[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To mi się podoba. A mogłabyś jeszcze raz
powtórzyć tamte czarodziejskie słowa?
Wiedziała, o czym mówi. Przegnała resztkę lęku.
- Kocham cię.
- Jeszcze raz.
- Kocham cię.
- Jeszcze raz.
- Kocham cię - roześmiała się głośno, szczęśliwa.
MARZENIA SI SPEANIAJ " 179
John przekręcił się na łóżku, całą długością ciała
przywierając do Niny. Splótł palce z jej palcami i wparł
dłonie w poduszkę po obu stronach jej głowy.
- A teraz, gdybyś to mogła powiedzieć z małym
pocałunkiem, a potem z drobną pieszczotą, potem
z niewielkim... - przerwał, słysząc dochodzące z holu
dzwięki. - Cholera - mruknął, odsunął się od Niny
i podciągnął koc, przykrywając ją całkowicie. - J.J.
już wstał.
- Czy on woła  tato"? - spytała spod koca. Jej
ręka spoczywała na biodrze Johna. Nie cofnęła jej.
- Tak. - Drzwi się otwarły i John przemówił głoś
niej i wyrazniej: - Cześć, kolego, jak tam? - Nina
czuła, jak gestykuluje. Chwilę pózniej małe ciałko
wskoczyło na łóżko i niemal natychmiast zeskoczyło.
Usłyszała oddalający się tupot bosych stóp. - Bystry
chłopak - powiedział John. - Zauważył twoje ubra
nie i pognał do pokoju gościnnego. - Pochylił się nad
wciąż przykrytą Niną..- Ostatnia szansa, Nino. Jeśli
znajdzie cię w moim łóżku, już nie będziesz mogła się
wycofać. Twoje ubrania jakoś dam radę wytłuma
czyć...
- A to jak wytłumaczysz? - spytała, przesuwając
lekko dłoń po jego biodrze.
- Oooch, no, tego nie musi widzieć... Nino, daj
spokój, nie igraj teraz ze mną. Zostajesz czy nie? Muszę
być tego pewien.
- Dla J.J.?
- On będzie miał własne życie, a ja chcę czegoś dla
siebie. Chcę ciebie. Więc jak?
- Mogę okazać się beznadziejną żoną.
- Zaryzykuję.
- Mogę okazać się beznadziejną matką.
180 " MARZENIA SI SPEANIAJ
- Nie ma mowy. No, dalej, Nino. Powiesz  tak"?
Nina pod kocem chętnie śpiewałaby z radości.
- Potrzebuję czarodziejskich słów.
- Kocham cię.
- Jeszcze.
- Kocham cię!
- Głośniej.
- Kocham cię! - krzyknął w chwili, gdy tupot nóg
oznajmił powrót J.J. - Nie znalazłeś jej? - spytał synka.
Przez chwilę panował podejrzany spokój, po czym
J.J. z głośnym okrzykiem ściągnął koc i skoczył na
łóżko. Gdyby John go nie złapał w ostatniej chwili,
chłopiec wylądowałby na brzuchu Niny. Ale Nina już
się podnosiła, z dwóch stron objęta i przytulana przez
dwóch swoich mężczyzn.
Nigdy w życiu nie czuła się taka szczęśliwa, taka
kochana.
EPILOG
Zima była długa i śnieżna, ale w końcu nadeszła
wiosna. Nina i John z przyjemnością wygrzewali się na
słońcu.
Oparła się plecami o pierś Johna, a ręce położyła na
jego kolanach, które stanowiły jakby poręcze po obu
stronach jej bioder. Ciało męża zawsze było najwygod
niejszym dla niej fotelem. Wciągnęła w płuca świeże
powietrze.
- Uhm, ale mi tu dobrze - westchnęła z zado
woleniem.
- Na słońcu czy ze mną? - spytał John, całując ją
za uchem.
- Jedno i drugie. Czuję się absolutnie wspaniale.
Siedzieli w Crosslyn Rise na trawniku łagodnie
spływającym ku plaży. Za nimi, na szczycie wzgórza;
wznosiła się rezydencja, której czerwony dach i bia
łe kolumny odcinały się wyraziście na tle ciemnej zie
leni lasu i błękitu nieba. Krzewy i drzewa wokół po
krywały się listkami, a za nimi, w trzech zespołach,
kryło się dwadzieścia parę segmentów. Wszystkie
były wykończone, wszystkie piękne, wszystkie zamie
szkane. Przed nimi, u stóp wzgórza, widniała niewielka
przystań i szereg sklepów: mała galeria, butik odzie
żowy, sklep ze sprzętem sportowym, wypożyczalnia
182 " MARZENIA SI SPEANIAJ
kaset wideo, dwie niewielkie restauracje, drogeria
i  Mól książkowy".
- %7łałujesz, że nie kupiliśmy tu mieszkania? - spy
tał John.
- Ależ skąd; Wystarczy, że masz tu księgarnię.
Poza tym kocham nasz wiktoriański domek, szczegól
nie teraz.
Gdy tylko przenieśli księgarnię do Crosslyn Rise,
zagospodarowali parter domu. Przy pomocy Cartera
Malloya, Gideona i Christine Lowe'ów przebudowali
dom i urządzili go tak, że prześcignął nawet ich marzenia.
Nina chciała kontynuować prace - urządzić pokój za
baw dla J.J. na strychu i dobudować garaż - ale John za
protestował. Uparł się, by jej dochody z Crosslyn Rise
wpływały na oddzielne konto, którego była wyłączną
właścicielką. Powiedział, że jeśli o niego chodzi, te pie
niądze mogą tkwić w banku całymi latami - ważne jest
to, by wiedziała, że je ma i że zawsze są do jej dyspozycji.
Rozumiał jej lęki, Pod tym względem - i pod wielo
ma innymi - był zupełnie wyjątkowy. Zastanawiała
się czasami, czy przypadkiem uszczęśliwianie jej nie
stało się jedynym celem jego życia.
- Jesteś całkiem pewna - spytał teraz - że nie
chcesz tu czegoś wynająć dla siebie?
- Nie mogę - oświadczyła z dumą. - Nie ma ani
jednego wolnego lokalu.
- A jeśli coś się zwolni?
- Nie. Dobrze mi tam, gdzie jestem. - Wciąż pra
cowała w agencji Martina Crowna i wciąż wspomagała
ją tam Lee, która niedawno zaręczyła się z miłym
chłopakiem.
- Czy już wcale a wcale nie myślisz o założeniu
własnej agencji?
Odchyliła głowę do tyłu i spojrzała mu w twarz.
Przez ostatni rok widywała ją w różnych porach
i nastrojach, a kochała zawsze.
MARZENIA SI SPEANIAJ " 183
- A kiedy miałabym czas na prowadzenie własnego
biura? Moje życie jest tak wypełnione. Wypełnione,
a nie zabiegane. To różnica.
- Chciałaś być niezależna.
- I jestem. Pracuję, kiedy chcę, wracam do domu,
kiedy mam ochotę. - Dotknęła jego policzka. - I to
mi odpowiada. Skąd nagle te pytania?
- Czasami się zastanawiam. Kiedy przypomnę so
bie, czego pragnęłaś, gdyśmy się poznali...
- A czego pragnęłam? - przerwała mu retorycz
nym pytaniem. - Chciałam prowadzić własne biuro,
ale teraz już mi na tym nie zależy. Mam dość zajęć, bez [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl