[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jej dłuta przybierał właściwy kształt.
Wybrałeś inkarnację, która jest tak pociągająca i potężna
Bóstwo wybuchnęło śmiechem.
Powinnaś była ujrzeć formę, jaką przyjąłem jako bóg rasy Saurów, nim wielka lawa zalała
stary świat. Tamta dopiero mogła zadziwić. Przez skały przebiegł lekki dreszcz, gdy pokryta
łuskami potworna głowa, powodując prawdziwy deszcz okruchów skalnych, oderwała się od
skalnej kolumny i poruszyła w obie strony, rozglądając się po pieczarze Ale tamto ciało nie
zmieściłoby się w tak nędznej przestrzeni.
Twoje czyny wyszeptała Zeriti musiały być zaprawdę fascynujące, przez te
niepoliczone wieki twego boskiego panowania. Przesunęła się ku dłoniom bóstwa,
wykuwając kamień ze szczególną ostrożnością i uwagą. W którym miejscu tej planety, lub
nieznanego wszechświata, jeśli wolno mi spytać, mój panie, narodziłeś się po raz pierwszy?
Bóstwo pochyliło ciężką głowę, spoglądając na jej smukłą, pochyloną w pokorze sylwetkę.
Jestem Sylurianinem zabrzmiała lakoniczna odpowiedz.
Och Zeriti w dalszym ciągu pracowała z pełnym szacunku oddaniem nad zakończonymi
szponami palcami swego boga. Nie wiem gdzie jest Siluria, lub była. Może zaginęła gdzieś
w odmętach czasu i przestrzeni. Ale wiem, oczywiście, że twój święty byt wywodzi się wprost z
pierwotnego mułu, który dał życie nam wszystkim, że byłeś pośród tych, którzy unieśli się zeń
pierwsi, stanęli ponad innymi i władali wszystkim, co biega, pływa lub pełza.
Tak, nie sposób zapomnieć tej chwili rozległ się głęboki, ponury głos Jukali.
Wysiłkiem swej woli powstaliśmy i osiągnęliśmy panteon. Byłem pomiędzy Wielkimi
Pradawnymi. Tsathoggua, Bokrug, Set
degeneraci, którzy porzucili swe kończyny i zaczęli znów pełzać. No cóż, zwyczaje i mody
przychodzą i odchodzą, a my, bogowie, musimy mieć otwarte umysły. Set i ja byliśmy dobrymi
kompanami w tamtych wspaniałych czasach.
I będziecie znów, panie.
Zeriti odłożyła dłuto i postąpiła krok w tył, by przyjrzeć się wielkiej opancerzonej dłoni, w
której wykuwanie włożyła tak wiele wysiłku. Potężne mięśnie napięły się i boska dłoń uniosła
się wśród opadających fragmentów skały. Jukala zbliżył ją ku swym oczom, przyglądając się
uważnie. Potem wykonał kilka ruchów w powietrzu i wreszcie sięgnął, jakby na próbę, ku
ramieniu Zeriti, ściskając je lekko.
Wiedzma krzyknęła pod tym dotknięciem, z rozkoszy lub bólu, i porzuciwszy młotek,
uchwyciła kurczowo wielką szponiastą łapę obiema dłońmi i zaczęła obsypywać ją pełnymi
czci pocałunkami.
Cóż za siła, wielki Jukalo. Twój dotyk wzbudza we mnie dreszcze. Uklękła, by zebrać
porzucone narzędzia, i z pasją zaczęła wykuwać z kamienia drugą boską dłoń. Tors i biodra
wciąż pozostawały uwięzione w skale.
Panie, twoja obecność emanuje męskością westchnęła z entuzjazmem. Nie mogę się
doczekać chwili, kiedy ujrzę potęgę i moc twych
Och, tak. Bóg, najwyrazniej zadowolony ze swych kształtów, roześmiał się ponownie.
Jakkolwiek wspaniała jest forma, którą teraz przyjąłem, mam pewne plany co do pomniejszych
wcieleń. Nie sądzisz, że byłoby interesujące pojawić się wśród ludzi i obserwować ich życie w
ukryciu, jako jeden z nich. Użyję w tym celu śmiertelnego ciała, które mi obiecałaś, gdy tylko
tu przybędzie. Zdaje się, że jak na ludzkie standardy jest ono całkiem niezłe, więc zapewni mi
szacunek, do którego jako bóg jestem przyzwyczajony. Co więcej, twierdzisz, że ten
śmiertelnik zyskał już sławę, że podziwiają go, a nawet obawiają się go w waszym świecie. To
byłby dobry początek. Być może dla samego wyzwania, jakie to za sobą niesie, podbiję
najpierw wasz świat na jego materialnej płaszczyznie, zanim zawładnę jego sferą duchową.
W swej boskiej mądrości, o Jukalo, podejmiesz najlepszą decyzję, co należy uczynić
wyszeptała Zeriti, wciąż pogrążona w pracy. To prawda, iż tamto ciało też jest potężne i
męskie, ale nigdy tak potężne i boskie jak to. Odsłoniwszy drugą rękę boga, szarpnęła nią,
pomagając jej uwolnić się z resztek skalnych okowów. Potem wygięła się w łuk pod jej
pieszczotą jak młoda kotka. Po tej krótkiej chwili powróciła do pracy, krusząc kamień z nową
energią.
Dokonanie zamiany ciał nie powinno być trudne obwieścił Jukala. Najważniejsze
jest jednak złamanie starożytnych pieczęci, aby uwolnić moją prawdziwą esencję z miejsca jej
spoczynku. Potem, kiedy wycisnę z tego nędznego ludzkiego ciała jego duszę, z łatwością
wypełnię je swą nieśmiertelną boskością i użyję zgodnie ze swą wolą. Ale niezbędne jest
złamanie pieczęci.
Wypełnię to zadanie, zapewniam cię, wielki Jukalo! Studiowałam uważnie starożytne
papirusy.
Gdy odpadł kolejny kawałek skały, Zeriti odskoczyła z entuzjastycznym okrzykiem. Potem
przyjrzała się dziełu swych rąk.
Och, panie, jakaż wielkość i dostojeństwo. Wstrzymała oddech, kierując swe spojrzenie
ku dołowi. Nigdy nie widziałam takiej doskonałości fizycznej formy, tak dalece
przewyższającej jakiekolwiek śmiertelne ciało!
Potężne, muskularne ciało Silurianina wygięło się w łuk i oderwało od kamiennej
powierzchni, wśród opadającego skalnego gruzu. Dwa energiczne ruchy uwolniły stopy, a z
kamiennej kolumny pozostał tylko drobny ułamek tego, czym była przedtem, zaledwie
podtrzymujący strop krypty.
Sięgnąwszy przed siebie, bóg uniósł Zeriti w swych gigantycznych ramionach, troskliwie i
delikatnie, i poniósł ją ku pokrwawionemu ołtarzowi.
XIX
POWY%7łEJ KATARAKTY
Wykończeni chorobami i ciężką przeprawą przez dżunglę i malaryczne bagna, podróżnicy
stanęli teraz przed nowym zadaniem czekała ich wspinaczka na zbocze tego olbrzymiego
skalistego kanionu. Hk Cha nalegał wprawdzie, aby wybrali drogę przez dżunglę, która
pozwoli im okrążyć wodospad, ale Conan wolał trzymać się koryta rzeki i zrezygnować z
gościnności kanibali. Rozmiękające i rozpadające się trzcinowe statki trzeba było tutaj
porzucić, gdyż zupełnie nie nadawały się do transportu w górę wodospadu. I tak niemal cudem
wciągnęli na kamienną półkę nieliczne konie, które przeżyły morderczy upał i wilgoć,
przegniłe siano jako strawę, plagę insektów i zatrute strzały. Wspinaczka byłaby śmiertelnie
trudna nawet dla pozbawionych bagaży ludzi, a Conan i jego pozostający na nogach
towarzysze musieli odbyć ją w tę i z powrotem co najmniej dwudziestokrotnie obciążeni jak
muły, aby przenieść cały ekwipunek i chorych.
Na górze powietrze było suche i czyste, a jasne promienie słońca i rześka bryza wiejąca z
porośniętych stepem wzgórz stanowiły miłą odmianę po wilgotnych, duszących mgłach dolnej
części dżungli. Widziana ze szczytu wodnej katarakty, dżungla zdawała się jednolitym
płaszczem zieleni, upalnym piekłem, z którego zdołali się uwolnić nadludzkim wysiłkiem.
Powyżej katarakty las porastał tylko wąskie pasy ziemi wzdłuż obu brzegów Styksu i jego
dopływów, dalej znajdował się suchy step. Taki właśnie teren zapamiętał Conan ze swojej
wcześniejszej podróży na wschód. Rzeka była tutaj głęboka, o jakby nieco mniej czarnej tom,
ale daleko było jej do potęgi i szerokości, jaką prezentowała na nizinach Stygii.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]