[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Już jest dobrze. Perry odzyskał przytomność i chce do mamy.
 Słucham?
John wzrokiem wskazał jej syna. Otrząsnęła się, z pewnym
opóznieniem zorientowała, że napad minął i że Perry na nią patrzy.
Natychmiast wybuchnęła płaczem.
 Och, Perry, mamusia tak się martwiła...
Widząc, że matka płacze, maluch też się rozpłakał. Mackenzie
tymczasem wyjęła z apteczki rękawiczki. Na szczęście znalazła się tam też
latarka kieszonkowa, dzięki czemu Mackenzie mogła od razu zbadać zrenice
chłopca. Takie same i reagujące na światło.
Jak na kogoś, kto właśnie przebył atak, jego tętno też mieściło się w
normie.
 Dobra robota  oznajmił John, puszczając do niej oko.  Karetka już
jest na miejscu. Zaraz tu chłopców przyprowadzę.  Oddalił się, a ona miała
mu za złe, że tym mrugnięciem wytrącił ją z równowagi.
 Mama... ty mnie rozgnieciesz...  chlipnął Perry, nieco już
uspokojony.
 Chce pani, żebym do kogoś zadzwoniła? %7łeby czekał na was w
szpitalu?  zapytała Mackenzie.
 Do męża.  Podała Mackenzie numer telefonu.
Gdy ratownicy położyli Perry'ego na noszach, Mackenzie opowiedziała
matce o atakach padaczki i chociaż nie mogła mieć pewności co do
przyczyny, nie mając wyników badań mózgu, zauważyła, że kobieta
wyraznie się uspokoiła.
70
R
L
T
 Pojedzie pani z nami do szpitala?  zapytała.  Pani tak ładnie się nim
zajęła. Ma pani dzieci?
Mackenzie spojrzała na Johna.
 Tak, jedno, trochę starsze od Perry ego.
 To pani wie, jak to jest. Rozumie pani, że jak z dzieckiem dzieje się
coś niedobrego, to dobrze mieć przy sobie kogoś, komu się ufa.
 Oczywiście. Zobaczymy się w szpitalu  zapewnił ją John takim
samym tonem, jaki Mackenzie słyszała pięć lat wcześniej. Patrząc za
odjeżdżającym ambulansem, nie mogła się powstrzymać, by nie wziąć Johna
za rękę.
 Masz wielki dar kojenia ludzkich obaw  zauważyła.
 Nazwałbym to właściwym podejściem do pacjenta.
 Wobec tego twoje podejście jest wyjątkowe.
Przez dłuższą chwilę patrzyli sobie w oczy. Tak, coś między nimi
przybiera na sile, ale nie znała odpowiedzi na pytanie, co z tym zrobić ani co
to może być.
John odkaszlnął.
 Może już...
 Jedzmy.  Ale żadne nie ruszyło się z miejsca, nie chcąc zerwać tego,
co ich łączy. W końcu jednak, w tej samej chwili cofnęli dłonie.
 Skup się  mruknął, a ona w pełni się z tym zgodziła.
Jeszcze przed weekendem John wprowadził się do domu w uliczce
Macknezie. Wypożyczył meble, a w przeprowadzce pomagali mu
Mackenzie, Bergan i państwo Allingtonowie. Ruthie biegała po pustym
domu, pokrzykując i ciesząc się echem. Nosiła mniejsze rzeczy, na przykład
poduszki, książki i inne nietłukące się drobiazgi.
Dołączyli do Perry'ego i jego matki w szpitalu. Chłopiec dostał
71
R
L
T
skierowanie na tomografię mózgu oraz badanie krwi. Ponadto zatrzymano go
noc na obserwację. Chwilowo nie dopatrzono się przyczyny ataku.
 Współczuję tej kobiecie  rzekła Mackenzie, zanim opuścili szpital. 
Czasami najgorsza jest niewiedza.
 Na szczęście ich lekarz rodzinny dostanie sygnał, że w przyszłości
mogą się ujawnić jakieś schorzenia.
 Perry jest taki... mały.  Westchnęła.  Jak widzę coś takiego, to mam
ochotę do końca życia nie wypuszczać Ruthie z objęć.
Rysy Johna stężały.
 Znam to uczucie.
Wziąwszy się pod boki, lustrowała salon Johną,
 %7łeby ten pokój wyglądał na zamieszkany, brakuje tu jeszcze
rodzinnych fotografii na regale  stwierdziła. nie mam żadnych rodzinnych
fotografii  odparł tak oschłym tonem, że aż na niego spojrzała.
 John, to nie jest żadna aluzja  zastrzegła się.  To tylko taka uwaga 
wyjaśniła, karcąc się w myślach.  Uwaga na marginesie urządzania wnętrz.
Nie chciałam..
 Okej.  Potrząsnął głową.  To ja zareagowałem.. przesadnie. 
Wyszedł z pokoju, zostawiając ją z wyrzutami sumienia. Mimo to nadal ją
intrygowało, dlaczego John nie ma żadnych zdjęć. Tym bardziej że
praktycznie wszystko, co wnosili do jego domu, było albo właśnie kupione,
albo z wypożyczalni.
Nie uszło jej uwadze, że z hotelu przywiózł tylko kilka walizek z
ubraniami. Być może nie potrzebuje wspomnień w ładnych ramkach.
Pod wieczór zamówił kolację dla wszystkich pomocników. Przy
nowym stole w nowej jadalni mieli okazję lepiej się poznać.
 Dzięki za miły wieczór  powiedziała, niosąc zmęczoną Ruthie do
72
R
L
T
drzwi.
 Nie, to ja dziękuję za pomoc.  Położył jej rękę na ramieniu.  To był
męczący, ale bardzo udany dzień.
 Zdecydowanie, a na dodatek Ruthie jest wykończona, a to dodatkowy
plus.  Dziewczynka coś zamruczała, po czym znowu oparła głowę na
ramieniu matki i za mknęła oczy.
 Chcesz, żebym ją zaniósł?
 Nie, nie trzeba. Dam radę. Chociaż jak śpi, robi się okropnie ciężka.
 Ale teraz jesteśmy sąsiadami, a sąsiedzi sobie pomagają.  Nim
zdążyła się odezwać, przejął od niej Ruthie i wyszedł na dwór.
Wyprzedziła go, by otworzyć drzwi do swojego domu i zaprowadzić do
fioletowej sypialni.
Gdy położył dziewczynkę na łóżku, zdjęła jej buty, po czym stanęła nad
nią.
 Jak ten czas szybko leci  zauważyła półgłosem.  Są takie dni, kiedy
wydaje mi się, że to wczoraj byliśmy z nią w szpitalu w Sydney, czekając na
wyniki operacji.
 Tak  szepnął.
Mackenzie wydało się całkiem naturalne, że powinien ja objąć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl