[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ROZDZIAA TRZYNASTY
Ktoś szarpnął gwałtownie kocem, w który była owinięta, tworząc na
wysokości głowy otwór ratujący życie. Nie zdążyła jednak nawet pisnąć,
gdy znów poczuła silne uderzenie, a zaraz po nim zniżony głos Fontenota:
- Pamiętaj, moja droga, że milczenie jest złotem. Bądz zatem cicho,
naprawdę cicho i pamiętaj, że nie mam ochoty na żarty. Zresztą jest
sposób, byś bez kłopotu wykonała moje polecenie. - Zakleił jej usta
taśmą.
A wiec wciąż była w łapach tego szaleńca, a już miała nadzieję... Chciała
krzyczeć, ale mimo wszelkich wysiłków z jej ust nie wydobywał się
nawet najmniejszy dzwięk. Z przerażeniem spojrzała na Fontenota. Boże,
te jego wyłupiaste, błędne oczy
174 Mallory Kane
i zawsze wilgotne, różowe usta, na których widniał lekki uśmieszek,
jakby właśnie prowadzili sobie towarzyską rozmowę.
- Mam nadzieję, że nie będziesz miała nic przeciwko temu, byśmy
opuścili to miejsce. - Koniuszkiem języka oblizał wargi. - Zwłaszcza że i
tak chciałaś stąd wyjechać, prawda?
Próbowała się sprzeciwić, zażądać wyjaśnień, spytać, co to wszystko
znaczy, ale wypowiadane przez nią słowa zlewały się w jednolity,
niezrozumiały bełkot.
Fontenot, nie zważając na jej protesty, pchnął ją w kierunku zarośli.
Upadła, uderzając się boleśnie o kamień. Jęknęła żałośnie. Fontenot
zaklął niecierpliwie, po czym jednym szarpnięciem postawił ją na nogi.
- Niech się pani trochę postara - szepnął jadowicie. - Inaczej nie będę miał
innego wyjścia, jak tylko panią zabić.- A teraz proszę wziąć się w garść,
bo przecież nie możemy spóznić się na przedstawienie. - W chwili, kiedy
wypowiadał te słowa, kąciki jego ust rozjechały się w błogim uśmiechu.
Cody miał rację, Fontenot był szalony. Czuła, jak ogarnia ją coraz
większa panika, a w jej uszach bezustannie rozbrzmiewały słowa
Cody'ego:  To szaleniec, który postanowił mnie zabić. Nie zawaha się
także zastrzelić ciebie".
- Puść mnie, ty głupi sukinsynu! - usiłowała krzyczeć, lecz po chwili
dotarło do niej, że nie ma sensu bełkotać i marnować energii.
Teren zaczął się podnosić. Musiała bardzo uważać na każdy krok. Dobrze
wiedziała, że gdyby zno-
Bez skrupułów 175
wu upadła, mógłby być to ostatni upadek w jej życiu. Po chwili znalezli
się za domem, na szczycie niewielkiego pagórka, z którego widoczny był
pomost.
Dana miotała się między zwątpieniem a nadzieją. Przecież niedaleko był
Cody, dlaczego jej jeszcze nie uratował? Czyżby nie słyszał krzyków? A
może Fontenot coś mu zrobił? Nie, to nie może być prawda! Boże, spraw,
proszę, by to nie była prawda! Pewnie wyszedł tylko, żeby rozejrzeć się
po okolicy, ale zaraz wróci i z pewnością ją uratuje. Byle tylko nie było za
pózno. Co chwila podejmowała kolejną nieudaną próbę zsunięcia taśmy,
która przykrywała jej usta. Zdesperowana rozglądała się dookoła w po-
szukiwaniu czegoś, sama nie wiedziała czego, co pomogłoby jej pozbyć
się więzów.
- Dotarliśmy na miejsce, droga pani Maxwell. Z radością informuję panią,
że mamy najlepsze miejscówki, jakie można sobie wymarzyć. - Pchnął ją
na ziemię i z błogim uśmiechem usiadł obok, po czym spokojnym ruchem
wygładził załamania na swym nieskazitelnym garniturze.
Niepoczytalny maniak, Cody miał rację. Dana nie miała pojęcia, co
powinna zrobić w tej sytuacji.
0 jakim przedstawieniu mówił ten szaleniec, o jakich miejscówkach? Co
miało się tu rozegrać? Zaczęła nerwowo rozglądać się po okolicy.
- Co zrobiłeś Cody'emu? - rzuciła zaczepnie, ale poprzez taśmę jej słowa
zabrzmiały jak żałosny jęk.
Fontenot ku jej przerażeniu objął ją ramieniem
1 przyciągnął do siebie. Wstrząsnął nią dreszcz obrzydzenia.
176 Mallory Kane
- Spokojnie, kochanie - szepnął ohydnym, obleśnym głosem wprost do jej
ucha. - Obiecałem ci przecież przedstawienie, a słowa zawsze dotrzymu-
ję. Nie martw się, to nie potrwa długo. Zaraz podniesie się kurtyna i
będziesz mogła podziwiać największe osiągnięcie mego życia. %7łałuję
jedynie, że nie mogę zgasić świateł.
Dana przełknęła z trudem. Wypełniało ją narastające obrzydzenie i strach,
paraliżujący strach.
- O! - Fontenot poderwał się z miejsca. - Proszę uważnie patrzeć, pani
Maxwell. Przedstawienie właśnie się zaczyna! - powiedział
rozentuzjazmowany. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl