[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uważnie.
- No... być razem, próbować stworzyć udany związek...
Jordan spojrzał na nią z dezaprobatą.
- To brzmi dość niewyraznie. Próbowałaś kiedyś przejść przez pokój?
- Jak to?
- Chodzi mi o to, że albo robisz jakąś rzecz, albo jej nie robisz. Tak zwane
 próbowanie" to wykręt dla ludzi, którzy nie są czegoś pewni.
Ewa spojrzała na swoje złożone dłonie. Jordan miał rację. Jeśli chciała
naprawdę być z Jordanem McSwainem, powinna iść za nim bez wahania, bez
żadnych  ale". Oddać mu swoje serce i swoje życie. Powiedzieć, że będzie jego
żoną.
Pomyślała znowu o Teddym Tannerze, o tym, jak wdarł się w jej życie i
potem z niego zniknął, zostawiając ją z dwojgiem małych dzieci. Czy Jordan
mógłby jej to zrobić? Czy mógłby to zrobić Wesleyowi i Lizie?
Nie. Przez ostatnie dwa dni dowiedziała się o nim tak wiele. Na pewno
nie znała go zbyt dobrze, ale jednego była pewna; ten człowiek poważnie trak-
tował swoje zobowiązania. Widziała go z babcią Almą i to wystarczyło. Jeśli
71
R S
wyjdzie za niego, Jordan zawsze pozostanie z nią i jej dziećmi i nigdy ich nie
zawiedzie.
A to wszystko inne - wzajemne zrozumienie, zaufanie, poznanie
najgłębszych sekretów jego duszy - będzie musiała zdobywać sama, trwając u
jego boku w dobrych i złych chwilach wspólnego życia.
- Więc?
Zdała sobie sprawę, że milczała zbyt długo. Spojrzała na jego twarz,
ledwie widoczną w mroku.
- Ja...
- Tak, Ewo. Powiedz, co chciałaś mi zakomunikować.
Wyprostowała się.
- Miałeś rację - odpowiedziała zdecydowanym tonem.
- Co masz na myśli?
- To  próbowanie". To rzeczywiście za mało. I ja...
- Co: ty?...
Spojrzała mu prosto w oczy.
- Chcę wyjść za ciebie za mąż, Jordanie. Teraz, czy za parę lat,
kiedykolwiek zechcesz...
72
R S
ROZDZIAA SMY
Jordan patrzył na jej pełną nadziei twarz. Wyglądała tak ślicznie w
księżycowym blasku. Czuł wewnętrzny triumf; zgodziła się wreszcie, zostanie
jego żoną, kiedy tylko on będzie chciał.
Po chwili jednak triumf ustąpił miejsca innym uczuciom. Kiedyś już mu
to obiecała i wycofała się. To bolało, bardzo bolało. Powinien o tym pamiętać.
- Jordanie? - Jej głos był pełen niepokoju. Poczuł złość: na nią, na siebie
również.
- Już kiedyś mówiłaś, że za mnie wyjdziesz. Potem zmieniłaś zdanie.
Wyciągnęła do niego swe małe, delikatne dłonie.
- Bałam się.
- A teraz się nie boisz?
- Boję się. Ale już nie zmienię zdania. Miałam dość czasu do namysłu i to
jest moja ostateczna decyzja.
Nie był w stanie dłużej na nią patrzeć. Kiedy ją obserwował, pragnął
podnieść tę okropnie przyzwoitą flanelową koszulę, objąć jej piękne, smukłe
nogi, pieścić słodką krągłość bioder.
Odwrócił się i spoglądał nie widzącym wzrokiem na cień kasztana,
przysłaniający lśniącą tarczę księżyca.
- Jordanie, proszę, powiedz coś.
- Nie teraz. Daj mi czas do świtu. Wyciągnęła ręce tym samym błagalnym
gestem.
- Myślałam, że moglibyśmy...
- Posłuchaj - Jordan usiłował ją uspokoić. - Tyle zdarzyło się przez te dwa
dni. Przeżyjmy jeszcze ten weekend. Wtedy zobaczymy, dobrze?
Patrzyła na niego. Widział, że powstrzymuje łzy. Jej oczy błyszczały jak
klejnoty.
73
R S
- Co zobaczymy?
- Chodzi o to, żebyś się zastanowiła - odparł. - %7łebyś była pewna.
- Jestem pewna.
- To dobrze. Ale nic się nie stanie, jeśli poczekasz. Stała chwilę bez ruchu.
- Zgoda - powiedziała cicho. - I wtedy roztrzygniemy to ostatecznie. W
niedzielę, zaraz po powrocie do domu.
- Tak. - Jordan patrzył na Ewę. Wiedział, że teraz nie ma już żadnego
sposobu na to, żeby położył się obok niej i powstrzymał swe ciało od jego
bezwzględnych żądań. Jeżeli ulegnie tym żądaniom, jeśli będzie się z nią
kochał, straci resztkę rozsądku. Będzie ją błagał, żeby za niego wyszła, zanim
skończy się ta noc.
Już raz zdradziła jego zaufanie; nie mógł sobie pozwolić, aby znów go
zraniła.
- Wiesz - powiedział - pójdę na chwilę na dół. - Znalazł skarpetki i buty,
nałożył znowu sweter.
Ewa patrzyła na niego smutnymi oczami. Zareagowała dopiero wtedy,
kiedy zmierzał do drzwi.
- Jordanie...
- Nie czekaj na mnie, dobrze? - Zanim zdołała jeszcze coś powiedzieć,
wyszedł.
- Mamo, mamo, czy możemy wejść?
Ewa jęknęła i otworzyła oczy. Bolały ją plecy, a szyja była całkiem
sztywna. Popatrzyła na nietknięte łóżko.
- Mamo!
Siedziała w bujanym fotelu. Zasnęła tu, czekając na Jordana. Był ranek.
Jordan najwidoczniej w ogóle nie wrócił do pokoju.
- Mamo, mamo! Dzieci łomotały do drzwi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl