[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pocałował ją jeszcze delikatniej. Poczuła raczej tchnie
nie wiosennego powiewu niż skrzydło motyla. I w tej sa
mej sekundzie zapragnęła więcej. Zapragnęła czegoś kon
kretnego, co by nie tyle drażniło, ale zaspokajało jej zmy
sły. Chciała wręcz sczepić się z nim ustami.
- I jedna iskra może przemienić się w płomień...
Uczynił właśnie to, co było jej skrytym pragnieniem.
Westchnęła. Zalała ją najczystsza rozkosz. Doznała czegoś,
czego jeszcze nigdy dotąd nie przeżyła. Po raz pierwszy
tak namacalnie doświadczyła druzgocącej przewagi Guar
da w sferze erotycznego doświadczenia.
- Otwórz usta, Rosy. Tylko dziecko całuje z zamknię
tymi ustami. Czyżbyś nie wiedziała tego?
- Oczywiście, że wiem - szepnęła, świadoma, że dalej
w zaprzeczaniu nie może się posunąć, jeżeli nie chce po
paść w żenujące kłamstwo.
Całe jej doświadczenie erotyczne sprowadzało się do
OZEN SI ZE MN
wymiany pocałunków ze szkolnymi kolegami. Za każdym
razem koniec był taki sam - rozczarowanie i zdziwienie.
Nie odnajdywała bowiem w tych intymnych młodzień-
czych zbliżeniach uniesień i zawrotów głowy, jakie, my-
ślała powinny być jej udziałem.
Z Guardem było całkiem inaczej. Guard przesunął jej
horyzonty doświadczenia. Wlał w nią pasję, podniecenie,
tęsknotę, niecierpliwość...
Cofnęła się z cichym okrzykiem, przerażona sobą.
- A teraz odwróć się, Rosy - rozkazał.
Wykonała jego polecenie z automatyzmem mechanicz-
nej lalki.
- Spójrz w lustro.
Stał za nią, trzymając dłonie na jej ramionach. Jego
nieprzenikniona twarz przypominała maskę.
- I co widzisz, Rosy? Na to pytanie już sama musisz
sobie odpowiedzieć.
- Ujrzała swoje odbicie. Pozornie niczym nie różniło się
od poprzedniego. Nastąpiła jednak zasadnicza zmiana
w wyrazie, w emanacji. Spowijała ją jakaś nieuchwytna
aura. Miała lekko rozszerzone oczy, zamglony wzrok, roz-
paloną twarz i... Sutków nie widziała, ale czuła ich gru
watą twardość.
Chciała coś powiedzieć, unieważnić choćby słowem ten
dziwny, na poły zasnuty oparem snu obraz swojej osoby,
ale jej umysł opanowało rozkoszne rozleniwienie.
Guard odwrócił się, szybkim krokiem przemierzył bib-
liotekę i zatrzymał się przy drzwiach.
- Za pózno już - powiedział z ręką na klamce - żeby
odwrócić to, co zaczęliśmy. Pamiętaj o tym, Rosy.
ROZDZIAA CZWARTY
- Dziewczyno, co ty wyprawiasz najlepszego?
Patrząc na Ralpha, nikt nie mógł mieć najmniejszych
wątpliwości, że złość miesza się w nim z irytacją.
Minął cały tydzień, nim Rosy zdecydowała się powie
dzieć Ralphowi o swoich planach małżeńskich. I nie dla
tego, żeby obawiała się takiej właśnie reakcji, lecz z lęku
przed demaskacjąz jego strony. Ralph bowiem był w grun
cie rzeczy bardzo spostrzegawczym facetem.
Peter, podobnie jak Guard, ostrzegał ją, że jeśli ludzie
zaczną domyślać się prawdziwych powodów tego związku,
Rosy znajdzie się w sytuacji nie do pozazdroszczenia.
- My dwoje możemy znać altruistyczne motywy, jaki
mi się kierujesz - zauważył Peter - ale inni wytłumaczą to
sobie po swojemu.
- Guard twierdzi, że Edward może wytoczyć nam spra
wę o oszustwo. A jakie jest twoje zdanie?
- Dopuszczałbym taką możliwość - odparł prawnik
z nutą wahania w głosie. - Z tym, że musi mieć mocny,
niepodważalny dowód, że wasze małżeństwo jest blagą,
fikcją, zwykłym pozorem. Na przykład zaatakuje was od
najbardziej w tym wszystkim wątpliwej strony... progeni-
tury. Wiesz, co to znaczy? Chodzi o wasze potomstwo.
- Ale przecież wiesz... - zaczęła Rosy.
54 O%7łEC SI ZE MN
- Ja wiem, ty wiesz i Guard wie - przerwał jej Peter
- ale nikt inny nie wie i nie może wiedzieć.
W sumie więc Rosy odkładała z dnia na dzień zasa
dniczą rozmowę z Ralphem, pełna wątpliwości, czy potra
fi zagrać przekonująco rolę zakochanej do szleństwa ob
lubienicy.
Lecz podejrzenia Ralpha akurat ominęły tę kwestię.
Przyczepił się do zupełnie czegoś innego. Opatrzył ogro
mnym znakiem zapytania miłość Guarda do niej.
- Przetrzyj oczy, Rosy. Czy nie widzisz, o co mu chodzi
naprawdę? Chce jednej jedynej rzeczy, której nie kupi za
swoje pieniądze, za żadne pieniądze.
- Czy moją osobę masz na myśli? - zapytała, zgrywa
jąc się na pierwszą naiwną.
- Ależ skąd. Mówię o Aące Królowej - oświadczył, po
nuro cedząc sylaby. - Od dawna dla nikogo nie jest taje
mnicą, że ma hopla na punkcie tej posiadłości. W swoim
czasie zwrócił się z ofertą kupna do twojego dziadka, ale
ten mu stanowczo odmówił.
- Ja i on kochamy się, Ralph. - Ledwie wydusiła z sie
bie to kłamstwo.
- Och, Rosy, niepoprawna romantyczko. Tacy
mężczyzni jak Guard nie zakochują się w... - Urwał, lekko
zmieszany. - Nie chciałbym cię zranić, Rosy. Jesteś bardzo
atrakcyjną dziewczyną, lecz jeśli chodzi o erotyczne do
świadczenie, ty i Guard zamieszkujecie jakby dwie od
dzielne planety.
- Kochamy się - powtórzyła słabym głosem.
- Mam wrażenie, że używasz tego słowa niczym wy
trychu do każdych drzwi. Między innymi masz nadzieję,
że Guard nauczy cię wszystkiego. Mówię tu o sprawach
O%7łEC SI ZE MN 55
łóżkowych i poza łóżkowych. Wierutna bzdura. I jeśli na
prawdę w to wierzysz, to w takim razie ja myliłem się
dotąd w ocenie twojej osoby. Guard pobawi się tobą przez
kilka tygodni, no, powiedzmy, miesięcy, po czym... Wy
znaję, że wolę nie kończyć. Po prostu nie wchodz w to,
Rosy. Wycofaj się, dopóki nie jest za pózno. Przecież nie
musisz go poślubiać.
- Muszę... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl