[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Poza klubem szachowym. Ale cóż, chodzę do tej szkoły zaled-
wie parę miesięcy, mogę więc się mylić.
- Może być utalentowany - powiedział Josh - ale i takjest
maniakiem komputerowym i dziwakiem.
- Dziwakiem? - powtórzył oszołomiony ojciec Dominik.
- Dobrze ksiądz usłyszał. - Josh pokręcił głową. - Ojcze
Dominiku, spójrzmy prawdzie w oczy. Ten Meducci jest ni-
kim. Nikim. Za to my - wskazał na siebie, a potem na przyja-
120
ciół - byliśmy elitą. Najbardziej popularnymi ludzmi w szko-
le. Zadna impreza nie byla imprezą, jeśli nie było na niej Josha,
Carrie, Marka i Felicji. Jasne? Chwyta ksiądz?
- Hm. - Ojciec Dominik wyraznie się zmieszał. - Niezu-
pełnie.
Josh przewrócił oczami.
- Czy ten facet jest prawdziwy? - zwrócił się do mnie i do Jesse'a.
-Jak najbardziej - odparł Jesse bez uśmiechu.
- W porządku. Powiem inaczej: ten cały Meducci może mieć
genialną średnią. I co z tego? To nic nie znaczy. Ja mam cztery.
Pobiłem rekord szkoły w skoku wzwyż. Należę do National
Honor Society. Jestem napastnikiem w drużynie koszykówki.
Byłem przewodniczącym samorządu szkołnego przez trzy lata
z rzędu i dla odmiany dostałem główną rolę w przedstawieniu
Romeo i Julia szkolnego kółka dramatycznego. Och, i wiecie
co? Przyjęto mnie do Harvardu.
Josh zrobił przerwę dla zaczerpnięcia oddechu. Ojciec Do-
minik otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Josh nie pozwo-
lił sobie przerwać.
- W ile sobotnich wieczorów, waszym zdaniem, Michael
Meducci siedział sam w swoim pokoju, grając w gry wideo?
Co? Powiem tak: czy wiecie, ile wieczorów spędziłemja, piesz-
cząc joystick? Zadnego. Wiecie dlaczego? Bo nie było sobot-
niego wieczoru, kiedy nie miałbym czegoś do roboty - jakiejś
imprezy czy randki. I to nie z byle jakimi dziewczynami, ale
z najładniejszymi, najbardziej popularnymi dziewczynami
w szkole. Ta tutaj Carrie - machnął ręką w stronę siedzącej na
piasku, w bladońiebieskiej wieczorowej sukni, Carrie Whit-
man - pracuje jako modelka w San Francisco. Występowała
w reklamach. Była królową balu absolwentów.
- Przez kolejne dwa lata - zaznaczyła Carrie piskliwym gło-
sem.
121
^
Josh skinął głową.
- Przez kolejne dwa lata. Czy teraz ojciec rozumie? Czy
Michaeł Meducci spotyka się z modelką? Nie sądzę. Czy naj-
lepszym przyjacielem Michaela Meducciego, jak to jest w mo-
im przypadku, jest obecny tutaj Mark, kapitan drużyny piłki
nożnej? Czy Michael Meducci ma zapewnione stypendium
sportowe w Uniwersytecie Kalifornijskim?
Mark, najwyrazniej niebędący najbłyskotliwszym umysłem
w tym towarzystwie, mruknął z aprobatą.
- A co ze mną? - zapytała Felicja.
Josh na to:
- Tak, a co z dziewczyną Marka, Felicją? Naczelna cheer-
liderka, kapitan drużyny tanecznej i, och, zdobywczyni pań-
stwowego stypendium dla szczególnie uzdolnionych. Tak więc,
pamiętając o tym wszystkim, postawmy to pytanie po raz dru-
gi, dobrze? Dlaczego ktoś taki jak Michael Meducci życzyłby
takim ludziom jak my śmierci? Proste: z zazdrości.
Cisza, jaka nastąpiła po tym stwierdzeniu, była równie in-
tensywna, jak zapach słonej wody, którym przesycone było po-
wietrze. Nikt nie powiedział ani słowa. Anioły wydawały się
zbyt pewne swoich racji, żeby mówić, a ojciec Dominik wyda-
wał się poruszony tym, co usłyszał. Trudno było stwierdzić, co
czuł Jesse; wyglądał na trochę znudzonego. Przypuszczam, że
dla kogoś urodzonego przed stu pięćdziesięcioma laty określe-
nia takie jak państwowe stypendium dla szczególnie uzdol-
nionych" nie znaczyło zbyt wiele.
Oderwałam język, który przywarł mi do podniebienia.
Strasznie chciało mi się pić po zejściu w dół i zupełnie nie
paliło mi się do wspinaczki powrotnej, do samochodu ojca
Doma. Poczułam się jednak, mimo nie najlepszej formy, zmu-
szona do zabrania głosu.
- A moze to z powodu jego siostry? - podsunęłam.
122
13
szyscy - od ojca Dominika po Carrie Whitman - spoj-
rzeli na mnie zdumieni.
W
- Przepraszam? - powiedział Josh. Ton jego głosu był bar-
dziej niecierpliwy niż uprzejmy.
- Siostry Michaela - wyjaśniłam. - Tej, która jest w śpiączce.
Nie pytajcie, skąd mi to przyszło do głowy. Może to dlatego
że Josh wspomniał o imprezach - jak to żadna nie mogła się
rozpocząć bez obecności jego i pozostałych Aniołów. To mi
przypomniało ostatnią imprezę, o jakiej słyszałam - tę, na któ-
rej siostra Michaela wpadła do wody i o mało nie utonęła. To
musiało być niezłe przyjęcie. Ciekawa byłam, czy przerwała je
policja, czy przyjazd karetki.
Ojciec Dominik uniósł białe krzaczaste brwi.
- Masz na myśli Lilę Meducci? Tak, oczywiście. Jak mogłem
o niej zapomnieć? Co za tragedia ją spotkała.
Jesse wtrącił się do rozmowy po raz pierwszy od paru mi-
nut:
- Co jej się stało? - zapytał. Siedział na kamieniu z brodą
opartą na dłoni. Teraz podniósł głowę.
- Wypadek - wyjaśnił ojciec Dominik, kręcąc głową. -
Straszny wypadek. Potknęła się, wpadła do basenu i omal nie
utonęła. Jej rodzice tracą nadzieję, że kiedykolwiek odzyska
przytomność.
Jęknęłam.
- To, w każdym razie, jedna wersja tej historii - stwierdzi-
łam. - Rodzice Michaela trochę ją upiększyli dla dyrektora
szkoły, do której chodziła ich córka. Ksiądz pominął tę część,
która mówi o tym, co się działo na tym przyjęciu. Ze była kom-
pletnie pijana, kiedy wpadła do wody. - Zmrużyłam oczy,
123
patrząc na czwórkę duchów skupionych po drugiej stronie
ogniska. - Podobnie jak wszyscy inni uczestnicy tego konkret-
nego przyjęcia, jak się wydaje, bo jakoś nikt nie zauważył, co
się z nią stalo. - Spojrzałam najesse'a. -Czy wspomniałam, że
ma czternaście lat?
Jesse, siedzący na kamieniu i obejmujący uniesione kolano,
skierował wzrok na Anioły.
- Nie przypuszczam, żebyście wiedzieli coś na ten temat -
powiedział.
Mark wydawał się zniesmaczony.
- Skąd któreś z nas mogłoby wiedzieć coś na temat siostry
komputerowego bzika, która robi sobie kuku na imprezie? -
zapytał.
- Może stąd, że jedno z was - albo wszyscy - byliście przy-
padkiem na tej imprezie w tym samym czasie? - podpowie-
działam slodkim głosem.
Ojciec Dominik był głęboko poruszony.
- Czy to prawda? - Zamrugał, patrząc na Anioły. - Czy któ-
reś z was wie coś na ten temat?
- Oczywiście, że nie - odparł Josh odrobinę za szybko, jak
mi się wydawało. Też mi coś" Fełicji również nie zabrzmiało
przekonująco.
To Carrie puściła w końcu parę.
- A nawet gdybyśmy wiedzieli - odezwała się z niekłama-
nym oburzeniem -jakie by to miało znaczenie? Jeśli jakaś tam
dziewczyna, która pchała się do naszego towarzystwa, zapiła
się na jednej z naszych imprez, to dłaczego mielibyśmy być za
to odpowiedzialni?
Wytrzeszczyłam na nią oczy. Felicja, jak sobie przypomnia-
łam, zdobyła stypendium dla szczególnie uzdolnionych. Car-
rie Whitman zostałajedynie królową balu absolwentów. Dwu-
krotnie.
124
[ Pobierz całość w formacie PDF ]