[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Dobrze... dobrze!  kiwnęła głową Arabka i, śmiejąc się, wyszła razem z właścicielką
 Alkazaru .
Po chwili drzwi się szeroko otwarły i na progu stanął nieznajomy mężczyzna. Był to
człowiek okazałej postawy, otyły, o piersi wypukłej, wysoki i mocny jak rozrosły dąb.
Miał na sobie mundur oficera policji, order na szyi, długi, brzęczący pałasz, śmiał się we-
soło i bezczelnie błyskał oczami, zębami i brylantami na palcach, dzwonił ostrogami i ni-
sko się kłaniał, patrząc na Azizę.
 Wołałaś mnie?  rzekł dobrym arabskim językiem z lekkim akcentem cudzoziem-
skim.  Jestem! Jak się nazywasz, piękna lalla?
Aziza jednym skokiem była już w kącie, tuż za łóżkiem. Stanęła tam zakrywając sobie
pierś rękoma i patrzyła jak dzikie zagnane zwierzątko pałającymi, wylękłymi, lecz groz-
nymi oczami.
 Niech pan komisarz policji wchodzi! Niech wchodzi!  zapraszała, ciągle dygając
przed otyłym panem, senora Rita.  Zaraz podam wino, cygara... Może czekolady? lodów?
Komisarz wszedł do pokoju i zamknąwszy drzwi na klucz zbliżył się do Azizy.
 Chodz tu, mała, śliczna lalla  rzekł z uśmiechem.
Kobieta milczała.
 Masz ci na początek duro!  zawołał, rzucając jej dużą srebrną monetę i spodziewając
się, że nowa mieszkanka  Alkazaru złapie ją w locie ze zwykłym okrzykiem drapieżnej
radości.
75
Moneta spadła z brzękiem na podłogę; Aziza zaś nie poruszyła się z miejsca, wpatrując
się ponuro błyszczącymi oczami w twarz mężczyzny.
 N-no, chodz tu!  wołał pieszczotliwym głosem.  Bądz dobrą, rozumną dziewczyn-
ką. Chodz, milutka lalla!...
Wyciągnął do niej rękę i zamierzał dotknąć jej ramienia.
Aziza uskoczyła na bok i szepnęła:
 Nie ruszaj mnie, słyszysz?
 Jaka niedobra, a taka piękna, cudownie piękna kobietka!  zaśmiał się komisarz i
schwycił góralkę w objęcia.
Wtedy stała się rzecz dziwna, niewytłumaczona. Oto ramiona komisarza, z łatwością
obezwładniające najsilniejszych zbrodniarzy, zostały rozerwane jakąś niewidzialną siłą i
opadły bez mocy i ruchu, a następnie na głowę jego spadł cios tak straszliwy, że komisarz
z okropnym krzykiem runął na podłogę.
Aziza niby przez sen widziała leżącego na ziemi człowieka, ostre, pokrwawione kawał-
ki strzaskanej butelki i ściekającą po podłodze strugę wina, słyszała krzyki i gwar tłumu,
dobijającego się do drzwi, lecz po chwili oprzytomniała i znowu wcisnęła się do kąta, go-
towa do obrony i oporu.
Z trzaskiem wywaliły się drzwi i tłum ludzi poprzedzany przez policjantów wdarł się do
pokoju. Podniesiono i wyniesiono ciężko rannego i zemdlonego komisarza i dopiero wtedy
zwrócono się do Azizy. Jacyś umundurowani ludzie coś mówili do niej, nie rozumiała ich
jednak i stała pochylona i zaczajona, podobna do drapieżnego zwierza, który gotuje się do
rozpaczliwego skoku.
Długo broniła się Aziza, drapiąc, szarpiąc, gryząc ludzi, którzy usiłowali związać jej rę-
ce kopała ich nogami, biła pięściami, wyrywała im włosy i nie dawała się. Wreszcie, osła-
biona i wyczerpana, zemdlała, wydając krzyk taki, jaki wyrywa się po raz ostatni z piersi
człowieka, zanurzającego się do otchłani, aby już nigdy nie ujrzeć światła słonecznego.
Przebudzenie góralki nastąpiło w więzieniu.
Dochodzenie i sąd trwały długo. Była to męka beznadziejna, znęcania się nad duszą i
rozumem ludzkim, ohydna komedia sprawiedliwości, szalbierstwo prawa...
Opowiedziała o wszystkim, co zaszło i co doprowadziło ją do zbrodni i więzienia, lecz
to, co zeznała, obróciło się przeciwko niej wobec sędziów hiszpańskich.
Mąż jej, napadający na hiszpańską karawanę, podpisanie przez nią umowy z Saffarem
el Snussi, znajdującej się w posiadaniu senory Rity del Costagnarez, ciężkie rany, zadane
butelką komisarzowi policji Jego Królewskiej Mości króla Hiszpanii  stanowiły szereg
ciężkich zbrodni.
Aziza zaś nic nie wiedząc, że stoi przed sądem hiszpańskim, mówiła o wszystkim
otwarcie, nic nie kryjąc i nic nie zmieniając.
Hiszpania nie mogła darować jakiejś berberyjskiej góralce napadu na swego urzędnika,
w chwili, gdy Abd el Krim, zuchwały powstańczy wódz, śmiał marzyć o wyzwoleniu Ka-
bilów spod władzy urzędników królewskich.
Zemsta musiała być dokonana dla przykładu innych pogardzanych barwnych  dziku-
sów .
Sąd skazał Czar Azizę, żonę Rasa ben Hoggar, rodem z Wysokiego Atlasu, na pięć lat
ciężkich robót.
Brama więzienna natychmiast po skończeniu sądowej komedii z głuchym łoskotem za-
mknęła się za góralką.
Tu, w wielkiej sali, gdzie siedziały za kratami inne kobiety, tu dopiero zrozumiała Azi-
za, co się z nią stało. Zrozumiała też, kim był Saffar el Snussi i co uczyniła, słuchając jego
namów, słów pieszczotliwych, błagań pokornych i namiętnych.
Nie mogła tylko zrozumieć, co teraz z nią będzie i co ma robić dalej.
76
Myślała o tym i w dzień, i w nocy, chodząc i pracując jak we śnie, przybita, zdumiona,
ponad wyraz i zrozumienie, zrozpaczona, prawie obłędna.
 Ona  córka hadża, co dwakroć odwiedził grobowiec potężnego Proroka, przestała
oczy swoje zwracać ku niebu, a modły i myśli ku Allachowi.
Nie śmiała, a może czuła wielką niesprawiedliwość, przed którą nie obronił jej Allach
Muhaimin, Allach Hadi, Allach Adl.84 Był dla niej słabej i opuszczonej  Allachem Czadid
i Madhill.85
Za co?
Buntowała się w niej dusza i zrywał się szał nienawiści i zawziętości, rodzącej myśli
bluzniercze i krwawe zamiary.
Odpędzała od siebie myśl o Rasie, całą siłę wspomnień wytężając, aby ciągle widzieć
przed sobą oblicze Saffara el Snussi. Namiętność zmysłów, szał upojenia, przeszedł w za-
ciekłą nienawiść, zimną jak ostrze noża, wbijanego w gorące ciało człowieka. Gdy się z
mgły minionych dni zjawiała piękna, pełna zachwytu i uwielbienia, twarz Araba, Aizza
czyniła dziewięć magicznych znaków i szeptała formułę zemsty i przekleństwa.
 Aziail! Rudiail! Demrat i Afrit! Nar, adżaż, hanecz, ifri, demmgabor!86
Ulepiła sobie z chleba figurkę człowieka i napisała na niej imię  Saffar . O północy
podniosła się z pryczy i ukrywszy się w najciemniejszym kącie, szeptała straszliwe zaklę-
cia  khankatirija i po każdej strofie jego odłamywała części figurki, zaczynając od nóg i
kończąc na głowie. Powinno to było spowodować śmiertelną chorobę całego ciała i śmierć
człowieka, imię którego było wypisane na zniszczonej figurce. Teraz była pewna, że dżin-
ny chorób, wezwane przez nią o północy doby spędzonej bez modlitwy do Allacha, doko-
nają straszliwej zemsty nad Saffarem el Snussi.
Aziza nagle się uspokoiła.
Powoli zaczęła jej powracać rozwaga, zdrowa myśl, a nawet nadzieja. Zaczęła bacznie
się rozglądać i nad czymś rozmyślać. Upłynęło jeszcze kilka dni, i Aziza, po raz pierwszy
po długiej przerwie odnalazła  gibla 87 i znowu zanosiła gorące modły do Allacha, prosząc
go o przebaczenie i pomoc.
Kobiety, osadzone w więzieniu, pracowały dla wojska hiszpańskiego, szyły, prały bieli-
znę dla żołnierzy, sortowały wystrzelone naboje karabinowe piekły i pakowały do blasza-
nek galety.
Upłynęło kilka miesięcy, gdy pewnego razu do celi, gdzie siedziało kilkanaście kobiet
wraz z Azizą, wszedł dozorca więzienny i kazał wszystkim wyjść na podwórze. Wyprowa-
dzono wszystkie pod pieczą jednego żołnierza na ulicę i pognano przez miasto do szpitala
wojskowego, gdzie kazano im myć podłogi, trzepać sienniki, koce, zamiatać korytarze i
podwórze.
Gdy kobiety powracały już o zmierzchu do więzienia, żołnierz prowadził je przez ry- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl