[ Pobierz całość w formacie PDF ]
byli ich przyjaciółmi. Na większości szyldów były i litery, i obrazki, przedstawiające, co
można znalezć wewnątrz sklepu. Kilka szyldów miało tylko obrazki - co oznaczało, że
sprzedaje się tam tańsze towary, ciemniejszy, twardy chleb, twarde, włókniste mięsa, jajka
brudne od słomy.
Sadima zauważyła szyld handlarza serami i skierowała kroki w tamtą stronę. Drzwi
sklepu były ciężkie, a kiedy je otworzyła, czując, jak żołądek skręca się jej od zapachu
świeżego sera, zadzwięczały srebrne dzwoneczki. Kobieta w środku miała na głowie obcisły
czepek, haftowany w kwiaty i winorośle. W okolicach uszu wydostawały się spod niego
siwiejące włosy.
- Czy mogłabym u pani zamiatać albo robić cokolwiek innego? - spytała ją Sadima.
Kobieta pokręciła przecząco głową.
- Zatrudniam do tego sieroty - jej mowa miała osobliwy rytm. Kobieta obejrzała Sadimę
od stóp do głów, potem przechyliła głowę. - Pochodzisz ze wsi? Wiesz, jak się robi ser?
Sadima się uśmiechnęła, wezbrała w niej nadzieja.
- Wiem - powiedziała, po czym poruszyła się z zażenowaniem, kiedy kobieta po raz drugi
obejrzała ją od góry do dołu. Sadima wiedziała, że jej sukienka jest postrzępiona i nie
najlepiej uszyta. Założyła do szukania pracy tę najlepszą, ale nawet ona była gorsza od każdej
sukienki, jaką widziała na każdej kobiecie tutaj, nie licząc żebraczek z Placu Targowego.
- Powiedz mi - zaczęła kobieta, zdejmując fartuch - powiedz mi, co wiesz o robieniu sera.
Sadima skinęła głową.
- Z koziego czy krowiego mleka? Z podpuszczką czy bez?
Kobieta nieco się uśmiechnęła.
- I to, i to - powiedziała. - Moja rodzina ma farmę za miastem. Ojciec przywozi kwaśne
mleko dwa razy w tygodniu. Zazwyczaj pracujemy z podpuszczką. Twardy ser to lepsza cena
- założyła ręce, uniosła brwi i czekała.
Sadima zaczęła mówić cicho, ale kiedy dotarła do zsiadłego mleka i prasowania,
zobaczyła, że kobieta kiwa głową z uznaniem, słysząc niektóre rzeczy, i że wygląda na
zainteresowaną i zdziwioną innymi.
- Dlaczego podgrzewacie zsiadłe mleko dwa razy? - spytała, kiedy Sadima skończyła.
- Mój ojciec nauczył się tego od mojej matki, a sam nauczył tego mnie. Nigdy nie
próbowałam z jednym tylko podgrzewaniem, ale wtedy ser byłby na pewno bardziej miękki.
Kobieta znów skinęła głową.
- Moja siostra jest ciężarna - straciła ostatnie dziecko i teraz nikt z nas nie chce, żeby
pracowała, więc potrzebujemy pomocy. Mogłabyś przychodzić codziennie póznym rankiem i
pracować do pózna w jedną czy dwie noce w tygodniu?
Sadima szybko przytaknęła.
- Jesteśmy Erydianami - mówiła dalej kobieta - zobowiązanymi przysięgą do uczciwości i
świętej pracy. Ciężko pracujemy i będę oczekiwać od ciebie tego samego.
Sadima znów przytaknęła; nie zważała na to, w co wierzy rodzina tej kobiety ani jakie
składali przysięgi.
- Ile może mi pani zapłacić?
Kobieta roześmiała się z jej szczerości.
- Trzy miedziaki tygodniowo, do czasu, aż zobaczymy, jak pracujesz.
Sadima skinęła głową i przedstawiła się kobiecie.
Kobieta się uśmiechnęła:
- Ja jestem Rinka.
Przypieczętowały umowę uściskiem dłoni, po czym Sadima wyszła. Ruszyła powoli,
zapamiętując drogę.
Kiedy skręciła w bramę domu, Franklin akurat schodził po schodach.
- Udało mi się pożyczyć dwa takie od Maude - powiedział, wyciągając z kieszeni lśniące,
żółte jabłko. Wręczył je Sadimie i patrzył, jak odgryza kawałek.
- Znalazłaś coś?
Sadima mu opowiedziała.
- Więc nadal będę miała wolne prawie wszystkie noce i wszystkie ranki, tak, by móc
kopiować dla Somissa.
Franklin odgarnął jej włosy za ramiona.
- Uratujesz nas - szepnął. Poczuła, jak jego usta ocierają się o jej ucho i uniosła głowę z
nadzieją, że Franklin ją pocałuje, ale on cofnął ręce i zrobił krok w tył. - Tak bardzo ci
dziękuję, Sadimo - potem zniżył głos do szeptu. - Też idę jutro do pracy.
Sadima czekała, aż powie więcej. Kiedy to się nie stało, przechyliła głowę.
- Jaka to praca?
- Nie zamierzam ci tego mówić - odparł. - Somiss jej nie zaakceptuje, jeśli się dowie, a
nie chcę, żeby się złościł na kogokolwiek poza mną - znów przysunął się blisko. - Somiss jest
dziś szczęśliwy. Znalazł starą Cygankę, która twierdzi, że zna mnóstwo różnych
niedorzecznych piosenek.
Sadima skinęła głową, po czym podniosła wzrok na Franklina. Uśmiechał się.
- Co? - spytała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]