[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kle, nie tyle na Kedrigerna, ile generalnie na cały świat. Jeśli Smeak i Maheen spadną
z koni, no to pójdą pieszo. Olbrzym idzie na piechotę; skoro on może, mogą i oni.
Gylorel ma dłuższe nogi zauważył Kedrigern. Conrad popatrzył na niego za-
skoczony.
To chyba jasne. Jest olbrzymem.
O to mi właśnie chodziło. Jest olbrzymem. W przeciwieństwie do tamtych
dwóch.
No cóż, ich problem. Wiedzieli, że wyjeżdżamy wcześnie. Conrad posłał zebra-
nym gniewne spojrzenie i dodał: Przynajmniej sprzątnęli powóz, zanim się upili. Ta
twoja księżniczka już go widziała?
Tylko z zewnątrz. Nie jest to rodzaj schronienia, do jakiego przywykła, ale wystar-
czy.
Conrad wydał zgnębiony odgłos, coś pośredniego między warknięciem a ję-
kiem, widząc jak kościsty kucharz, Smeak, zaczyna się zsuwać ze swojego wierzchow-
106
ca. W ostatniej chwili rozpaczliwie uchwycił się łęku siodła, unikając groznego upad-
ku. Ponttry, mały giermek o rozbieganych oczach, przywlókł się zgarbiony zza jed-
nego z budynków, gdzie przed chwilą wymiotował, i wlazł na siodło. Maheen chwiał
się nieco, ale jakoś utrzymywał swoje otyłe cielsko w pionie. Rospax stał obok gniadego
wierzchowca niczym posąg okaleczony przez wandali, założywszy muskularne ramiona
na szerokiej piersi, czekając na rozkazy. Gylorel, z Anlorel na ramieniu, obojętnie przy-
glądał się całej scenie.
Conrad chrząknął ponownie i wskoczył na siodło siwego bojowego rumaka. Uniósł
dłoń chcąc już dać znak do odjazdu, gdy z wnętrza gospody wypadł karczmarz, dziko
machając rękami i coś wołając.
O co chodzi, Harry? spytał Conrad z widocznym zniecierpliwieniem.
Zapłaciłem ci dobrze, nic nie zniszczyliśmy. O co ten krzyk?
Rospax zbliżył się do boku swego pana.
Tylko z szacunkiem, bo grzmotnę tak, że popamiętasz ostrzegł lodowatym
tonem.
Nie ma mowy o braku szacunku, drogi sir Conradzie odparł Harry kłaniając
się nisko. Po prostu na widok waszej kompanii przyszedł mi do głowy pomysł, który
pozwoliłby urozmaicić wam podróż.
Nie jedziemy na wyprawę dla przyjemności warknął Conrad.
Drobna odmiana nikomu nie zaszkodzi, panie. Zechciejcie wysłuchać mojej pro-
pozycji: jadąc do celu, a potem w drodze powrotnej, każdy uczestnik wyprawy opowie
dwie historie. Mogą to być ballady o rycerskich czynach i przygodach, o dworskiej mi-
łości, legendy i podania, zabawne albo i sprośne dykteryjki, co kto zechce. Ten, którego
opowieść okaże się najciekawsza, zostanie honorowym gościem na uroczystej kolacji,
którą wydam z okazji waszego powrotu.
Kto będzie płacił? zapytał Conrad podejrzliwie.
Wszyscy złożą się po równo, z wyjątkiem autora najlepszej opowieści.
A kto zadecyduje, która jest najlepsza?
Ja, panie! oznajmił Harry, szeroko rozkładając ręce i uśmiechając się promien-
nie do zebranych. Pojadę z wami na własny koszt, jako sędzia.
Conrad spojrzał na niego wściekłym wzrokiem.
To najgłupszy pomysł, o jakim w życiu słyszałem. Wyobrażasz sobie, że będziemy
wszyscy jechać stłoczeni w kupie tylko po to, by wysłuchiwać nawzajem swoich histo-
rii?
Ja nie znam żadnych historii poskarżył się giermek Ponttry cienkim, piskli-
wym głosem.
Maheen, minstrel, popchnął swego konia naprzód i wbił w karczmarza spojrzenie
oczu otoczonych czerwonymi obwódkami.
107
Psie, jak śmiesz obrażać moje szczytne powołanie! zagrzmiał uniesiony świętym
gniewem. Mam wywrzaskiwać moje najlepsze rymy w zamian za miskę strawy?
Ja bym raczej wolała zaśpiewać powiedziała Lalloree, nie zwracając się do ni-
kogo w szczególności. Nie chcę słuchać mnóstwa nudnych opowieści, chcę śpiewać.
Mam go grzmotnąć, aż popamięta? zapytał Rospax, patrząc na Conrada z na-
dzieją.
Zabierzcie go stąd! wybełkotał kucharz niewyraznie.
Solidny kopniak wystarczy, Rospaksie orzekł rycerz. Zanim szermierz zdążył
wziąć zamach, Harry zniknął. Huk zatrzaskiwanych drzwi odbił się echem po podwó-
rzu. Służący kryli i się po zakamarkach, podczas gdy uczestnicy wyprawy wymieniali
złośliwe uwagi na temat propozycji karczmarza. Conrad powiódł dokoła gniewnym
wzrokiem, po czym nagle zsiadł z konia i zbliżył się do Lalloree. Skłonił się, a jego głos
i maniery złagodniały niespodziewanie, gdy podniósł oczy i uśmiechnął się do niej.
Moja pani wyraziła życzenie, by zaśpiewać. Czy zechciałaby jechać u mojego boku
i poprowadzić nas na wyprawę swą pieśnią? zapytał. Zachowywał się niemal czaru-
jąco.
Księżniczka spojrzała na Kedrigerna i odparła chłodno z godnością, która wprawiła
czarodzieja w zdumienie:
Jeśli mój stróż i opiekun zezwoli. Musisz spytać mistrza Kedrigerna, panie.
Conrad skłonił się Kedrigernowi.
Będę jej strzegł z narażeniem własnego życia, czcigodny magu.
Mam nadzieję, że nie będzie potrzeby. Lalloree może jechać z tobą, jeśli zechce,
i śpiewać, ile dusza zapragnie.
Conrad skłonił się raz jeszcze, a Lalloree posłała czarodziejowi zadowolony
uśmiech.
Kedrigern zaczekał, aż rycerz dosiądzie wierzchowca i da sygnał odjazdu, a kiedy
ostatni wóz go minął, ruszył w ślad za nim. Koła skrzypiały, płócienny dach łopotał od
porannej bryzy, kopyta stukotały miarowo na twardym gruncie, ale Kedrigern nadal
słyszał głos Lalloree, czysty i dzwięczny, nucący w oddali:
Dziewięćdziesięciu dzielnych rycerzy
Spotkało cudną dzieweczkę...
Dzięki temu, że wóz odgradzał ich od pozostałych i nikt nie jechał z tyłu, Kedrigern
i Księżniczka mogli rozmawiać swobodnie, aczkolwiek zachowując środki ostrożności.
Wysunęła się z kaptura i przysiadła mu na ramieniu, gotowa skryć się znowu na pierw-
szy znak, że ktoś nadjeżdża.
Na razie jak ci się podoba wyprawa? spytała.
108
Tak sobie odparł czarodziej po chwili namysłu. Mieliśmy sporo szczęścia,
że po stracie koni i zapasów udało nam się do kogoś przyłączyć, chociaż wolałbym, by
Conrad staranniej dobierał swoich towarzyszy.
Nie wzbudzają zaufania, prawda? zauważyła Księżniczka bez entuzjazmu.
Udało mi się parę razy rzucić na nich okiem i niemal tego żałuję. Ten Smeak jest na-
prawdę kuchmistrzem?
Tak twierdzi Conrad.
Prychnęła z niedowierzaniem.
Wygląda jak ofiara klęski głodu. Kucharz powinien być gruby.
Ulegasz stereotypom, kochanie.
Wcale nie, to po prostu zdrowy rozsądek. Jeśli kucharz nie jest gruby, to znaczy, że
nie je tego, co sam gotuje; a skoro on tego nie je, dlaczego ja bym miała jeść? Smeak po-
winien wyglądać jak ten minstrel. Nigdy nie widziałam równie grubego minstrela.
Pewnie ma to związek z brzmieniem głosu. Księżniczka znowu prychnęła ci-
chutko.
Albo z nadmiernym pragnieniem. On, kucharz i ten mazgajowaty giermek... co
za zbieranina! Trzech pijaków, oprych... dwóch oprychów, wliczając Conrada, olbrzym
i elf.
Anlorel i Gylorel wydają się bardzo sympatyczni.
Masz rację, są w porządku. W każdym razie Lalloree ich akceptuje zgodziła się
Księżniczka i roześmieli się cicho na wspomnienie uwag Lalloree dotyczących towa-
rzyszy podróży. Po chwili Księżniczka zapytała: A skoro mowa o Lalloree, co sądzisz
o niej i Conradzie?
Kedrigern spojrzał z nagłym zaniepokojeniem.
Jak to, co sądzę?
Och, Keddie, jak na czarodzieja nie jesteś zbyt rozgarnięty. Ja słyszałam tylko ich
głosy, a już wiem, że przypadła Conradowi do gustu.
To miłe dziecko, może z wyjątkiem skłonności do śpiewu.
To młoda kobieta, Keddie. I bardzo piękna.
Myślisz, że Conrad...? A to drań! Aajdak!
Nic jej nie zrobił stwierdziła spokojnie Księżniczka. Na pewno będzie ją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]