[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z miłości.
– Evan powiedział, że... że nigdy nie byłeś
z kobietą.
Ze zdumieniem zobaczyła w jego oczach
uśmiech, bo sama znajdowała się w stanie nieznoś-
nego napięcia.
– A nie byłem? – szepnął i posiadł ją gwałtow-
nie.
Zapadła się w ciemność, jakiś obraz zamigotał
i zgasł. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Otwierała
usta i łapczywie chwytała powietrze, aż we wspól-
nym rytmie znów odnaleźli spełnienie.
Diana Palmer
209
Potem drżąca leżała w jego ramionach, a łzy
płynęły jej po policzkach.
Harden sięgnął po papierosa, w zadumie gła-
dząc jej zburzone włosy. Mirandą wciąż wstrząsa-
ły dreszcze.
– Dobrze ci, maleńka? – spytał serdecznie.
– Tak. – Przytuliła mokry policzek do jego
piersi. – Nie wiedziałam, że tak może być – wyją-
kała.
– Za każdym razem jest inaczej – odparł cicho.
– Ale bywa, że tylko z wybraną osobą osiąga się
prawdziwą satysfakcję. – Musnął czoło żony z tkli-
wością, która odbierała jej głos. – I zawsze lepiej,
jeśli kocha się tę osobę.
– Rozumiem, że już się domyśliłeś – powie-
działa ze smutkiem. – Nigdy nie potrafiłam ukry-
wać uczuć.
Gładził ją po twarzy, aż spojrzała mu w oczy.
– Kocham cię – rzekł po prostu. – Nie wiedzia-
łaś?
Nie, nie miała o tym zielonego pojęcia. Czuła,
że nawet jej piersi oblał rumieniec.
– Boże drogi – szepnął, patrząc na jej dekolt.
– Pierwszy raz widzę, żeby kobieta rumieniła się
w takim miejscu.
– No to teraz widzisz. I przestań się przechwa-
lać swoimi podbojami...
Harden powstrzymał tę tyradę pocałunkiem
i óswiadczył pół żartem, pół serio:
210
NARZECZONA Z MIASTA
– To nie były podboje. To było zbieranie do-
świadczenia, które uczyniło ze mnie idealnego
przedstawiciela męskiej seksualności.
– Ty zadufany...
Ledwie ją dotknął, a ona już przywarła do niego
całym ciałem.
– No, o co chodzi z tym zadufaniem? – spytał.
Miranda westchnęła, wstrząsana dreszczem na-
miętności.
– Harden, przestań!
– Założę się, że nie wiesz tego, co ci teraz
powiem. Otóż tylko jeden facet na dwudziestu jest
zdolny...
Zgasił papierosa, a następnie przystąpił do bar-
dzo długiej i nie do zniesienia słodkiej lekcji rzad-
ko spotykanej męskiej wytrzymałości, która trwała
niemal do wschodu słońca.
Kiedy Miranda przebudziła się następnego ran-
ka, jej mąż pogwizdywał cicho i zapinał właśnie
pasek u spodni na dużą srebrną klamrę.
– Już nie śpisz? – spytał.
Uniósł brwi i puścił do niej oko.
– Ḿogłbym zostać w domu, pokochalibyśmy
się jeszcze.
Miranda utkwiła w nim zaspany wzrok.
– Twój brat uważał cię za prawiczka! – parsk-
nęła radosnym śmiechem.
Wzruszył ramionami.
Diana Palmer
211
– Nikt nie jest nieomylny.
– Ḿogłbyś służyć radą autorom poradników na
temat seksu. Mogliby napisać o tobie co najmniej
ze dwa rozdziały.
Harden był z siebie bardzo zadowolony.
– Nie wstawaj, jeśli nie musisz. To zdecydowa-
nie poprawi moją opinię w tym domu.
Miranda znowu zaniosła się śmiechem. Jej mąż
miał taką zabawną minę. Gdy usiadła, kołdra
zsunęła się wdół, odsłaniając jej piersi. Wyciąg-
nęła do niego ramiona.
Natychmiast rzucił się w jej stronę.
– Kocham cię, Mirando. Przepraszam, jeśli
zbyt gorliwie starałem się ci to udowodnić.
– Nie mniej gorliwie niż ja tobie – stwierdziła
uczciwie. – Chciałabym, żebyś został. Szkoda, że
jestem taka... wykończona.
– Nie narzekaj. Nie warto było tak się zmę-
czyć?
Przytuliła do niego policzek.
– Och, warto! – Kiedy zaczął głaskać jej plecy,
zamruczała jak kotka. – Harden?
– Tak, kochanie?
Powieki jej znowu opadły.
– Nic. Tylko... kocham cię.
Przechylił głowę i pocałował ją namiętnie.
Potem zszedł na dół i poprosił Jeanie May, żeby
zaniosła na górę tacę ze śniadaniem, na co Evan
uśmiechnął się szeroko.
212
NARZECZONA Z MIASTA
– Po jednej nocy taka zmęczona, że nie może
do nas zejść? Podrzuć jej jakieś witaminy na tę tacę
i solidnie ją nakarm.
Harden odpowiedział mu wesołym uśmiechem.
– Pracuję nad tym.
– Rozumiem, że wasza współpraca się rozwija.
– Nie spodziewaj się podziękowań.
Evan trochę się speszył, a nawet lekko zaczer-
wienił.
– Chciałem wam tylko pomóc. Skąd miałem
wiedzieć, że to nieprawda? Nie spotykałeś się
z kobietami, żadnej nie przyprowadziłeś do do-
mu... Mogłeś być prawiczkiem.
Harden zrobił tajemniczą minę.
– Owszem, mogłem.
Zabrzmiało to tak, że brat natychmiast nabrał
podejrzeń.
– Czyli jesteś? – spytał.
– Już nie – odpowiedział Harden ze stoickim
spokojem. – Nawet jeśli byłem – dodał, wpra-
wiając brata w jeszcze większe zmieszanie. Na-
gle przestał się też úsmiechać. – Gdzie Theo-
dora?
– Karmi swoje kury.
Harden skinął głową i wyszedł z domu.
Miranda ma rację, jego zemsta trwa stanowczo
za długo. Przez lata powiedział matce tyle gorz-
kich słów! Czas najwyższy z tym skończyć.
Matka wypatrzyła go z daleka i złe przeczucia
Diana Palmer
213
wywołały na jej twarzy grymas niechęci. Har-
denowi serce się ścisnęło, gdy to spostrzegł.
– Dzień dobry – pozdrowił ją, nie wyjmującrąk
z kieszeni.
Theodora podniosła na niego zmęczony wzrok.
– Dzień dobry – odparła, rzucając ziarno kuku-
rydzy niewielkiemu stadku kur rasy Rhode Island
Red.
– Pomyślałem, że moglibyśmy porozmawiać.
– Po co? – spytała cicho. – W przyszłym
tygodniu jedziecie z Mirandą do siebie. Nie bę-
dziesz musiał tu przyjeżdżać, chyba że na święta
Bożego Narodzenia.
Wyjął papierosa, zapalił i zastanowił się, jaką
obrać strategię. Wiedział już, że stanął przed
niełatwym zadaniem. Musiał jednak uczciwie
przyznać, że nie powinien oczekiwać matczynego
entuzjazmu.
– Ja... chciałbym dowiedzieć się czegoś o ojcu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl