[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pracuje...
- 105 -
S
R
- Jak ja - podchwyciła. - Obydwie jesteśmy do twoich usług, czyż nie?
Przesunął palcami po włosach. Dzisiaj rano otworzyła się przed nim,
pozwoliła bliżej siebie poznać. Co się z tym wszystkim teraz stało?
- Miałem dzisiaj męczący dzień. Nie mam ochoty na sprzeczki z
zazdrosną żoną.
- Ja zazdrosna? - Niedowierzająco uniosła brwi i z ironicznym uśmiechem
pokręciła głową. - Ja tylko dla ciebie pracuję i nie interesuje mnie to, że jesteś
niewyżyty seksualnie.
- Niewyżyty seksualnie? - powtórzył powoli.
Kim zdała sobie sprawę, że posunęła się za daleko. Nie miała takiego
zamiaru. %7łałowała swoich słów. Był oburzony. Ciężko oddychał.
- Złotko, ty też masz gorący temperament. Więc nie kryj się za
oskarżeniami, bo dzisiaj rano praktycznie sama się prosiłaś.
- Nie, tego już za wiele. Ani dziś rano, ani nigdy o nic się nie prosiłam.
W tej chwili nienawidziła go. Sprawiał, że czuła się naprawdę podle,
rozdarta między sprzecznymi namiętnościami. Zacisnęła pięści, mając ochotę
rzucić się na niego.
- Temperament emanuje z ciebie pomimo chłodu, jaki okazujesz ludziom.
Chodz do mnie, to ci pokażę, co zrobić z taką ilością energii. Marnujesz ją na te
wszystkie ćwiczenia, kiedy ja też chciałbym z niej skorzystać.
- Nick! - krzyknęła ostrzegawczo.
- Ten pokój jest dzwiękoszczelny, a drzwi zamknięte na klucz - ciągnął
dalej, rozluzniając krawat i zdejmując marynarkę.
Pojmując aluzję, Kim zerknęła na długą kanapę. Zbliżając się powoli,
zaczął rozpinać guziki koszuli.
- To ty zaczęłaś tę grę. Nie uciekniesz przede mną. Pomimo wysiłków.
Jesteś pełną miłości kobietą. Tak słodką, jak tylko mężczyzna mógłby sobie
wymarzyć.
- 106 -
S
R
Kim cofnęła się i poczuła za sobą brzeg biurka. Mogłaby przerzucić go
przez nie. Wiedziała, że to zrobi, jeżeli tylko jej dotknie. Rzucił koszulę na
krzesło. Spojrzała na umięśniony tors. Zaschło jej w gardle i zaczęła drżeć. Gdy
wielka dłoń Nicka dotknęła jej piersi, ugięły się pod nią nogi.
- Jesteś moja - wyszeptał.
Czuła ciepło wypełniające ciało.
- Nie miałem zamiaru kochać się tutaj z tobą, ale twoja zazdrość... -
Uśmiechnął się ironicznie. - Mężczyzni lubią, gdy kobiety reagują tak jak ty.
Takie zachowanie zdradza uczucie.
- Nie chciałam... - Oparła dłonie o biurko za sobą, gdy Nick pochylił się
ku niej.
Uśmiechnął się czule i znacząco.
- Takie wielkie, niebieskie oczy... Nie bój się. Chodz bliżej. Jesteś jak
żywe srebro, gdy cię dotykam.
Patrzyła na niego bezradnie, pragnąc rzucić mu się w ramiona, poddać się
pożądaniu.
Przesunął dłonią po jej ramieniu ku nadgarstkowi. Ujął go delikatnie i
podniósł do ust. Jej drugą dłoń umieścił sobie na piersi.
- Potrzebuję cię. Ogrzej mnie swoją miłością.
- Ogrzej mnie - powtórzyła szeptem, przywierając do niego. Czuła ciepło
jego ud, twarde mięśnie klatki piersiowej. Nick był uosobieniem męskiej
zmysłowości. Potrzebował jej nie tylko jako kochanki, ale też jako przyjaciółki.
Nie chciała dłużej się opierać.
- Jesteś moja... - szepnął, gładząc jasne włosy - Moja kobieta, moja
miłość.
- Nick...
Cała drżała. Czuła krew pulsującą w żyłach. Jej miękkie ciało poddało mu
się całkowicie.
- Potrzebuję cię jak powietrza - wyszeptał, przywierając do jej ust.
- 107 -
S
R
Pragnęła go równie gorąco jak on jej. Na biodrach czuła dotyk silnych
rąk, podnoszących ją nieznacznie w górę. Dłonie wczepiła we włosy,
przywierając mocniej do jego ust.
- Jesteś tak zmysłowa. Słodka i zmysłowa...
Kim pieściła plecy Nicka. Ustami szukała brodawek jego piersi. Zaczął
coraz szybciej oddychać.
- Kim... kochanie... czemu się tak spieszysz... Chciałem, żebyśmy za
pierwszym razem zrobili to wolno.
Zadzwonił telefon.
Nick ujął jej rozognioną twarz w dłonie i złożył szybki pocałunek na
rozchylonych wargach.
- Cholera, chciałbym wyrwać to ze ściany - powiedział, gładząc jej
skronie. Potrząsnął nią lekko. - Jesteś jak dynamit, ale chyba wybraliśmy sobie
zły czas...
Telefon ponownie zadzwonił. Kim czuła, jak powoli zaczyna powracać do
rzeczywistości.
- Nie dzwoniliby tak długo, gdyby to nie było coś ważnego - powiedział.
Przybrał skupiony wyraz twarzy.
- Cholera, już teraz wiem. Nie boisz się mnie, lecz siebie. Obawiasz się,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]