[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozumieć. Nie rozumiał, dlaczego płacze, a teraz, kiedy oczekiwał, że będzie dwa razy
bardziej przygnębiona niż przedtem, ona nagle zachowywała się najzupełniej normalnie,
jakby się nic nie stało. A może to 01 wszystko wyolbrzymił, może próba odebrania sobie
życia nie jest czymś aż tak strasznym? Może wcale nie musiało potem dochodzić do długich
rozmów, szlochów i uścisków? Może. Siedziała sobie na sofie, oglądała wideo - dzień jak co
dzień.
- To włączyć dalej ten film? - spytał w końcu.
- A tobie nie będzie przeszkadzać? - upewniła się. - Bo chciałabym zobaczyć, jak to
się skończy.
64
ROZDZIAA DWUNASTY
Zapełnienie sobie dnia nigdy nie stanowiło dla Willa problemu. Nie był może bardzo
dumny z powodu braku jakichś pamiętnych osiągnięć, natomiast dumą napawała go
umiejętność unoszenia się na oceanie czasu, jakim rozporządzał. Ktoś mniej pomysłowy
łatwo mógłby utonąć.
Najłatwiej było z wieczorami - miał wielu znajomych. Nie bardzo wiedział, jak to się
dzieje: nigdy nie miał kolegów, a kiedy dziewczyny stawały się byłymi dziewczynami,
przestawał z nimi utrzymywać kontakty. Ludzie jakoś jednak do niego ciągnęli: faceci ze
sklepu płytowego, który ongiś odwiedzał, faceci, z którymi grał kiedyś w piłkę czy squasha,
faceci z pubowej drużyny quizowej, do której kiedyś należał - i to zupełnie wystarczało.
Niewiele byłoby z nich pożytku, gdyby - co trudno przypuścić - zaczęły go nawiedzać myśli
samobójcze czy - co jeszcze trudniej przypuścić - gdyby miał złamane serce, ale byli
znakomici, jeśli chodzi o bilard, piwo czy curry.
Tak, tak, z wieczorami nie było żadnych kłopotów, natomiast za dnia pole do popisu
otrzymywały cierpliwość i wynalazczość, wszyscy bowiem znajomi byli w pracy - chyba że
mieli urlop ojcowski, jak John, ojciec Barneya i Imogeny, z którym Will nie miał ochoty się
spotykać. Jego zmagania z dniami polegały na wyszukiwaniu kolejnych zajęć, które
rozciągały się na mniej więcej pół godziny. Czytanie gazety, kąpiel, odkurzanie, oglądanie
Home andAway oraz Countdown, rozwiązywanie krzyżówki w kibelku, spożywanie
śniadania i obiadu, zakupy... Oto nasączone czynnościami zupełnie podstawowymi dziewięć z
dwudziestu okresów, na które rozkładał się czas do wypełnienia. Szczerze mówiąc, Will
czasami zastanawiał się, jak jego znajomi potrafią pogodzić normalne życie z pracą.
Podejrzewał, że niektórzy z nich muszą niektóre rzeczy wykonywać bardzo powierzchownie.
Czasami, kiedy miał nastrój, odpowiadał na ogłoszenia o pracę zamieszczane w
"Guardianie" w rubryce mediów. Lubił ją, gdyż miał wrażenie, że nadawał się do każdego z
pojawiających się tutaj zajęć. Czy mogło być trudne wydawanie czasopisma budowlanego,
prowadzenie małej galerii czy przepisywanie tekstów do prospektów wakacyjnych? Z
pewnością nie, myślał, i pisał do potencjalnych pracodawców listy tłumaczące, dlaczego jest
65
najwłaściwszym na dane miejsce kandydatem. Załączał też życiorys, chociaż ten liczył tylko
dwie strony. Uważał za nader chytre rozwiązanie to, że numerował je "l" i "3", sugerując, że
na zapodzianej gdzieś stronie drugiej wyliczone były szczegóły jego fascynującej kariery.
Miał nadzieję, że adresaci olśnieni listem i niezwykłą skalą jego zainteresowań bezzwłocznie
zaproszą go na rozmowę, podczas której olśni ich samą swą osobowością. Tymczasem jeśli w
ogóle, to otrzymywał tylko chłodne odpowiedzi odmowne.
Jakoś szczególnie się tym nie przejmował; zgłaszał się w takiej samej intencji, w
jakiej zaoferował się pracować w jadłodajni dla bezdomnych i w jakiej został ojcem Neda:
wymyślona alternatywa, która pozostawała bez związku z jego rzeczywistym życiem. Nie
potrzebował pracować i było mu całkiem dobrze z tym, jaki był. Sporo czytał, chodził do
kina, biegał, smacznie gotował dla siebie i znajomych, co jakiś czas, gdy już za bardzo mu się
nudziło, odwiedzał Rzym, Nowy Jork i Barcelonę... Nie odczuwał j akiej ś palącej potrzeby
zmian.
Dzisiaj rano jednak nadal ciążyło na nim wspomnienie ostatniego weekendu. Z
jakiegoś powodu - być może dlatego, iż w normalnym życiu za dnia podzielonym na
dwadzieścia jednostek, a wieczorem upływającym na zabawie, bardzo rzadko spotykał się z
prawdziwymi dramatami - stale powracała myśl o Pionie i Marcusie i o tym, jak sobie radzą.
Ponieważ w "Guardianie" nie było żadnych interesujących ogłoszeń, zaczął nawet snuć
dziwne i zapewne szkodliwe rozważania, czy nie powinien w jakiś sposób wkroczyć w ich
życie. Może bardziej był potrzebny Pionie i Marcusowi niż Suzie. Może z nimi dwojgiem
mógłby zrobić coś... naprawdę. Na przykład niczym dobry wujek dałby im trochę rozrywki i
zabawy. Zacząłby zabierać gdzieś Marcusa, na przykład na mecze Arsenału; Fiona może
chciałaby zjeść kolacyjkę na mieście albo wybrać się do teatru?
Koło jedenastej zadzwonił do Suzie, która w trakcie drzemki Megan piła właśnie
kawę.
- Chciałem się dowiedzieć, co tam u twojej przyjaciółki.
- Chyba dobrze. Nie wróciła jeszcze do pracy, ale Marcus poszedł do szkoły. A jak u
ciebie?
- Wszystko świetnie.
66
- Mówisz tak wesoło, że pewnie wszystko się jakoś rozeszło po kościach? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl