[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciałem.
- A ja z twoim. Każde słowo, jakie wypowiadał, rozbrzmiewało we mnie,
cicho i dzwięcznie, sprawiając, że chłopcy poruszali się na mojej skórze, przeciągając się jak koty wylegujące
się przy kominku. Mrowiące ciepło wniknęło w moje kości i serce. Poczułam szarpnięcie, jakby coś się mnie
uczepiło, ciągnąc ku Grantowi. Nie wiedziałam, co to znaczy, ale wydawało się to prawdziwe, jakby jakaś ręka
ujmowała mój nadgarstek albo jakby dotykał mnie podmuch wiatru lub światło słoneczne.
Oczy Krwawej Mamuśki zwęziły się w szparki.
23
- Nie po to tutaj przyszłam. Nie pozwolę, żebyś mną kierował.
- Nie będziesz miała żadnego wyboru - odparł Grant chłodno. - Myślę, że to może przynieść nam
wszystkim
wiele dobrego.
Z sykiem obnażyła zęby. Grant warknął, wypowiadając jedno słowo - które zabrzmiało jak rozszalała nuta -
i oddech zombi utknął w jej gardle, oczy błysnęły, rozszerzając się z wściekłości i przerażenia. Jej aura
zadrżała.
- O cholera - mruknęłam, kiedy również Killy zerwała się z krzesła.
Jeden zombi chwycił stołek barowy i wymachując nim, podbiegł do Granta.
Zerwałam się i uderzyłam opętanego człowieka. Upadliśmy ciężko na bar, ale nie czułam nic poza lekkim
naporem pod paznokciami, przekłuwającymi wełnę i ciało. Palce zatapiały się w tłuszczu jak gorący nóż w
maśle. Trysnęła krew, wchłaniając się natychmiast w moją skórę. ,
Zombi zatoczył się do tyłu, trzymając się za brzuch. To, co zrobiłam, nie było zabójcze, wymagało tylko
kilku szwów i wizyty w szpitalu. Uszkodziłam go trochę bardziej,
niż to zwykle czynię ludzkim żywicielom - tym niewinnym ofiarom. Poczułam się chora.
Cios mnie obalił i uderzyłam o podłogę tak mocno, że aż się od niej odbiłam. Drewno pękło pod wpływem
zderzenia z tyłem mojej czaszki. Chłopcy zawyli przez sen, kiedy zombi mnie zniewolili: złapali mnie za ręce,
nogi, usiedli mi na brzuchu, chwytając rękami za gardło. Poczułam zapach dymu: moje ubranie się paliło.
Chłopcy płonęli. Jakby siedząc w wodzie, która powoli zaczynała wrzeć, zombi nie mieli pojęcia, co się dzieje,
aż w końcu oderwali się ode mnie z rękami w płomieniach, dusząc się od krzyków.
Usiadłam, osmalona i dymiąca. Zombi stali między mną a Krwawą Mamuśką. Nie słyszałam Granta. Nie
widziałam go. Nie mogłam go wyczuć, przyszło mi do głowy mimo woli, a lęk, który mnie pustoszył, stał się
alarmujący i zaciekły, przedzierając się prosto do mojego wnętrza, pod żebra, poniżej serca. Ciemność zwinięta
w kłębek, mrugając, budziła się z głębokiego snu, pozostawiając mnie bez tchu, niepewną, chorą z przerażenia.
Dawno nie czułam tego stworzenia w swoim wnętrzu, duchowej siły tak potężnej, że równie dobrze mogła być
czymś fizycznym - oddzielonej ode mnie, ale ze mną połączonej. To coś miało własny umysł.
To było to, czego Jack się obawiał. To, czego obawiała się moja matka. Coś we mnie, czego nikt nie potrafił
ani nie chciał wytłumaczyć. Uśpiona siła, której sen stawał się z czasem coraz lżejszy, nabierająca coraz
większej mocy z każdym straszliwym przebudzeniem. Była powiązana z opadaniem więziennej zasłony.
Wiedziałam to tak samo, jak zdawałam sobie sprawę, że jeśli pozwolę, jeśli kiedykolwiek stanę się zbyt słaba,
by ją utrzymać, zniszczy wszystko, co kocham. A może nawet ten świat.
To niemal uczyniła moja poprzedniczka.
Zamknęłam oczy, ignorując wszystko wokół siebie. Skupiłam się tylko na własnym sercu, na tłumieniu
rozrywającego, pulsującego doznania, które bębniło w moim brzuchu: ciała rozwijającego jak robak utworzony
z bezkresnej nocy, przeciągającego się pod moją odwirowaną skórą i rozkładającego skrzydła jak motyl.
Moje mięśnie i kości stawały się coraz cieplejsze, płynne jak rtęć, a żyły napełniały się ogniem, który
wprawiał serce w taki łomot, że głośno dudniło. Chciałam krzyknąć, ale tylko się zakrztusiłam, a potem jeszcze
bardziej zadławiłam się głodem.
Nie, powiedziałam temu czemuś, starając się odzyskać kontrolę; przestraszona i chora, co znowu mi
przypominało, jak muszą się czuć ludzie opętani. Nie teraz. Nie tutaj.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]