała, lekko się czerwieniąc.
Zna go pani osobiście? zaryzykowała Dixie.
W oczach Larissy dostrzegła cień nieufności.
Tak przyznała.
Aha, pomyślała Dixie, może towłaśnie jest ten braku-
jący element łamigłówki? Siłą woli powstrzymywała się,
by nie wykrzyczeć wszystkich pytań, jakie cisnęły się jej
na usta.
Zna go pani prywatnie, czy tylko z przychodni?
Larissa ponownie oblała się rumieńcem.
Widziałam się z nim kilkakrotnie. Tutaj, w przycho-
dni. Wstała i zapytała: Mogę odejść?
Tak odparła Dixie. %7łałowała, że najbardziej obie-
cujący trop wymyka się jej z ręki. Chce pani zapewnić
swojemu dziecku jak najlepszą opiekę, prawda? Proszę
więc się zgodzić, żeby za miesiąc przyjął panią jakiś inny
lekarz, zamiast doktora Bentleya.
Larissa przygryzła dolną wargę.
92 JESSICA MATTHEWS
Zapiszę się do doktora Camerona obiecała w końcu.
Nagle przez interkom odezwał się głos Mirandy:
Doktor Albright? Telefon ze szpitala. Aączę.
Zaraz odbiorę.
Pani jest doktor Albright? spytała Larissa.
Tak potwierdziła Dixie, zdziwiona pytaniem, po-
nieważ na samym początku przedstawiła się pacjentce.
Dixie Albright?
Tak.
O Boże!
Larissa najwyrazniej znała Neda lepiej, niż chciała się
do tego przyznać. Ufając intuicji, Dixie spytała:
Czy Ned wspominał pani o mnie?
Larissa wyglądała jak łania złapana w światła reflek-
torów zaskoczona, nie wiedziała, w którym kierunku
uciekać.
Możliwe. Nie pamiętam. Mogę już iść? zapytała
pewniejszym głosem. Spóznię się do pracy.
Czerwona lampka aparatu telefonicznego przypomi-
nała Dixie o ważniejszych sprawach niż poszukiwanie
ciotecznego brata. Niechętnie pozwoliła Larissie odejść.
Gdyby wystąpiły jakieś niepokojące objawy, proszę
zgłosić się natychmiast, w przeciwnym razie dopiero za
miesiąc. Podniosła słuchawkę.
Jared Tremaine przedstawił się lekarz z oddziału
nagłych wypadków. Nie pomyliła się pani. Tomografia
głowy wykazała krwiaka podoponowego. Już załatwiłem
przewiezienie Opal Landers do innego szpitala. Helikop-
ter powinien przylecieć w ciągu dziesięciu minut.
Dziękuję. Jak ona się czuje?
Dostała leki zmniejszające opuchliznę, poza tym
WALENTYNKOWE ZARCZYNY 93
staramy się nie dopuścić do powtórzenia się ataku. Ro-
dzina chciałaby z panią porozmawiać.
Zaraz tam będę.
Postanowiła zaryzykować i obejść się bez kul. Pokuś-
tykała do recepcji, lecz nie zastała Jane. Szybko napisała
kilka zdań na kartce, zanotowała swój numer telefonu
komórkowego, i taśmą przykleiła kartkę do monitora
komputera. Potem pojechała do szpitala.
Natychmiast po powrocie zamierzała dowiedzieć się
jak najwięcej o Larissie Grayson.
Gdzie się wszyscy podziali? zrzędził Mark, idąc
korytarzem.
Z jednego z gabinetów wyszła Miranda.
Ja jestem tutaj, a Jane w sekretariacie. Troje pacjen-
tów czeka na...
A gdzie Dixie?
Chyba u siebie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]