[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kozę trzymali w gabinecie, zimą żuła listy i książki, ślizgała się po zmarzłych szczynach. Raz
ukradli kożuszek na dworcu i wtedy przyszedł młody funkcjonariusz. Z psem. Stara chciała
go zastraszyć awanturą, krzyczała: znam ja wasze psy, to są psy, że się im pokazuje chustecz-
kę, potem kładzie o dwa kroki dalej, a pies szuka i szuka, i nie może znalezć!... Ja wiedzia-
łem, że stara jest głupia. Nie o psa przecież chodzi, myślałem. Nie o kradzież. Tu przyszedł
Milicjant. On. Sam. Osoba. Ten, Który Wie. Przed Którym Się Nic Nie Da Ukryć. Ale to były
krótkie chwile moich wierzeń w coś, co świat zespala w jedność. Wspomnienia z czterech
pierwszych lat istnienia są pozrywane, nie tworzą całości. Cóż pamiętam? %7łe schrupałem kie-
dyś bombkę choinkową. %7łe chorowałem rokrocznie. %7łe raz mama powiedziała  koniec koń-
ców , obracając na palcu kluczyk od walizki, a ja długo sądziłem, że ten kluczyk to jest wła-
śnie  koniec końców ... Czy ty w ogóle mnie słuchasz? To dobrze. Postawiłem kilka pierw-
szych kroków i sceneria zaczęła się rozpadać. Deformować, zmieniać, jakieś wozy, rzeczułka,
poszarpany bombami brzeg, w który wchodzi zielona woda, liliowy chutor i pierwsze dozna-
nie absurdu: tu Niemcy, samoloty, motocykle, istny  koniec końców , a w chutorze jakby
nigdy nic, dostojna stypa, ludzie w czarnych suknach, wielki pogrzeb najstarszego z rodu.
Nawet moje sny nie miały stabilności, nawet tam wkraczało pałubiczne życie, ale co za życie,
ale co za sny, na glinianej podłodze, na poduszce dla rannych z wmontowanym radioodbior-
nikiem... Czego chcesz? Z ra-dio-od-bior-ni-kiem! Nie krzyczę na ciebie, tylko do ciebie. Bo-
wiatr-zry-wa-sło-wa!.
 ... z wmontowanym radioodbiornikiem, w którym nadawali Damę Pikową i  możesz
sobie wyobrazić  zmieszała się ze snem, rano bałem się otworzyć oczy, byłem pewien, że
zielona woda podpływa pod chatę i unosi mnie. Jest muzyką ze szczątków instrumentów i
płyniemy... Wiesz co? Przejdzmy na przedni pomost. Nie, w tramwajach nie siadam, żebym
potem nie musiał ustępować. Nie. W ten sposób spłycasz to, co powiedziałem, jeżeli czytasz
w tym drobnomieszczańskie utęsknienie za domem, spokojem, skorupką, Ursyn, nie o to cho-
dzi. Czekaj. Ja zapłacę. Dlatego, że akurat mam złotówkę, a ty byś musiał rozmieniać dwu-
dziestaka. Słuchaj. Zjawiasz się na scenie. Chcesz odegrać rolę. Skoro już jesteś, skoro już
jest scena, chcesz odegrać rolę. Nie. Nie wszystko jedno jaką. Twórczą, to wystarczy. Nie
przerywaj, kiedy mówisz, ja ci nie przerywam. Wchodzisz na tę scenę. Rozglądasz się, wiesz,
że z tych i z tych względów, narzuconych w sytuacji dramatycznej, masz stanąć na tle tamtej
seledynowej kotary i powiedzieć... Ursyn! Kpiarzu, cholerniku. Ale niech ci będzie, masz
powiedzieć:  Pocałujcie wy mię... Chodzi o to, żeby coś powiedzieć na tle tej kotary. I nagle
zamiast tej kotary widzisz... (Ursyn:  Laubzegę.)
...powiedzmy.
80
 Więc tego  mówi Ursyn.  Rzeczywiście.
 Odchodzisz, bo kto wie, czy nie zbłądziłeś. O, spostrzegasz, coś tam wisi... (Ursyn: 
Tam? To pewnie Chodynicki. Zapił się na śmierć i teraz się powiesił.)  Nie przeszkadzaj.
Podchodzisz, widzisz, że to nitka. Próbujesz coś powiedzieć na tle nitki. Ale tymczasem to
już nie jest scena. Stoisz w...
(Ursyn:  W łazni. )
...w ogromnych warsztatach, w których tysiące ludzi, każdy coś przenosi, rumor, akade-
mia, ktoś podejmuje jakieś kwoty z kasy, ktoś zobowiązania, ze stołu spada kaktus w pękatej
doniczce, ty chcesz wygłosić swoją kwestię tam, na tle doniczki, ale doniczkę już sprzątnęli,
zaczynasz się śpieszyć, już nie jesteś młody, masz arytmię serca, długi, telewizor, dom, rodzi-
nę, dzieci, a nie odegrałeś roli, żadnej roli... Co? Już most? To wysiadamy.
 W jakimś stopniu to, co powiedziałem, wpływa na moje wiersze. Na spotkaniu autor-
skim... Chodz przez park, odprowadzę kawałek... Powiedzieli mi... Kto mi powiedział? Nie
pamiętam twarzy. Zwykle patrzę nad głowami widowni. One leżą na dole i nad nimi rosną
świetlne konstrukcyjki  to ich wypowiedzi. Czasem są ze sobą sprzeczne, wtedy się zderzają
i jak druty pod tramwajem iskrzą. Powiedzieli mi, że moje wiersze są topograficzne. Jak? A
właśnie, że nie takie głupie. Buduję tereny. Wizje zagospodarowane. Jakbym się obsesyjnie
chciał określić wobec otaczających mnie przedmiotów. Nie wiem, czy to zarzut.
 To do której Mawka na mnie będzie czekał? Do siódmej. Co? Ja? Mam porozmawiać? Z
Mawką? Nie, dlaczego mi wmawiasz, że jestem zdziwiony, po to przyjechałem, żeby spotkać,
porozmawiać... O czym? Tak. To jasne. Kicaja nie. Masz słuszność. Nie, bez plastyka nie
wyjdzie, oczywiście. Mawka. Co?... Rozumiem. Luzna propozycja. Jasne, jedna z wielu, a
jednak... Nie żebym się wahał. Muszę zebrać myśli. Tak, powiadasz: Mawka redaktorem
działu plastyki? Zaryzykujemy... Zaryzykuje... Na pewno indywidualność... Skąd, czy jestem
niezadowolony z twojej propozycji? Nonsens. Sam ci pokazałem Mawkę. On jest moim
przyjacielem... Był. To wszystko jedno. Za dwadzieścia siódma, no to cześć. Cześć, Ursyn.
 
Pytam, czy się dziwi, że przyszedłem. Czy chciał, żebym przyszedł. Na pewno jest wygło-
dzony. Twarz mu ześniedziała, spłakał się od cebuli, którą żywi się cały dzień. Leży w stężo-
nym zapachu zestarzałego dymu, który zatracił kolor i gnije w powietrzu jak ryba, bo ta prze- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl