[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dzwoniłemwięc do niej i powiedziałem, że chcę się z tobą
zobaczyć, a przez całypoprzedni tydzień, gdytylkodzwoni-
łem, odkładałaś słuchawkę.
- Bo powiedziałam już wszystko, co miałam do powie-
dzenia.
- Charlotte obiecała, że zorganizuje nam spotkanie
wszklarni.
- Notak! Ona jest zakochana i widzi wszystkoprzez różo-
we okulary. Więc cosię stało?
- WypatrywałemAlexandra, któryobiecał mnie zaprowa-
dzić. Wpadłemna Lilę Ashton, która wedługCharlottemiała
być wdomu i rozmawiać przez telefon.
- Zwykle tak jest rano. Rozmawia przez telefon, czyta
gazetę i wydaje mojej mamie dodatkowe instrukcje dla
służby.
- Kiedy mnie zobaczyła, zaczęła wołać Trace'a, on przy-
biegł i rzucił się na mnie. Całyczas wydzierała się, żebyza-
wołać policję.
- Tosłyszałam. Przybiegłam, bomyślałam, żecoś jej grozi.
- Mimo że to Trace zaczął, wiem, że nie należało mu
oddawać. Chociaż nie ukrywam, że zrobiłem to z przy-
jemnością.
- Przykromi, żemusieliścieze sobą walczyć.
- Dobrze, że pojawił się Alexander - powiedział Eli - bo
niechciałbym, żebyś przeze mnie miała kłopoty.
- Toidiotyczne, Eli.
- Musimyznalezć jakieś miejsce dorozmowy- ciągnął,
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
138
gdy mknęli do Napa. - Moja rodzina bardzo doceniła to, że
przyjechałaś wczoraj.
- Acosię stałozGrantem?
- Wygląda na to, że wtej chwili jest głównympodejrza-
nym.
- Tookropne!
- Martwimysię, że teraz policja przestanieszukać praw-
dziwegomordercy, a cała nasza rodzina jest przekonana, że
Grant jest niewinny.
- Mówiłeś, żeniemaalibi, amamotyw.
- Aledopostawienia goprzedsądemtrzeba więcej. Wszy-
scy, nawet małyJack, staramysię gorozweselać.
- Maszczęście, żejesteścieprzynim.
- Cieszymy się, że mamy go wrodzinie. Jak na takiego
wrednego typa Spencer miał niektóre dzieci bardzo sympa-
tyczne.
- Widziałamcię wczoraj wwiadomościach, a dzisiaj two-
je zdjęcie wgazecie.
Jęknął.
- Mogłemsię tegospodziewać. Mój adwokat stara się wy-
bronić mnie przedwięzieniem.
- Nawet otymniemów.
Eli spojrzał na nią, marząc, żebymóc ją dosiebie przy-
tulić.
- Chcę obejrzeć mieszkaniawNapa.
- Dlaczego?-spytała.
- Pomyślałem, że chciałbymwtymroku zamieszkać sa-
modzielnie. Mógłbymzostawać wdomu odczasu doczasu,
jeśli zajdzie potrzeba. Mercedes takrobi.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
139
Rozmawiając, wjechali domiasta i Eli podjechał pod re-
staurację i hotel, wktórymspędzili swoją pierwszą wspól-
ną noc.
- Comytu robimy? - spojrzała na niego.
- Mówiłemci, chcę porozmawiać wspokoju. Chodz, pro-
szę. Pózniej pójdziemyna lunch.
Lara wiedziała, że powinna zaprotestować, ale tak bar-
dzo za nimtęskniła. Wyglądał cudnie i seksownie, mimo
tych zadrapań i rozdartego rękawa. Wczoraj, gdy usłysza-
ła wiadomości przez radio, bardzo współczuła jego rodzi-
nie i dlatego musiała pojechać sprawdzić, czy mogłaby im
jakoś pomóc.
- Chodzmy- powiedział, biorąc ją za rękę.
Okazałosię, że mają ten samapartament, copoprzednim
razem. Nawet zaświtała jej myśl, czy nie zaaranżował tego
wcześniej, ale ją odrzuciła. Chyba jej wczorajsza obecność
spowodowała jegodzisiejszą wizytę.
- Dobrze, Eli. Jesteśmy sami, możemy porozmawiać, ale
toniczegonie zmieni.
- Mamnadzieję, żewszystkozmieni - odpowiedział, zamy-
kającdrzwi. - Laro, jawiem, żejestemwgorącej wodziekąpa-
nyi lubię sammieć wszystkopodkontrolą. Pewnie za bardzo.
Wiem, żeniejestemwart twojej miłości, ponieważ...
- Eli - przerwała mu. - Nie dlatego nie chcę się z tobą
spotykać. Jesteś wart mojej miłości i każdej innej kobiety.
Objął dłońmi jej twarz, a kiedybył tak bliskoi patrzył jej
prostowoczy, sercewaliłojej takgłośno, żemusiał jesłyszeć.
Patrzyła na jegousta i wspominała jegopocałunki. Walczyła
z pokusą, żebygoznowu pocałować.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
140
- Laro, tęskniłem za tobą i nie chcę być bez ciebie.
- Eli, alejamamplany...
- Poczekaj. - Niedał jej skończyć. - Posłuchaj, pragnę cię
wmoim życiu. Dopasuj trochę twojeplanydomnie, zróbdla
mnie trochę miejsca. Przecież jak się pobierzemy, też mo-
żesz studiować.
- Pobierzemy! - wykrzyknęła zaskoczona. - Nigdy nie
mówiliśmyo miłości.
- Dopiero gdy się przestaliśmy widywać, zdałemsobie
sprawę ze swoich uczuć. Byłemnieszczęśliwy. Tęskniłem
za tobą wkażdej sekundzie. Widziałemcię wszędzie. Nie
mogłem jeść, ani spać, ani nawet porządnie pracować.
Winnica, którą tak kochałem, przestała mnie pasjonować.
Kochamcię, Laro. Wiem, czegochcę. Chcę się z tobą oże-
nić.
Wstrząśnięta tymwyznaniem, patrzyła na niego bez sło-
wa. Sercejej waliłoi wszystkowniej krzyczało tak". Wie-
działa, że ona też gokocha. Znała jednakswoje obowiązki.
Ten wysoki, silny mężczyzna był miłością jej życia i nigdy
już nikogo tak nie pokocha. Walczyły wniej smutek i po-
żądanie.
- Eli - powiedziała drewnianymgłosem- chcę się za-
jąć...
- Chcesz się zająć swoją matką. Czymyślisz, żeakurat ja
tego nie rozumiem? Od ósmego roku życia do dwudzieste-
go pierwszego, kiedy to winnica Louret zaczęła jakoś pro-
sperować, chciałemułatwiać życie swojej matce. Nawet gdy
wyszła za Lucasa. Jeśli za mnie wyjdziesz, oboje będziemy
pomagać twojej mamie.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
141
Nigdy nie wyobrażała sobie, że przedstawi jej taką pro-
pozycję.
- Eli, nie wiem, copowiedzieć...
- Powiedz  tak", powiedz, że się zgadzasz, a ja zajmę się
resztą - powiedział, wpatrując się w nią pytającym wzro- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl