[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oddychaniu, oddalającym złość, dającym możli­
wość relaksu. Taak. Teraz lepiej. Wstała, dla rów­
nowagi oparła się ręką o ścianę i uniosła nogę
wysoko ponad głowę, napinając palce. Jeszcze
bardziej się rozciągnie. Tak jak to zawsze robiła,
kiedy potrzebowała chwili spokoju.
Ale kiedy podniosła wzrok, dostrzegła stojącego
na proscenium Chandlera. Łagodne światło widow­
ni obrysowywaio jego głowę i ramiona, reszta
pozostawała w cieniu. Zabawne, jak wiele może
zdradzić ludzka sylwetka. Nie była to pozycja
zaczepna: Jason stał z lekko wysuniętym jednym
Tajemnicza kobieta
119
biodrem, a ramiona zwisały swobodnie. Przeszka­
dzało mu zranione ramię, było to widać po sposo­
bie, w jaki odsuwał je od ciała. Zatknął kciuk za
pasek spodni.
Gdy tak stała, patrząc na niego i rozciągając
ciało, ogarnęło ją miłe podniecenie. Nadeszło od
stóp i zatrzymało się w dole brzucha, gdzie pul­
sowało łagodnie. Oho, mam poważny kłopot,
pomyślała.
Sam się zdziwił swoimi słowami. Chciał powie­
dzieć: „Nie chcę, żebyśmy się kłócili" albo „Prze­
praszam, wyciągnąłem pochopne wnioski" i może
jeszcze coś poza tym, ale kiedy jego wzrok wresz­
cie oswoił się z ciemną sceną, tamte pomysły
wyleciały mu kompletnie z pamięci. Beth była
dziwnie rozciągnięta, jedna jej noga zdawała się
nieprawdopodobnie długa, a pośladki niezwykle
twarde. To nie była sylwetka zwiewnej baleriny,
ale prężącego się kota. Nie łabędzia, tylko pantery,
plus zdumiewająco długa, wdzięczna szyja. Co za
miejsce do całowania, pomyślał i zgubił gdzieś to,
co chciał powiedzieć, a jego ciało wezbrało pożąda­
niem. Odsunął wszystkie praktyczne pomysły,
a jego wargi powiedziały:
- Zatańcz dla mnie.
Powoli opuściła nogę. Podeszła do niego kro­
kiem tygrysicy.
- Coś ty powiedział- - zapytała zdziwiona, ale
poznał po głosie, że go usłyszała... tylko nie wie­
działa, co z tym zrobić.
120
Dorattna Durgin
Mógł po prostu potrząsnąć głową i powrócić do
pierwotnego planu. Mógł powiedzieć: „Nie chcę,
żebyśmy się kłócili". Wtedy nie musiałby ryzyko­
wać uwikłania się jeszcze bardziej w kobietę o tak
odmiennej naturze od jego natury. Bez wątpienia
dołożyłaby mu do starych blizn nowe rany.
A jednak, nawet gdyby tak miało się stać, nie
zamierzał przepraszać za wyciągnięcie pochop­
nych wniosków. Beth była pomysłowa i impul­
sywna, wybuchowa i zrównoważona, to dlatego
na jej widok walił mu puls nie tylko w ramieniu.
Namiętność wzbierała w nim boleśnie szybko, na
samą myśl o niej.
Cholera, mam naprawdę poważny kłopot, po­
myślał.
- Zatańcz dla mnie - powtórzył.
Nie bardzo wiedziała, czy prosił, czy żądał,
w jego głosie usłyszała dziwną nutę - złości Chyba
jednak nie.
Popatrzyła na niego, a potem zamknęła oczy,
odrzuciła głowę do tyłu i nasłuchiwała. Czekała na
odpowiednią muzykę.
- Co robisz? - zainteresował się Jason.
- Cicho bądź - rzekła. - Wsłuchuję się w muzy­
kę. Twoją muzykę.
Tak, to właśnie to: wiolonczela i subtelna
perkusja w tle. Wyprostowała się i zaczęła od
powolnego adagio. Pieczołowicie dobrane ruchy
miały obrazować jego wewnętrzny ład, zorganizo­
wanie, a także siłę charakteru. Chęć podporząd­
kowywania się regułom przy jednoczesnym pielęg-
Tajemnicza kobieta
121
nowaniu własnych pasji. Dopiero teraz naprawdę
to zrozumiała. Siła przejawiała się w wyczekaniu
na chwilę właściwą do podjęcia działań. A kiedy ta
chwila nadchodzi...
Perkusja rozbrzmiała odrobinę głośniej, a do
wiolonczeli dołączyły altówki. Także ruchy Beth
nabrały tempa. Nie widziała już zaplecza, słabo
oświetlonej widowni, a nawet sylwetki Chandlera.
Zdała się tylko na swoją wyobraźnię, odtańczyła
ten moment, kiedy się ożywił i posłał jej czarujący
uśmiech wraz z paroma suchymi słowami, przepo­
jonymi cierpkim, sarkastycznym poczuciem hu­
moru. Tańczyła coraz szybciej, stawiając drobne,
posuwiste kroki w takt lekko swingującego rytmu.
Nic przesadnego. Sama powściągliwość. Wytrzy­
mane do końca.
Ale tylko do momentu, dopóki nie zmieniła się
akcja. Perkusja rozbrzmiała głośniej i szybciej,
dźwięczniej zagrały struny. Niczym Bruce Lee
wykonała figurę zwaną fan kick, potem serię obro­
tów i skoków, oszczędna w ruchach, roztrącała
kopniakami trzech mężczyzn. To była scena w ho­
lu. Dopiero kiedy przeszła do najmocniejszych
momentów,
do
niezwykłego
pocałunku
pod
drzwiami jego hotelowego pokoju, puściła wodze
fantazji, a jej ruchy nabrały większej ekspresji
- pełne rozmachu skoki i zwarte piruety, a wresz­
cie wymownie, szeroko wyrzucone ramiona, mó­
wiące o potrzebie dania z siebie wszystkiego.
Wylądowała przed Jasonem w idealnie wytrzy­
manej pozycji. Oddychała ciężko, ale nie była
122
Doranna Durgitt
zadyszana, rozgrzane mięśnie połyskiwały potem
z wysiłku. Zerknęła na jego twarz, ale nie potrafiła
rozszyfrować jej wyrazu. Na pewno widziała
wzruszenie. Coś, czego nie daje się ująć w słowa.
Wyciągnął do niej ręce, objął i pocałował. Po­
całunek był długi i głęboki. Kiedy wreszcie mu­
siała złapać oddech, całował dalej w policzek,
w ucho, w czuły, zewnętrzny kącik oka. Golił się
jeszcze przed wyprawą do winiarni, krótki zarost
drapał jej twarz delikatnie, w sam raz, żeby miło
podniecać. Przechylił jej głowę do tyłu i wodził
ustami po tej pięknej, długiej szyi, która tak go
zachwycała.
Beth zatraciła się w jego pocałunkach. Wzdłuż
kręgosłupa czuła cudowny dreszcz, który przez
plecy i ramiona docierał do piersi i dołu brzucha.
Skubnęła zębami ucho Jasona i uśmiechnęła się,
kiedy zesztywniał od stóp do głów, aż po palce [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl