[ Pobierz całość w formacie PDF ]
raczej jak błazen.
Czy tak czuli się i działali zakochani? Omal się nie roześmiał - a cóż to za pytanie
w ustach trzydziestopięcioletniego mężczyzny? Miał sporo doświadczeń z kobietami, ale
stan zakochania był mu całkowicie obcy. Czy to właśnie czuł do Libby Jost?
R
L
T
Nie był tym jakoś specjalnie uszczęśliwiony, jego temperament bowiem nie paso-
wał do tego rodzaju emocjonalnych wzlotów i upadków, nie wspominając już o wymier-
nych stratach w biznesie. Z pewnością stracili posesję na Upper East Side, tylko dlatego
że on, jak zakochany głupiec, nie potrafił się skupić podczas narady. Wyglądało na to, że
uczuciowe mrzonki mogą go wkrótce wpędzić w prawdziwe kłopoty.
Z drugiej strony, pomyślał, czy mam jakiś wybór?
Nie umiał na to odpowiedzieć, pragnął bowiem wyłącznie Libby. Dzisiaj. Jutro.
Zawsze. Westchnął głęboko. Czuł się jak ryba z haczykiem w trzewiach. Zciśle biorąc, w
sercu.
Zgrzytanie żwiru powiedziało mu, że ktoś wjechał na podjazd. Ujrzał samochód
Libby. Nagły ostry ból szarpnął mu wnętrzności.
Atak furii sprawia, jak odkryła Libby, że człowiek jezdzi ze znacznie większą
prędkością niż zwykle. Furia w połączeniu z przekonaniem, że została niecnie wykorzy-
stana, wywindowały jej limit tak wysoko, że nie zdziwiło jej, gdy w tylnym lusterku uj-
rzała migotanie policyjnego koguta na radiowozie, który doganiał ją na pasie autostrady.
Zjechała na bok, odsunęła szybę i bez słowa podała policjantowi prawo jazdy. Bała
się, że jeśli otworzy usta, za słowa, jakie wykrzyczy, na pięć lat zapakują ją do więzienia.
Przyjęła w milczeniu mandat i nieco spokojniej ruszyła do domu. Po chwili żało-
wała już swojego opanowania. Parę latek w więzieniu nie było w obecnej sytuacji przy-
krą perspektywą. Koniec problemów z motelem. Możliwość poznania nowych cieka-
wych ludzi. Utrata kilku zbędnych kilogramów na marnej więziennej diecie. A gdyby
jeszcze miała dostęp do sprzętu fotograficznego, mogłaby liczyć na intrygujące zdjęcia.
Najważniejsze, że nie musiałaby już nigdy więcej oglądać Davida architekta"
Halstroma.
Gdy rozpoznała go w ciemni, zrobiło jej się słabo. Dobrze, że Hannah tego nie za-
uważyła.
Jak mógł jej to zrobić i dlaczego? Nie umiała znalezć wytłumaczenia. Czemu
człowiek bajecznie bogaty miałby udawać zwykłego pracownika najemnego? Równie
dobrze mógł się przedstawić jako recepcjonista albo inspektor BHP. To przecież bez sen-
su.
R
L
T
Okłamał ją, co gorsza, w najbardziej intymnej chwili. Tego nie mogła mu wyba-
czyć.
Jak śmiał? Każda myśl kończyła się tym gorzkim pytaniem. Zadawała je sobie,
skręcając na podjazd przed motelem. Serce podskoczyło jej w piersi i przełknęła głośno
ślinę.
Jak śmiał tu stać, oparty niedbale o maskę jaguara? Zapragnęła nadepnąć na gaz i
w ułamku sekundy przyszpilić drania do jego smukłej bryki. %7łe skończyłoby się to wię-
zieniem? Proszę bardzo, cała przyjemność po jej stronie.
Mamrocząc pod nosem, zaparkowała na tyłach budynku, zamierzając wyskoczyć z
samochodu i wpaść tylnymi drzwiami do biura, po czym natychmiast je zamknąć, nie
narażając się na spotkanie z oślizgłym gadem, który czaił się od frontu.
Zabrakło jej szczęścia.
Zanim się obejrzała, już stał przy minivanie.
- Już myślałem, że nigdy nie wrócisz - powiedział. - Przyjechałem tu prosto z lotni-
ska.
Jego spokój zdziwił Libby. Facet żył w kłamstwie, a zarazem zachowywał się nie-
winnie jak niemowlę i - co musiała niestety zauważyć - wyglądał jak model z okładki
kolorowego czasopisma. Ciekawe, ile innych kobiet zdążył już oszukać.
To jednak dość dziwne udawać biedniejszego, niż się jest. A może to wariat? Oczy
Libby rozszerzyły się ze strachu, na co David chwycił ją za rękę.
- Przez cały czas myślałem wyłącznie o tobie, maleńka, nie mogłem się na niczym
skupić - wyznał gorączkowo.
Objął ją i przyciągnął do siebie. Miotana sprzecznymi uczuciami Libby odpychała
go ręką, jednocześnie podając mu spragnione usta.
- Libby, och, Libby - wyszeptał, przywierając ciepłymi wargami do jej ust.
Na długą, jakże przyjemną chwilę zatraciła się w tym pocałunku. Czuła rozkoszny
dreszcz w całym ciele, w jej żyłach rozgorzał płomień. Serce tłukło jej się w piersi ni-
czym dziki ptak uwięziony w klatce. David trzymał ją tak mocno, że nie musiała nawet
stać o własnych siłach. Była całkowicie pogodzona ze światem, pragnąc jedynie cofnąć
wskazówki zegara o kilka dni, a choćby i godzin.
R
L
T
Potem naga prawda uderzyła w nią ze zdwojoną siłą.
- Przestań - wycedziła, uwalniając się z jego uścisku. - Puść mnie.
David patrzył na nią oszołomiony.
- Powiedziałam: puść mnie. - Z całej siły odepchnęła go od siebie.
- Libby, co się stało? - spytał.
- Puść mnie!
Rozluznił ramiona, Libby cofnęła się i wzięła głęboki oddech.
- Będę wdzięczna, jeżeli opuścisz mój teren.
Wybałuszył na nią oczy, jakby przemówiła w suahili lub martwym języku staro-
żytnym. Postanowiła wrzasnąć w nadziei, że to pomoże mu wyjść ze stuporu.
- Idz sobie stąd! Zostaw mnie w spokoju!
Teraz David się cofnął, jakby chciał jej się dobrze przyjrzeć.
- Nic nie rozumiem. Dlaczego tak się złościsz?
- Nie chcę teraz o tym rozmawiać. - Bo rozpłaczę się jak małe bezradne dziecko,
dodała w duchu. Przyciskając torebkę do piersi, ruszyła do drzwi. - Proszę, po prostu
odejdz.
- Libby...
- %7łegnaj.
- Libby. Kochana...
Odwróciła się gwałtownie na pięcie.
- Nie nazywaj mnie tak, Halstrom - warknęła. - Zniknij mi raz na zawsze z oczu,
dobrze?
Zatrzasnęła mu drzwi przed nosem i dwukrotnie przekręciła klucz w zamku.
David zamknął drzwi jaguara z takim hukiem, że echo poniosło się po podziem-
nym parkingu hotelu Markiz z siłą grzmotu. Windą wjechał do lobby, po czym przesiadł
się do luksusowej windy ekspresowej, która miała go zawiezć do penthouse'u. Był rad, że
nikogo nie spotkał, mogłoby się to bowiem skończyć morderstwem z zimną krwią.
Przypatrywał się sobie w lustrze, ledwie rozpoznając swoją zmienioną gniewem i
bólem twarz. Nigdy dotąd nie czuł się tak sponiewierany. Jednego był pewien, nigdy
więcej nie chce się tak czuć.
R
L
T
Znalazłszy się w przytulnym wnętrzu, nalał sobie porządnego drinka i zaniósł go
pod okno od południa, które wychodziło na zniszczony motel. W głębi ducha żałował, że
w ogóle go zauważył, że wielkie okno penthouse'u zostało zaprojektowane od tej strony
zamiast od północy, i przyrzekał sobie już nigdy tam nie spojrzeć.
Wiedział, że to nieprawda. Jakby na potwierdzenie, jego serce przyspieszyło rytm.
Fakty mówiły same za siebie - w rekordowym czasie zakochał się po uszy w Libby Jost.
Uniósł szklankę w geście toastu.
- Twoje zdrowie, kochana Libby. Skoro wiesz, kim naprawdę jestem, co zamie-
rzasz z tym zrobić?
Nie miał pojęcia, jak się o tym dowiedziała, lecz przecież tak musiało się stać. Był-
by głupcem, gdyby sądził, że prawda wcześniej czy pózniej nie wyjdzie na jaw.
Nie mógł mieć Libby za złe, że zareagowała gniewem. Lecz nie było to chyba naj-
większe kłamstwo świata? A gdyby naprawdę był architektem i podawał się za Davida
Halstroma? Wtedy miałaby jeszcze więcej powodów do złości.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]