[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spraw przekraczał jego najśmielsze wyobrażenia!
Ale przecież statek powinien opaść pod określonym kątem. Jeżeli można
dotrzeć do pięciu, to i z dalszymi nie powinno być kłopotów. Dlaczego w takim
razie się ograniczać?
Nie jesteśmy jedynymi uczestnikami tej gry wyjaśnił stary Makiem.
Włączają się i inni. Być może, pózniej będziemy się mogli jakoś z nimi zgodzić,
ale jedynym elementem, którego żadną miarą nie potrafimy zbudować, jest prze-
dział silnikowy. Mamy wielu takich, którzy latali w kosmosie, lecz w większości
są to technicy. Ty umiesz sterować statkiem ale czy umiesz go zbudować?
Nie przyznał.
Już od dawna nie mieliśmy pilota obeznanego z typem 41. W każdym razie
nie mamy do nikogo takiego dostępu. Przypuszczam jednak, że wskutek postępu,
jaki nastąpił w tej dziedzinie, niektóre przynajmniej elementy jego wyszkolenia
są dziś bezużyteczne. Mam rację?
Może i tak odparł Trelig. Napędy, a także sposoby programowania
i sterowania komputerami uległy już w moich czasach zasadniczym zmianom.
A zatem dla pewności można się domyślać, że tylko ty, ten twój pomocnik
Julin i kobieta, Mavra Chang, potraficie poprowadzić ten statek naprawdę kom-
petentnie?
Trelig kiwnął głową, zdając sobie sprawę, jak wielkiej nabiera w tym świetle
wartości.
Jeżeli nie ma tu ludzi, którzy przybyli najdalej przed stuleciem, to powie-
działbym, że jest to raczej pewne.
Soncoro ta konstatacja zdawała się niezwykle radować. Znowu wychylił się
z poduszek sofy.
Ten cały Julin. Czy można mu ufać?
Trelig wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Mniej więcej tak samo, jak mnie.
Soncoro świsnął z podziwem.
A więc aż tak zle? To znaczy, że są na razie małe szanse na jakiś interes,
póki nie dostaniemy przedziału napędowego.
A więc wiecie, gdzie on jest? spytał Trelig, zdumiony.
Jest przedstawicielem rasy Dasheen, i to męskim, niech to diabli! Już z te-
go tytułu zajmie tam uprzywilejowaną pozycję. Yaxa są już dość zaawansowani
ze swoimi planami, może nawet trochę nas wyprzedzili, a on na pewno zawrze
z nimi sojusz, jeżeli tylko będzie mógł. Musimy więc ruszać i to możliwie jak
najszybciej. Ten, kto zawładnie zespołem napędowym, będzie miał cały statek.
194
Wyjaśnij mi jeszcze dwie rzeczy nalegał Trelig.
Dalej, mów zgodził się stary.
Po pierwsze: co by się stało, gdybym nie wypłynął tutaj jako Makiem?
Z tego, co mówisz, wnoszę, że i tak mieliście zamiar rozpętać wojnę, że wszystko
było do niej przygotowane. Więc co: wiedzieliście?
Oczywiście, że nie! odparł tajny władca Makiem. Tak, jak to w końcu
wyszło, było zwyczajnie prościej. I tak musielibyśmy przechwycić poszczególne
zespoły i czekać, aż się zgłosi któreś z was. Ktoś musiał wreszcie wypłynąć!
Trudno było odmówić logiki temu rozumowaniu. No dobrze, a drugie pytanie?
Jak tu załatwiacie sprawy seksu? spytał Trelig.
Soncoro w odpowiedzi ryknął śmiechem.
Dasheen
Ben Julin otrząsnął się i otworzył oczy.
Pierwsza jego myśl dotyczyła bólu. Jego braku, połączonego z przywróconym
czuciem we wszystkich częściach ciała. Już tylko z tego powodu doznał ogromnej
ulgi. Zaraz jednak przyszła następna: gdzie był i kim był?
Usiadł i rozejrzał się. Niewątpliwie wiele się zmieniło. Był lekko krótko-
wzroczny i zupełnie niewrażliwy na barwy. Z tego, co widział, wnosił jednak,
że wylądował w kraju rolniczym; było widać bale siana, płoty i wąskie dróżki
rozbiegające się we wszystkie strony i przecinające się pod kątem prostym. Po
drugie był to kraj nizinny. Mimo że w odległości ponad 500 metrów obraz
zaczął się rozmywać, mógł dostrzec linię horyzontu.
Popatrzył teraz po sobie. Grube, muskularne, włochate, długie nogi przypo-
minały trochę ludzkie, chociaż same stopy były raczej dziwne: bardzo szerokie,
w owalnym kształcie, zbudowane z jakiejś twardej odpornej substancji. Z przodu
miały jakby wcięcia, ale nie mógł nimi ruszać tak, jak palcami u nóg. Wydawa-
ło się, że miały po prostu zapewnić pewną elastyczność przy chodzeniu. Miał
ramiona zapaśnika olbrzymie, napęczniałe muskuły pokryte cienką warstwą
sztywnego, brązowego włosia. Palce krótkie i grube, z tej samej mocniejszej
substancji co stopy, i wyposażone w stawy w odpowiednim miejscu oraz w prze-
ciwstawny kciuk. Schylił się i poklepał po stopach. Odgłos był jakiś głuchy i twar-
dy. Zauważył bardzo słabe czucie w rękach i w nogach, chociaż cała reszta ciała
była normalnie wrażliwa.
Skórę miał brązową, prawie całą pokrytą krótkim, szczeciniastym włosem,
lecz oczywiście odbierał ją jako ciemnoszarą. Spojrzenie ku lędzwiom przeko-
nało go, że był nie tylko mężczyzną, ale wręcz supermenem. Widok ten sprawił
mu prawdziwą przyjemność, mimo iż sam instrument był kruczoczarny! Był to
największy przyrząd, jaki kiedykolwiek zdarzyło mu się widzieć.
Tylko pierś pokryło mlecznobiałe owłosienie. Sam tors był, podobnie jak nogi,
mocnej konstrukcji; mięśnie, napinane od niechcenia, pęczniały pod skórą w gi-
gantyczne węzły.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]